Zamknij

Teresa Waszak: „To była ciężka praca całego zespołu”

Filip BiernatFilip Biernat 07:00, 05.04.2024 Aktualizacja: 12:41, 05.04.2024

Rozmowa z Teresą Waszak, ustępującą wójt gminy Kołaczkowo, obecnie kandydatką na radną Sejmiku Województwa Wielkopolskiego z ramienia Trzeciej Drogi (Polski 2050 i Polskiego Stronnictwa Ludowego). 

„WW": Kończy się pani druga kadencja na stanowisku wójta gminy Kołaczkowo, z najlepszym budżetem w historii samorządu na ziemi kołaczkowskiej. Wydatki to 56 mln zł, w tym 26 mln zł na inwestycje – wskaźnik inwestycyjny 40 proc. Pytanie: jak to się robi? 

TERESA WASZAK: – Ciężką pracą całego zespołu. Dzięki temu pokazaliśmy, że jesteśmy skuteczni. Potrafimy pozyskiwać środki zewnętrzne. Budżet naszej gminy w 2015 roku wynosił 19 mln zł, a w tej chwili już po zmianach mogę powiedzieć, że ponad 59 mln zł. Wydatki inwestycyjne w 2015 roku wynosiły 500 tys. zł, no a w tej chwili to już pan tę kwotę podał. 

Rozmawiałem z burmistrzami gmin ościennych, którzy chcieli powyciągać pani pracowników i im się nie udało. Czy oni faktycznie tak dobrze zarabiają w Kołaczkowie? 

– Nie mnie to oceniać, musiałby pan zapytać pracowników. Ale mnie to cieszy. Zespół budowałam przez dziewięć lat i na pewno nie polegało to na tym, że „zwalniam cię, jesteś niepotrzebny". Jeśli ktoś się przeprowadzał, to jest zrozumiałe, że kończył pracę i prosił o zwolnienie. Czasem bywało, że wyrażałam zgodę, a czasami to zwolnienie jednak przedłużałam do trzech miesięcy. Nie zgadzałam się, ponieważ były prace do dokończenia i powiedziałam, że wcześniej się nie zgodzę i nie podpiszę rozwiązania umowy za porozumieniem stron – ale to były rzadkie przypadki. Większość pracowników odeszła ze względu na wiek emerytalny. Ogłaszaliśmy konkursy na stanowiska i przychodziły młode osoby, często nieprzygotowane w konkretnym temacie, w przepisach, ale dzięki uporowi i szkoleniom doszły do naprawdę bardzo dobrego poziomu. W tej chwili mogę już powiedzieć, że w urzędzie gminy pracuje bardzo dobry zespół i ja się tym zespołem chwalę. Starałam się na zebraniach wiejskich i przy każdej okazji chwalić zespół pracowników urzędu gminy. Czy mają dobre wynagrodzenie? Starałam się należycie wynagradzać pracowników, podnosić wynagrodzenia. W ubiegłym roku zaplanowane były 10-proc. podwyżki. Dałam niższe, ale myślę, że pracownicy zarabiają dobrze. Co będzie dalej, nie wiem. Bardzo by mi zależało, aby nowy włodarz utrzymał ten zespół. Jest to gwarantem, że prace po prostu pójdą dalej, bo wszyscy są w temacie. 

Pozyskiwanie środków to jedno, ale musiała pani podjąć działania, aby samorząd miał pieniądze na tzw. wkład własny, żeby można było rozpocząć te wszystkie inwestycje. 

– Tak, chociażby to, że prawie 55 mln przeznaczyliśmy na inwestycje w przeciągu tych dziewięciu lat, a ponad 25 mln pozyskaliśmy. Pozostała kwota była z budżetu gminy. Korzystaliśmy z każdej możliwej sytuacji i programu, który udało się wpleść w potrzeby mieszkańców. Warunkiem tego wszystkiego było przygotowanie wcześniej dokumentacji – i tak się dzieje w każdym samorządzie. Pamiętam ten 2015 rok. To był czas zbierania budżetu, zmniejszania do maksimum wydatków. Nawet kosztem pracowników urzędu gminy, którzy nie otrzymali podwyżek wynagrodzeń. Wszystkie siły rzuciliśmy na przygotowanie projektów, dokumentacji, ponieważ uruchamiane były programy, z których mogliśmy skorzystać. To sprawiało, że potem otrzymaliśmy dofinansowania, na które mieliśmy dokumentację, a najczęściej były to drogi. U nas temat dróg gminnych był trochę zaniedbany i postanowiliśmy to naprawić. Taką potrzebę widzieli przede wszystkim mieszkańcy. 

A co miało wpływ na tak radykalne zwiększenie budżetu gminy? 

– Na pewno dofinansowania, nie tylko środki unijne, ale również tzw. norweskie, z Europejskiego Obszaru Gospodarczego, a także wszystkie środki, jakie mogliśmy pozyskać z budżetu państwa. Bardzo dużo funduszy otrzymaliśmy z programów, które oferował Urząd Marszałkowski Województwa Wielkopolskiego, tj. Program Rozwoju Obszarów Wiejskich (PROW) i Wielkopolski Regionalny Program Operacyjny (WRPO). Były też mniejsze środki, np. z Wielkopolskiej Odnowy Wsi – „Pięknieje wielkopolska wieś". To programy dla sołectw, głównie na remonty świetlic wiejskich, ale też trzeba było dołożyć ze swojego budżetu. Staraliśmy się pozyskać jak najwięcej i uwzględnić wszystkie miejscowości. 

Jaka jest pani opinia na temat rządowego programu Polski Ład? Niedawno stwierdziła pani publicznie, że wolałaby pani otrzymać pieniądze z tego programu na budowę obiektów oświatowych w Sokolnikach zamiast na modernizację Urzędu Gminy w Kołaczkowie. A więc był jakiś problem z selekcją projektów przez rząd. Mimo to gmina otrzymała mnóstwo środków z Polskiego Ładu. 

– Tak, były to duże kwoty, mimo że nie reprezentowałam opcji politycznej rządu. Było zdziwienie w środowisku samorządowym, dlaczego otrzymujemy aż tyle środków. Ale jestem zadowolona. Panie redaktorze, będąc na takim stanowisku, nie można być zatwardziałym lewicowcem, peeselowcem czy pisowcem. Trzeba umieć rozmawiać z wszystkimi, chcąc działać w imieniu gminy, pozyskiwać środki. Wiem, jaki mamy budżet, czym dysponujemy. Jeżeli nie pozyskamy środków zewnętrznych, nie będziemy realizować rzeczy bardzo dużych, drogich, bo nas na to nie stać. Trzeba było dobrego opisu projektów i rozmawiać tam, skąd te środki wpływały. Taką politykę prowadziliśmy i powiem, że skutecznie. To też zasługa zespołu, przygotowania wniosków, dobrego opisu, dokumentacji, którą przygotowaliśmy wcześniej. To są rzeczy podstawowe w samorządzie. Nie można liczyć na to, że ktoś na nas poczeka. Jeśli jesteśmy nieprzygotowani, odpadamy z gry. No i to był powód tego, że pozyskaliśmy tak dużo tych środków. A jeżeli chodzi o remont urzędu gminy, mógł jeszcze poczekać rok, ponieważ bardzo pilną rzeczą była budowa przedszkola w Sokolnikach. Jest przygotowany projekt, chcieliśmy tam również budować salę widowiskowo-sportową. Nasza gmina nie ma takiej hali z odpowiednią akustyką, wymianą powietrza, przygotowanej na imprezy sportowe, kulturalne czy rozrywkowe. Aplikowaliśmy, ponieważ byliśmy przygotowani dokumentacyjnie i na budowę przedszkola, i na termomodernizację szkoły w Sokolnikach, i na budowę tej hali, bo ten teren na to pozwala, żeby zbudować infrastrukturę. Bardzo mi na tym zależało, żeby w Sokolnikach zacząć którąś z tych inwestycji. I udało się z przedszkolem. Budowa rozpocznie się w tym roku i potrwa do września 2025. Otrzymaliśmy na to ponad 5 mln zł i milion na infrastrukturę wokół tego budynku, na zagospodarowanie terenu, m.in. na kanalizację, wodociągi, budowę dróg dojazdowych i placu manewrowego dla straży pożarnej. Jak dzisiaj przedszkole w Sokolnikach wygląda, to pan wie. Radni trochę się opierali, ponieważ mieści się tam tylko półtora oddziału, mimo że ten budynek jest spory. Ale jest tam duża wilgotność, po prostu złe warunki lokalowe dla dzieci. Przecież dzieci są teraz coraz bardziej wrażliwe na grzyby, alergie, na wiele innych chorób. Dzieci z tamtej okolicy – z Bieganowa, Sokolnik, Gałęzewic, Szamarzewa i Gorazdowa – będą miały szansę na uczęszczanie do nowego przedszkola. 

Niektóre inwestycje powstały wbrew pani. Mam na myśli budowę świetlicy wiejskiej w Grabowie. Nie była pani entuzjastką tego pomysłu. 

– Tak, długo oponowałam. Ale wrócę do początkowych lat mojej kadencji. Wykorzystanie świetlic było na minimalnym poziomie, a niektóre w ogóle nie działały. A przecież musimy o tę infrastrukturę dbać. Są to kwestie m.in. zabezpieczenia dachu, elewacji, wymiany okien, ogrzewania, bo przecież jak nie ogrzewamy, to wszystko niszczeje. Zdaję sobie sprawę, jakie to są koszty. Chcemy jako mieszkańcy bardzo wiele rzeczy, ale są to prośby bardzo indywidualne. Każdy patrzy przez swój pryzmat: „a ja chcę plac zabaw przy swoim domu", „a ja chcę tutaj to i to", itd. Ale kto to ma utrzymać? Samorząd musi o tym myśleć, że w perspektywie będzie wydawał na rzeczy, które nie będą służyły społeczeństwu – i do nich należą świetlice. Głośno o tym mówiłam i stąd była antypatia w moją stronę mieszkańców Grabowa Królewskiego. Wielokrotnie podkreślałam, że świetlice w naszej gminie stoją puste i motywowałam też mieszkańców do tego, żeby ożywić integrację społeczną i zaangażowanie. Myślę, że też dzięki temu powstało stowarzyszenie, koło gospodyń wiejskich. Społeczeństwo Grabowa zaczęło pokazywać, że chcą się integrować, spotykać, że nie mają takiego miejsca. Byłam za tym, żeby powstała wiata, żeby wyposażyć, uzbroić, zagospodarować teren wokół niej. Myślałam, że na tym się skończy. W pewnym momencie pojawiły się środki dla gmin popegeerowskich i złożyliśmy dwa wnioski. Jeden na przebudowę kanalizacji sanitarnej w Grabowie Królewskim i krótszego odcinka w Bieganowie. Drugi wniosek na świetlicę w Grabowie Królewskim, ponieważ zabiegała o to pani sołtys i radna (Małgorzata Jakubowska – przyp. red.). Otrzymaliśmy pieniądze tylko na świetlicę. Nie miałam wpływu na rozdanie tych środków finansowych. Społeczeństwo ma trochę chyba żal, że wybudowaliśmy świetlicę wiejską, a nie przeprowadziliśmy modernizacji kanalizacji sanitarnej, ale pozyskaliśmy dodatkową sumę rekompensującą nam utracone wpływy z podatków i przeznaczyliśmy to na gospodarkę wodnościekową. Stąd zrobiliśmy ten najbardziej awaryjny odcinek kanalizacji w Grabowie Królewskim. Drugą część środków finansowych zostawiliśmy na budowę kanalizacji przy ul. Krakowskiej w Kołaczkowie. Przekonałam też radnych do sfinansowania projektu budowy ścieżki rowerowej wzdłuż drogi powiatowej Kołaczkowo – Zieliniec za kwotę 60 tys. zł. Przygotowany projekt przeleżał kilka lat i w ubiegłym roku pojawił się program na budowę infrastruktury okołodrogowej. Przekonałam starostę, aby powiat aplikował po te środki i ostatecznie je otrzymał. W tej chwili powiat czeka już tylko, aż wykonawca zakończy budowę kanalizacji po stronie dawnego toru kolejki wąskotorowej. Pierwszy etap budowy ścieżki będzie obejmował odcinek do ul. Leśnej. Dodam, że na budowę kanalizacji sanitarnej przy ul. Krakowskiej otrzymaliśmy 100 proc. dofinansowania, po naszej stronie jest tylko VAT. A więc pozostały nam jeszcze środki, dlatego w najbliższym czasie powinna nastąpić modernizacja kanalizacji w Bieganowie i Grabowie Królewskim. To jest temat przygotowany dla następnej rady gminy. 

Miała pani plan reformy oświaty w gminie Kołaczkowo. Wszystko storpedowała reforma rządu dotycząca likwidacji gimnazjów. Czy coś się pani udało zrobić z tą oświatą, oprócz inwestycji w budynki? 

– Tak, miałam ambitny plan, aby oświatę usystematyzować. Tak ją zorganizować, abyśmy z budżetu gminy nie musieli dokładać tak dużo, jak dokładaliśmy. Jednym z pierwszych kroków było przeniesienie klas I–III z przedszkola do tysiąclatki. Myślę, że pamięta pan, jaki był opór. Nie będę używała nazwisk, kto jakie koszty wyliczał. Wystarczyło na to niecałe 100 tys. zł. Kolejny temat, który uważałam za ważny, to likwidacja przeżytku, jakim był ZEAS, a w końcu powierzenie dowozów szkolnych firmom zewnętrznym. Borykałam się z okropnym oporem wobec tych działań, dlatego powstał referat oświaty. Chciałam zmniejszyć liczbę szkół, żeby była adekwatna do potrzeb. Wiele samorządów zrobiło to wcześniej. Teraz mają jedną, maksymalnie dwie szkoły. Myśmy ten czas przespali jako samorząd. Nie mówię tu o moich kadencjach, bo to można było zrobić wcześniej. Wtedy przepisy pozwalały na to, aby samorząd mógł zlikwidować szkołę, w której było mniej niż 75 dzieci. Takie były przepisy i nikt z tego nie skorzystał. Mało tego, rozbudowywano u nas sieć szkół. Na zasadzie – ja tobie, ty mnie. Szkoda, bo mamy teraz kilka obiektów, a dzieci coraz mniej. W naszej gminie przez ostatnie dziewięć lat ubyło 200 mieszkańców. To bardzo dużo. Mam nadzieję, że rozwój budownictwa mieszkaniowego sprawi, że Kołaczkowo stanie się chociażby sypialnią Wrześni, gdzie jest dużo zakładów i miejsc pracy. Sieć komunikacyjna sprawia, że nie ma problemu z dojazdem do Słupcy, Wrześni, Poznania, Nekli, Swarzędza za pracą, a mieszkać gdzieś na wsi. Podjęłam próbę zreformowania oświaty. Nie robiłam tego w swoim interesie, ale w interesie nas wszystkich, aby chronić budżet gminy. 

Czy jest pani zadowolona ze zmian wprowadzonych w oświacie? 

– Na pewno odważnie podejmowałam decyzje dotyczące uregulowania spraw oświatowych. Na wiele rzeczy przepisy nie pozwalały – sytuacja polityczna, odgórne zarządzenia. Nie chciałam ostrych cięć, tylko robić to tak, na ile to było możliwe. Niestety się nie udało, ale nie uważam tego za porażkę. Nie wszystko się zawsze udaje. 

Czy rolnictwo w gminie Kołaczkowo zmieniło się w trakcie pani kadencji? Widzi pani jakieś zmiany? 

– Widzimy to wszyscy. To nie tylko teraz, w okresie tych dziewięciu lat, ale już wcześniej. W wielu miejscowościach w naszej gminie funkcjonowały PGR-y i rolników indywidualnych było tutaj mniej. Kiedyś w Kołaczkowie było kilkadziesiąt gospodarstw, teraz kilkanaście, a takich z pełną produkcją polową i zwierzęcą jest dosłownie kilka. Na jednym zebraniu powiedziałam, że gmina Kołaczkowo jest... jeszcze rolnicza. 

Co się zatem stało? 

– Co się stało? To jest proces powolny, długotrwały, ale myślę, że to przez brak dobrej polityki rolnej i stabilizacji w rolnictwie. Przychodzi okres, że jest dołek, bardzo ciężko jeżeli chodzi o produkcję zwierzęcą, np. tzw. dołek świński. Przeżywaliśmy to już niejednokrotnie. Albo tzw. dołek w bydle, w mleku, w opasach, gdy ceny są poniżej opłacalności. W następstwie rolnicy rezygnują z produkcji. Podobnie jest z produkcją polową. W ubiegłym roku po żniwach ceny były o 100 proc. wyższe niż w tej chwili. Rolnicy mają teraz zmagazynowane zboże. Nie chcą go sprzedawać, ponieważ cena jest zbyt niska. Do tego jeszcze sytuacja związana z wojną na Ukrainie. Dlatego gospodarstw jest coraz mniej. Jesteśmy społeczeństwem starzejącym się. Szeroka dostępność do uczelni, kształcenia się sprawia, że młode pokolenie wyjeżdża do miasta. Natomiast jak się wykształci, już nie wraca na wieś. Zostaje w mieście, tam szuka sobie pracy. Tam jest zupełnie inny styl życia, co im bardzo odpowiada. Rolnicy to w tej chwili pasjonaci, bo inaczej tego nie da się nazwać. Na wsi zostają ludzie starsi i muszą oddawać gospodarstwa w dzierżawę. W konsekwencji odchodzą z tego świata, a majątkiem dzielą się spadkobiercy, ale nie wracają. Oni napatrzyli się przez swoje życie, jak ciężko się pracuje na roli i są zniechęceni tą pracą. 

Czy Mariusz Gomulski będzie dobrym wójtem? 

– Nie wiem, dlaczego pan mnie o to pyta. Jutro (rozmawialiśmy 4 marca – przyp. red.) okaże się, jakie listy na radnych zarejestrowały komitety wyborcze. Bo te komitety, które mają minimum ośmiu kandydatów, spełniają warunki, aby zgłosić kandydata na wójta. Pamiętam, jak było w 2014 roku. Nie przygotowywałam się do wyborów. Tworzono listę PSL-u i w ostatniej chwili zapadła decyzja o moim starcie. Wracając do Mariusza Gomulskiego, to już podczas konkursu na dyrektora GOK-u był postrzegany przeze mnie bardzo pozytywnie. Czas pokazał, że jest dobrym organizatorem, że to był dobry wybór. Kultura zaczęła się rozwijać, odkąd jest dyrektorem. Wyszła z pałacu w Kołaczkowie do pozostałych sołectw i wszyscy to odczuwamy. Widzę ogromne zaangażowanie w pracy. Nie ma tak, że pracuje od 7.00 do 15.00. Szczerze uważam, że jeżeli zostanie wójtem, to będzie dobrym włodarzem i tego mu życzę, żeby udało mu się zrealizować swoje pomysły. Na zebraniach zapowiada, że na początku postara się kontynuować rozpoczęte zadania. Myślę, że to jest dobre. Nie ma sensu przewracać wszystkiego do góry nogami. Wiele rzeczy ma już zaczętych, wiele przygotowanych, pokieruje tą gminą dobrze. Jestem o to spokojna. Chciałabym takiego wójta. Młody, wykształcony, z dużą energią i optymizmem, z dobrą prezencją. Ma wszystkie atuty. 

Z czego jest pani najbardziej dumna w ciągu tych dziewięciu lat. Jakieś zdarzenia, a może inwestycje? 

– To jest trudne pytanie. Powiem, że wiele rzeczy zadziało się bardzo dobrych. 

Czy pani uratowała tę gminę? 

– Nie, a przed czym miałam ją uratować? Byłam w samorządzie, byłam radną powiatową i słyszałam, że wiele gmin pozyskuje środki przedakcesyjne. A u nas tak jakby niewiele. Jestem daleka od krytykowania moich poprzedników. Natomiast tak mi było trochę szkoda, że jakoś nie potrafimy takich rzeczy robić. Bardzo mi zależało na tym, żeby pójść w tę stronę i taka też była polityka. Dlatego zrealizowaliśmy wiele inwestycji. Powtórzę i będę powtarzać, że to nie tylko moja zasługa – to zasługa całego zespołu. Nie sądziłam, że będę miała tyle siły i energii, żeby podołać wszystkim obowiązkom, bo jestem żoną, matką i babcią. Powierzono mi ogromnie trudne i odpowiedzialne stanowisko wójta i pogodzenie tego wszystkiego... nie sądziłam, że to mi się tak uda. Do tego powiem, że mam swoje osobiste pasje – i sportowe, i takie związane z robótkami ręcznymi. Lubię piec, gotować. Potrafiłam jeszcze znaleźć czas na to. Nie sądziłam, że da się to wszystko pogodzić. Udało mi się pogodzić, ale też kosztem zdrowia i życia rodzinnego. Bardzo się cieszę, że miałam wyrozumiałą rodzinę, która akceptowała moje obowiązki, zaangażowanie tutaj, w urzędzie gminy. To bardzo pomagało. Jestem wdzięczna dzieciom i wnukom, ponieważ gdy przychodziły trudne momenty, miałam w nich wsparcie. Myślę, że to było bardzo istotne. A potem, no właśnie, ten zespół, dobra współpraca. Jestem osobą kontaktową, która lubi rozmawiać i słuchać. I jeżeli mi na to pozwala sytuacja, to staram się realizować potrzeby innych. 

Co sądzisz na ten temat?

podoba mi się 0
nie podoba mi się 0
śmieszne 0
szokujące 0
przykre 0
wkurzające 0
facebookFacebook
twitterTwitter
wykopWykop
0%