Mózgiem tego skoku jest dobrze zbudowany 40-letni mężczyzna. Feralnego dnia na dworcu PKP w Poznaniu wynajmuje taksówkę (samochód marki Wanderer W24). Młodemu szoferowi oferuje 5 tys. zł za kurs do Wrześni, z ewentualnym przedłużeniem do Konina.
Herszt wysiada na wrzesińskim rynku. Po pewnym czasie wraca z dwoma młodymi mężczyznami. Jeden z nich jest ubrany po wojskowemu. Taksówkarz zawozi ich przed budynek poczty przy ulicy Lenina (dzisiejszej Warszawskiej). Towarzystwo wysiada i pieszo udaje się do Komunalnej Kasy Oszczędności (dzisiejszej siedziby Santander Banku).
– Poczekaj tu na nas, kolego – mówi do szofera przywódca bandy.
STRZAŁ I UCIECZKA
Jeden z bandytów staje w drzwiach banku. Dwaj pozostali wchodzą z pistoletami do środka. Każą personelowi położyć się na podłodze. W międzyczasie przychodzi dwoje pracowników Państwowej Fabryki Głośników (późniejszego Tonsilu). Mają pobrać milion złotych na wypłaty dla załogi. Im również bandyci każą się położyć.
Najpierw pytają kierownika, czy ma broń, po czym żądają kluczy do kasy. Szef placówki odpowiada, że klucze ma kasjer. Ten orientuje się, co się dzieje, dlatego próbuje zasłonić się pancerną płytą i schować się w tzw. bunkrze kasowym. W kasie tego dnia jest 200 tys. zł.
Napastnik ubrany w wojskowy mundur oddaje strzał w stronę kasjera. Jednak cała sytuacja płoszy bandę. Zbóje uciekają z banku. Wsiadają do taksówki zaparkowanej przy budynku poczty i ruszają pełnym gazem na szosę Poznań–Warszawa.
Ranny w lewy bok kasjer naciska dzwonek alarmowy, który zawiadamia Milicję Obywatelską.
13. POSTERUNEK
Za napastnikami rusza pościg. Oprócz milicjantów uczestniczą w nim ubowcy i żołnierze. Służby działają jednak nieskutecznie i nie od razu udaje im się zatrzymać bandytów.
Milicja ustawia blokadę w Strzałkowie i kontroluje wszystkie pojazdy mechaniczne. Gdy funkcjonariusze zatrzymują jedno z aut, od strony z Wrześni nadjeżdża taksówka z bandytami. Przestępcy, widząc blokadę, nagle skręcają w kierunku Paruszewa. Milicjanci, zamiast ścigać bandytów zatrzymanym autem, biegną na posterunek po motocykl. Szajce udaje się odjechać.
Wkrótce jednak patrol motocyklowy natyka się na samochód przy drodze. Milicjanci zatrzymują taksówkarza, ale bandyci uciekają.
Do tropienia złoczyńców funkcjonariusze używają psa milicyjnego. Zwierzak jednak nie podejmuje śladu. Zapada decyzja o organizacji obławy wokół Strzałkowa.
Około godziny 22.00 zbóje pojawiają się w Słupcy. Na stacji PKP kupują bilety do Warszawy. Rozpoznaje ich jeden z milicjantów. Bandyci znowu zaczynają strzelać. Stróż prawa nie może odpowiedzieć ogniem, ponieważ zacina mu się pistolet.
Hersztowi bandy prawdopodobnie udaje się odjechać pociągiem do Warszawy.
STRZAŁ W SERCE
Jeszcze tej nocy, 9 lipca, o godzinie 1.30 patrol składający się z milicjanta i ormowca natyka się na dwóch zbiegów. Na pytanie „kto idzie?” odpowiadają: „cywile!”. Milicjant zauważa w ich rękach pistolety. Próbuje wygarnąć do nich z pepeszy, ale automat zacina się. Po przeładowaniu funkcjonariusz puszcza serię, ale chybia w ciemnościach.
Obława zaciska się. Jeden z patroli milicyjno-żołnierskich zauważa odciski butów oficerskich na polu. Ślady prowadzą w kierunku stogu stojącego między Skarboszewem a Graboszewem.
Gdy stóg jest już otoczony, pada wezwanie: „poddajcie się!”. W odpowiedzi padają strzały. Jeden z żołnierzy kosi serią ukrywającego się przestępcę. Drugi z bandytów przeskakuje do kolejnego stogu. Na apele o poddanie się odpowiada ogniem.
Funkcjonariusze podpalają słomę, ale bandyta nie chce poddać się żywcem. Strzałem w serce popełnia samobójstwo.
ŚLEDZTWO
Dochodzenie milicyjno-ubeckie po tym zdarzeniu nie trwa długo. Dwóch napastników zostało zabitych w obławie, przywódca bandy zdołał zbiec. Jak przypuszczają śledczy, prawdopodobnie w Słupcy wsiadł do pociągu w kierunku Warszawy.
Na trzy dni aresztowano taksówkarza z Poznania. Ustalono, że był nieświadomym i zastraszonym uczestnikiem napadu na bank. Zostaje zwolniony z więzienia.
Gliniarze badają również inny wątek. Dlaczego bandyci weszli do banku akurat tego dnia? Czy współpracował z nimi ktoś z pracowników? Śledczy stwierdzają, że był to przypadek. W kasie znajdowało się wówczas 200 tys. zł, natomiast w skarbcu ponad 2 mln zł. Jak wyjaśnia kierownik Komunalnej Kasy Oszczędności, to nie był najlepszy dzień do napadu, ponieważ bywają też takie, kiedy w skarbcu pieniędzy jest o wiele więcej. Nawet 5–6 mln zł.
Ranny w napadzie kasjer po jakimś czasie wraca do pracy w banku.
Zdjęcie główne. Budynek Komunalnej Kasy Oszczędności przy ul. Lenina (Warszawskiej) we Wrześni. Fot. Franciszek Włosik.
Zdjęcie w środku. Mapka prezentująca plan napadu z 8 lipca 1948. Źródło. IPN Poznań
1 1
Gang Olsena 🤣🤣🤣🤣🤣🤣🤣🤣🤣
1 0
Dzisiaj żeby kraść wystarczy wstąpić do polityki.
Użytkowniku, pamiętaj, że w Internecie nie jesteś anonimowy. Ponosisz odpowiedzialność za treści zamieszczane na portalu wrzesnia.info.pl. Dodanie opinii jest równoznaczne z akceptacją Regulaminu portalu. Jeśli zauważyłeś, że któraś opinia łamie prawo lub dobry obyczaj - powiadom nas [email protected] lub użyj przycisku Zgłoś komentarz