We Wrześni, wśród straganów z owocami i warzywami, w czwartek 21 sierpnia pojawiło się wyjątkowe stoisko. Nie stoi tam zawodowy sprzedawca, lecz trzyletnia Emilka. Dziewczynka choruje na neuroblastomę, jeden z najtrudniejszych nowotworów wieku dziecięcego. Trzylatka wraz z mamą, Weroniką Zdendiak, postanowiła sprzedawać własnoręcznie robione mydełka, by zebrać ogromną kwotę potrzebną na leczenie w USA.
– Córeczka wymyśliła sobie taki biznes, że będzie sprzedawała sama. My tylko pomogliśmy, kupiliśmy składniki, foremki. Zaczęło się od zabawy, od zestawu do robienia mydełek dla dzieci. Potem wpadliśmy na pomysł, że skoro sprzedaż na Instagramie idzie słabo, to spróbujemy na targu – opowiada pani Weronika. – To nasz pierwszy dzień. I od razu spotkaliśmy cudowną panią Natalkę, która pokazała nam, że są ludzie chętni do pomocy. Dzięki niej i Facebookowi każdy już wie o Emilce.
Natalia Skotarczyk, sprzedająca na targu owoce, przypadkiem miała swoje stoisko tuż obok stoiska Emilki. To ona wysłała wiadomość do posła Łukasza Litewki, znanego z nagłaśniania akcji pomocowych w internecie. Litewka, choć przebywał na urlopie, nie pozostał obojętny. W swoim emocjonalnym wpisie na Facebooku opowiedział historię dziewczynki i poprosił o wsparcie.
– Nie chcę wchodzić w dyskusję, czy miejsce dziecka w takim stanie jest na targu. Wszyscy znamy odpowiedź. Ale znamy też realia i walkę rodziców o życie dziecka. Emilka ma trzy lata, jest pełna energii i marzy, żeby sama wręczać klientom swoje mydełka. Do zebrania jest ogromna kwota, ponad 2 mln zł, ale proszę Was: kupcie wirtualne mydełko i podajcie tę historię dalej – napisał poseł w mediach społecznościowych.
– Emilka bardzo chce sprzedawać sama, żeby każdemu podać to mydełko do ręki. Niestety, jej zdrowie nie zawsze na to pozwala. Czeka ją poważna operacja, być może też chemia. Ale nawet jeśli jest gorzej, to ona w domu pakuje mydełka, robi figurki: misie, jednorożce. Brat też czasami pomaga. Najważniejsze, że Emilka czuje, że robi coś swojego – mówi mama dziewczynki.
Post posła Litewki rozszedł się błyskawicznie. Po dwóch godzinach zbiórka Emilki na portalu SiePomaga.pl wzrosła z 324 tys. zł do ponad miliona złotych, a wieczorem pojawił się zielony pasek oznaczający koniec zbiórki. Zebrane środki mają pokryć koszty leczenia w Stanach Zjednoczonych. Tam Emilka może otrzymać szczepionkę zapobiegającą nawrotom nowotworu. Czas gra ogromną rolę, bo neuroblastoma jest chorobą wyjątkowo agresywną i szybko dającą przerzuty.
Historia dziewczynki poruszyła serca mieszkańców Wrześni i internautów w całej Polsce. Mama Emilki nie kryje wzruszenia:
– Przez cztery miesiące staliśmy w miejscu, mieliśmy tylko 13 proc. sumy, a teraz czujemy się jak bohaterowie książki, w której stał się cud. Jak to dobrze, że wyszliśmy na targ – mówi pani Weronika.
W łańcuchu dobra - rozmowa z Natalią Skotarczyk, czyli jak przypadkowe spotkanie potrafi zmienić czyjś los.
„WW”: Jak wyglądało to pierwsze spotkanie z Emilką i jej mamą na targu?
NATALIA SKOTARCZYK: – To był zwykły dzień, choć ja byłam kompletnie wykończona. Mój synek ma 1,5 roku i właśnie przechodzi przez ząbkowanie, więc nocy praktycznie nie przesypiam. O piątej rano wstałam do pracy – sprzedaję owoce na targach w Słupcy, Witkowie i Wrześni. Tego dnia myślałam nawet, żeby odpuścić, ale powiedziałam sobie: „Do weekendu blisko”. Na rynku we Wrześni podeszła do mnie para z pytaniem, czy mogą stanąć obok z ręcznie robionymi mydełkami. I wtedy padły słowa: „Mydełkami walczymy o życie naszego dziecka”. W zasięgu mojego wzroku pojawiła się Emilka – maleńka dziewczynka, na której buzi było widać ciężką walkę o życie. Dałam jej wtedy własnoręcznie zrobionego aniołka. Powiedziałam, żeby chronił ją każdego dnia. Chyba naprawdę był przy niej, patrząc na to, co wydarzyło się dalej.
Co panią skłoniło, żeby od razu działać i pomóc nagłośnić historię Emilki?
– Sama jestem mamą i wystarczyło jedno spojrzenie, żeby pomyśleć: „Co by było, gdyby to spotkało moje dziecko?”. Gdy widzę cierpienie innych, nie umiem przejść obojętnie. Serce podpowiadało, że muszę coś zrobić. I to natychmiast.
Dlaczego zdecydowała się Pani napisać właśnie do posła Łukasza Litewki?
– To nie był pomysł, a bardziej odruch. Od lat obserwuję działania #teamLitewka, widzę, jak wielu osobom pomogli i jak wielką moc mają dobre emocje w internecie. Wiedziałam, że jeśli ktoś może nagłośnić tę sprawę, to właśnie on.
Jakie emocje towarzyszyły pani, gdy zobaczyła pani, jak szybko historia Emilki obiegła internet?
– To było niesamowite. Stałam wtedy obok rodziców Emilki i wspólnie patrzyliśmy, jak licznik zbiórki rośnie. Ekscytacja, wzruszenie, radość, jakbym dostała zastrzyk energii prosto do żył. Wiedziałam, że dzieje się coś wielkiego.
Spodziewała się pani aż tak ogromnego odzewu?
– Nie! Myślałam, że to będzie powolne dokładanie cegiełek. A tu zamiast ślimaka pędziła puma w butach do biegania. To było tempo, którego nie da się porównać z niczym innym.
Co najbardziej panią poruszyło – sama choroba Emilki czy jej determinacja?
– Jedno i drugie. Dorosłym często nie chce się wstać z łóżka, narzekają na korki czy ceny. A ta maleńka dziewczynka z wyrokiem na życie robiła własnoręcznie mydełka i z uśmiechem chciała je podawać ludziom. To jest siła, której nie widziałam na żadnym ringu.
Jak reagowali inni sprzedawcy i klienci targu?
– Różnie. Były osoby, które się wzruszały, ale były też przykre sytuacje. Jednak po poście Łukasza Litewki to się zmieniło, bo ludzie przychodzili, kupowali, robili zdjęcia, okazywali wsparcie. Widać było ogromne poruszenie.
Czy jest Pani nadal w kontakcie z rodziną Emilki?
– Tak. Spędziliśmy razem pół dnia i utrzymujemy kontakt w dalszym ciągu. Wiem, co u Emilki, wiem, że teraz jest w szpitalu w Krakowie. Umówiliśmy się, że kiedy wróci, spotkamy się z dziećmi. Mój synek na pewno chętnie przytuli Emilkę.
Co ta historia mówi o sile zwykłych ludzi?
– Pokazuje, że razem możemy wszystko. Przed tym postem trudno było zebrać choćby 13 proc. kwoty, a po publikacji w jeden dzień udało się wszystko. To siła wspólnoty i dobrych emocji.
Czy ta historia zmieniła coś w pani osobistym spojrzeniu na życie?
– Tak. Bardziej doceniam zdrowie, rodzinę, bliskich. Zrozumiałam, że nawet jeśli codziennie narzekamy na drobiazgi, w chwili próby potrafimy się zjednoczyć i zrobić coś naprawdę wielkiego.
Natalia Skotarczyk z synem Jeremim.
Brak komentarza, Twój może być pierwszy.
Dodaj komentarz
Użytkowniku, pamiętaj, że w Internecie nie jesteś anonimowy. Ponosisz odpowiedzialność za treści zamieszczane na portalu wrzesnia.info.pl. Dodanie opinii jest równoznaczne z akceptacją Regulaminu portalu. Jeśli zauważyłeś, że któraś opinia łamie prawo lub dobry obyczaj - powiadom nas [email protected] lub użyj przycisku Zgłoś komentarz