Przemysław Pawlak poprzez sukcesy swoich zawodników idzie śladem uznanych wrzesińskich trenerów.
Ze szkoleniowcem rozmawiamy o jego drodze na szczyt, ale też wyboistej drodze jego wychowanków.
„WW” - Z Orkanem związany jesteś od zawsze. Możesz przypomnieć swoje początki, jeszcze jako zawodnik?
Przemysław Pawlak: - Początek lekkoatletycznej przygody to rok 1993 i start w mistrzostwach powiatu szkół podstawowych w kulą, gdzie zająłem drugie miejsce. Pchnąłem wtedy kulą 5 kg na odległość 9,30 m i trener Andrzej Pujdak stwierdził, że to bardzo dobry wynik jak na pierwszy start i zapytał, czy nie chciałbym rozpocząć treningów. Umówiłem się na pierwszy trening, a rok później zostałem mistrzem makroregionu z wynikiem 12,39 m. Zdobywałem przez okres treningu u trenera Andrzeja Pujdaka finałowe miejsca w pchnięciu kulą i rzucie dyskiem w mistrzostwach Polski. Raz mogłem zdobyć medal, bo pchnąłem kulę bardzo daleko, ale sędzia podniósł czerwoną chorągiewkę, gdzie trener i ja byliśmy przekonani, że pchnięcie było udane. Kontynuowałem treningi we Wrześni do 1999 roku, do czasu pójścia na studia na AWF w Poznaniu.
- Kiedy zapadła decyzja, że zostaniesz szkoleniowcem? Kto miał na to wpływ?
- Najpierw podjąłem decyzję, że idę na studia na Akademię Wychowania Fizycznego do Poznania na kierunek wychowanie fizyczne, a po drugim roku studiów rozpocząłem równolegle studia trenerskie. Duży wpływ na to, że zostałem trenerem miał trener Jerzy Sudoł, który był wtedy trenerem koordynatorem wojewódzkim, trenerem kadry narodowej w dysku i później v-ce prezesem PZLA. Od samego początku, gdy rozpocząłem studia trenerskie, asystowałem właśnie jemu oraz trenerowi Czesławowi Cybulskiemu (trener mistrzów olimpijskich – przyp. red.) na wszystkich obozach kadry wojewódzkiej w rzutach, dzięki temu zdobywałem wiedzę i doświadczenie jako szkoleniowiec oraz poszerzałem swój warsztat pracy jako trener. Często jeździliśmy wtedy na zgrupowania do Cetniewa, który do dzisiaj jest Centralnym Ośrodkiem Przygotowań Olimpijskich i sam dzisiaj jako trener kadry narodowej w dysku z tego miejsca korzystam. Duży wpływ na to, że zostałem trenerem od razu po skończeniu studiów miało zatrudnienie w 2003 roku na stanowisku nauczyciela wychowania fizycznego w ZSTiO we Wrześni. Zostałem zatrudniony równolegle w Orkanie Wielkopolska jako trener lekkiej atletyki do prowadzenia rzutów, z których jak przyszedłem zrezygnował mój pierwszy trener Andrzej Pujdak.
- Twoi pierwsi podopieczni byli równie zdolni jak bracia Rodziakowie? Ilu było takich, którzy nie wykorzystali swojej szansy?
- W swojej karierze miałem wielu zdolnych zawodników nie licząc obecnego mistrza Europy U18 Jakuba Rodziaka, czy jego brata brązowego medalisty mistrzostw Polski seniorów Damiana. W większości byli za mało wytrwali w walce o wyższe cele tłumacząc się często brakiem czasu, sytuacją finansową czy rodzinną, które nie pozwalały im kontynuować rozwoju swojej kariery sportowej. Zawodnicy, którzy zasługują na moje wyróżnienie, to Mateusz Matuszak z rocznika 1986 z Nekli, który przestał trenować ze względu na kontuzję. Druga bardzo zdolna zawodniczka, która przez sytuację osobistą musiała przerwać karierę, to Martyna Losa. Miotaczka zdobyła 12 medali Mistrzostw Polski. Reprezentowała nasz kraj na Mistrzostwach Świata Juniorów Młodszych oraz Mistrzostwach Europy Juniorów pchając kulą 4 kg już jako juniorka 15 metrów. Byli nieraz zawodnicy i zawodniczki o bardzo dobrych warunkach fizycznych z predyspozycjami do osiągania wielkich wyników, ale rezygnowali z nieznanych mi względów. Szkoda, że często młodzi ludzie są tacy niecierpliwi w osiąganiu i dochodzeniu do wielkich wyników.
- Kiedy trenera Przemysława Pawlaka zaczęto zauważać w związku lekkoatletycznym?
- Polski Związek Lekkiej Atletyki zaczął zauważać mnie od momentu, kiedy bardzo dobre wyniki zaczęła osiągać Martyna Losa, która miała w 2009 roku 5. wynik na świecie w kategorii U18. Od dwudziestu lat nieprzerwanie koordynuję i prowadzę szkolenie kadry narodowej B w rzutach w Wielkopolsce. Odpowiadam w niej za organizację i przeprowadzenie szkolenia. Są w niej obecnie moi zawodnicy, czyli Marcelina Nowicka, Oliwia Nowak oraz Jakub Glinka. Prowadzę równolegle od zeszłego roku kadrę narodową A w rzucie dyskiem w kategoriach od juniora do seniora, w której są również moi najlepsi zawodnicy, czyli Damian i Jakub Rodziak. W latach 2014-2016 prowadziłem kadrę narodową osób niepełnosprawnych, w których miałem dwóch swoich zawodników Mateusza Michalskiego w sprincie i Marka Wieteckiego w rzucie oszczepem i dyskiem.
- Największa niepowodzenie w roli trenera to…?
Występ zawodniczki na Mistrzostwach Świata U18, gdzie mimo 5. wyniku na świecie skończyła rywalizację na 14. miejscu z gorszym od życiówki rezultatem o 1,5 metra. Drugą sytuacją jest zdobycie 4. miejsca na Mistrzostwach Europy Osób Niepełnosprawnych w rzucie oszczepem. Zawodnik osiągnął wspaniały rekord życiowy w rzucie oszczepem na mistrzostwach Polski tydzień później, który dałby mu medal mistrzostw Europy.
- Jakub może nie zdążyć do Los Angeles, będzie miał wówczas tylko 21 lat, czyli mało jak na miotacza. Damian w 2028 będzie już ukształtowanym zawodnikiem. O czym marzy ich szkoleniowiec w kontekście przyszłych Igrzysk Olimpijskich?
- Marzeniem moim jest start Damiana na Igrzyskach Olimpijskich w Los Angeles, który uważam za bardzo realny, ale pod warunkiem, że będzie tylko trenował, a nie będzie musiał pracować, co w tej chwili czyni, aby się utrzymać. Jakuba na pewno widzę na Igrzyskach Olimpijskich, ale czy będzie to Los Angeles, to byłbym ostrożny, ponieważ jest jeszcze młodym zawodnikiem.
- Trenerzy lekkoatletyczni, nawet ci ze sporymi sukcesami, zarabiają niewielkie pieniądze w stosunku choćby do szkoleniowców gier zespołowych. Nie boli Ciebie ten fakt, że skazany jesteś pracować „dla idei”?
- Zarobki trenerów w lekkiej atletyce są niskie w stosunku do gier zespołowych, ale ja tego nie zmienię. Uważam tylko, że pieniądze na sport powinny być uzależnione od sukcesów danej dyscypliny sportu i samego klubu. Takie rozwiązanie byłoby sprawiedliwe, zapewniłoby utrzymanie wysokiego poziomu szkolenia i nikogo by nie dziwiło dlaczego sporty, które mają sukcesy, zdobywające medale dla państwa, nie mając środków chociażby na opłacenie trenerów. Małe zarobki trenerów w lekkiej wynikają z tego, że środki na sport są ograniczone, a nie każdy jest w stanie pozyskać sponsora, ponieważ nie jest aż tak medialny jak choćby gry zespołowe.
- Wasi wychowankowie po skończeniu szkoły średniej wyjeżdżają do ośrodków akademickich i zmieniają klubowe barwy. Jest jakaś szansa, aby nadal reprezentowali Wrześnię, aby w czasie telewizyjnych relacji i biegu na przykład Mariki Majewskiej mówiło się o naszym mieście?
- Problem nie leży w kwestii uczelni, których nie mamy we Wrześni, bo można studiować zaocznie lub zdalnie, ale problem leży w sytuacji finansowej klubu. Budżet mamy za mały, aby ich utrzymać, a stypendia w naszym mieście są kilkukrotnie niższe niż np. w Poznaniu. Dodatkowo akademickie kluby mają stypendia za zdobycie wysokiego miejsca w Akademickich Mistrzostwach Polski, a my nie jesteśmy jako uczniowski klub sportowy klubem uczelnianym. Nie mamy siły przebicia, aby utrzymać studenta u nas. Damian jest wyjątkiem, bo chciał bardzo ze mną współpracować i nie był na żadnej uczelni. Nie wiem jak długo będzie w naszym klubie jak nie znajdzie sponsora, ponieważ dostał się na studia AWF w Poznaniu. Przykre, ale prawdziwe, bo mieliśmy w ostatnim latach wielu utytułowanych zawodników z sukcesami międzynarodowymi: Paulina Guzowska, Marika Majewska, Marta Zimna, czy teraz Jakub Rodziak i nie jesteśmy w stanie zapewnić im takich środków finansowych, aby zostawali we Wrześni i w naszym klubie.
Romka09:23, 03.08.2024
2 0
Przykładem zwyciężania zła dobrem jest ten z Nowogrodzkiej który m.in wdowę po pracowniku BOR do zbrodniarzy zaliczył i bez wyroku sądowego odebrał emeryturę. Prawy i Sprawiedliwy a nawet litościwe panisko przecież mógł na 25 lat do więzienia wsadzić 09:23, 03.08.2024