Zamknij

Andrzej Piaseczny nie ściga się już więcej z trendami. Co jeszcze powiedział w wywiadzie dla „WW"?

12:28, 23.08.2022 . Aktualizacja: 13:16, 23.08.2022
Skomentuj

Na tradycyjnych nekielskich Wiankach 25 czerwca wystąpiły gwiazdy polskiej piosenki – Kasia Wilk i Andrzej Piaseczny. Przed występem udało nam się porozmawiać z „Piaskiem”. 

„WW”: Koncert w Nekli będzie miał nietypowy element. Dojdzie do wspólnego wykonania utworu z Kasią Wilk. To następstwo wydarzeń z poprzedniego tygodnia z Knurowa. Wtedy to Kasia zaprosiła Pana na scenę. Było to zaskakujące? 

ANDRZEJ PIASECZNY: – Zaskakujące w tym sensie, że nieczęsto zdarza mi się przed moim koncertem oglądać czyjś koncert jako zwykły widz, w środku zgromadzenia, pod sceną. Kasię bardzo lubiłem i nadal lubię, ona o tym wie doskonale, bo mówiłem jej to wielokrotnie. Koniecznie chciałem zobaczyć jej koncert. Ona mnie dostrzegła i zaprosiła na scenę. Próbowałem usprawiedliwiać, że moja pamięć jest wyjątkowo marna. Ale zespół zaczął grać „Co mi panie dasz" – a to było nagranie, w którym obydwoje uczestniczyliśmy w pandemii. I nie było odwrotu. Dodatkowo to piosenka, którą moje pokolenie zna na pamięć. Jakoś nam to wtedy poszło, było śmiesznie i wesoło. Dzisiaj znajdujemy się w tym samym miejscu, dlatego namówiłem Kasię, żeby nauczyła się jednej z moich piosenek, którą zaśpiewałem dawniej wspólnie z Ewą Bem. Mam nadzieję, że będzie dobrze. Tego rodzaju współprace – choćby nawet były spontaniczne, jak ta nasza – powodują, że koloryt koncertowy jest troszkę większy. I to jest też dowodem tego, że niektórzy artyści naprawdę się lubią.

Czy Andrzej Piaseczny jest atrakcyjny dla dzisiejszej młodzieży?

– Oni mają swoje wzorce i twórców, którzy dla nich piszą teksty i które odpowiadają ich problemom. Mam 51 lat i nie chciałbym się ścigać z trendami, bo byłbym w tym śmieszny. Nie będę się ścigał z językiem młodzieżowym. A ten język się zmienia. Osiecka i Młynarski pisali inaczej, Anita Lipnicka czy Kasia Kowalska jeszcze inaczej. Dzisiaj też są zmiany i to jest jasne. Buntowanie się przeciwko takiemu biegowi rzeczy byłoby nie najmądrzejszym zachowaniem.
Bardziej odnajduje się pan w utworach spokojnych czy tanecznych? Nawiązuję do opinii o ostatniej płycie – dla jednych jak najbardziej trafiona, dla innych zbyt taneczna.

– Myślę, że odnajduję się w jednych i drugich. Gdybym uważał inaczej, to nie podejmowałbym takich prób. A czy to się podoba publiczności, to już jest zupełnie inna sprawa. Trochę dlatego powiedziałem o spełnianiu swoich marzeń – bo to jest tak, że kiedy się wchodzi na scenę, doświadcza się pierwszej i drugiej popularności, to chce się już ją utrzymać. Jestem już trochę w takiej lidze, że tak czy inaczej jestem rozpoznawalny i mogę robić to, co mi się podoba. Nie do końca chciałbym się już kierować tym, żeby trafić w dziesiątkę. Teraz wystarczy mi trafienie w tarczę.

Poza karierą muzyczną jest Pan osobowością telewizyjną. Jak Pan wspomina udział w roli jurora i nauczyciela w kilku edycjach najpierw The Voice of Poland, a później The Voice Senior?

– Te programy dały mi dużo radości i w pewnym sensie nauki różnego rodzaju. Zarówno tej muzycznej, jak i życiowej. Kiedy się pracuje z młodzieżą, to ma się unikalne doświadczenie patrzenia na koloryt pierwszego ognia. A ta barwa się zmienia. Kiedy pracowałem z seniorami, to była dla mnie wielka nauka życia. Ten program wygląda zupełnie inaczej i jest znacznie skromniejszy pod względem elementów wyścigu i wygrywania za wszelką cenę. I to jest naturalne, że to tak wygląda. Bardzo przyjemnie wspominam chwile bycia tam. Co do samego formatu, to trzeba wiedzieć, że jest to telewizyjne show. To nie jest faktycznie próba znalezienia najlepiej śpiewającej osoby w Polsce, ale chodzi o znalezienie takiej osoby, która może zrobić karierę. Czyli przedstawia też inne walory.

A dlaczego zgodził się Pan na bycie jurorem w Tańcu z gwiazdami?

– To jest dla mnie przygoda telewizyjna. Rozweseliłem się, jak dostałem taką propozycję, wiedząc, że o tańcu wiem właściwie niewiele. Patrząc na inne wydania tego programu, jak choćby w Wielkiej Brytanii, są dwie zasadnicze różnice. Tam jako jurorzy są tylko i wyłącznie ludzie, który naprawdę się znają na tańcu. A druga różnica jest taka, że zawodnicy chcą się doskonalić w tych tanecznych pozach i figurach, ale program jest znacznie weselszy. U nas trzeba wygrać i ci ludzie czasem gubią radość show, a co za tym idzie, tańca. Oczywiście wiem o tym, że moją rolą w programie jest wprowadzenie trochę innego rodzaju życia, pewnego rodzaju uśmiechu, troszkę szargania się z tymi postawami wyraźnie oceniającymi perfekcjonizm tańca. Taka jest moja rola, wiem o tym i głośno o tym mówię. Też nie sądzę, żebym kiedykolwiek chciał się komukolwiek przedstawiać jako człowiek, który w tym względzie wchodzi w jakieś znawstwo. Takie programy zawsze są w jakimś stopniu o jurorach. Tutaj mają oni mniejsze znaczenie, ale jednak wpływają też na oglądalność, na to, czy się w programie uśmiechamy czy nie, na sposób komunikacji z zawodnikami czy z publicznością. Wiem, że trochę tak jest, że niektórzy chcą popatrzeć na nas, co będziemy tam fajnego czy też nie do siebie mówić.

Rozmawiał Radosław Jagieła

(.)

Co sądzisz na ten temat?

podoba mi się 0
nie podoba mi się 0
śmieszne 0
szokujące 0
przykre 0
wkurzające 0
facebookFacebook
twitterTwitter
wykopWykop
komentarzeKomentarze

komentarz(0)

Brak komentarza, Twój może być pierwszy.

Dodaj komentarz

0%