Niemieckie zbrodnie w Sokolnikach sprowokowali Polacy. O tej sprawie nadal mówi się półgębkiem, choć od tamtych wydarzeń minęło już 80 lat.
Powiatowa Komisja Badania Zbrodni Niemieckich we Wrześni analizowała w 1945 roku sprawę zbrodni sokolnickiej. Śledczy przesłuchali kilkunastu świadków tamtych wydarzeń. Protokoły zostały dołączone do sprawy karnej Ottona Primasa, Niemca z Sokolnik, który został skazany na pięć lat i trzy miesiące więzienia za zbrodnie hitlerowskie popełnione na Polakach. Sędzia Tomasz Horn w uzasadnieniu wyroku napisał:
Fakt utraty życia przez pewną ilość Niemców z Sokolnik dał Niemcom asumpt do urządzenia bodaj największej masakry Polaków, jaką w czasie okupacji widziała wieś wielkopolska.
Z akt widać wyraźnie, że sądu nie do końca interesowały motywy niemieckich oprawców. Bo źródeł polsko-niemieckiego konfliktu w Sokolnikach należy szukać jeszcze przed rokiem 1939.
Kolonizacyjna Bismarcka
Sytuacja etniczna w Sokolnikach zaczęła się komplikować pod koniec XIX wieku. Wieś była wówczas podzielona na część chłopską i majątek, który należał do szlachcica Juliana Lewandowskiego. Ten pod naciskiem administracji pruskiej w 1888 roku został zmuszony do sprzedaży swojego folwarku Komisji Kolonizacyjnej w Poznaniu. Zadaniem tej organizacji, powołanej przez kanclerza Ottona Bismarcka, było osiedlanie niemieckich chłopów, po to by zwiększyć populację niemiecką w Prowincji Poznańskiej. Na przełomie wieków nacjonalizm niemiecki zaczął narastać za sprawą Hakaty i jej propagandy.
W ciągu kilkunastu lat do Sokolnik przybyło około 100 Niemców, ewangelików. Przyjeżdżali z całego świata, nawet ze Stanów Zjednoczonych (vide Otton Primas). W sensie politycznym był to przejaw walki z polskością, poznańską pracą organiczną etc. Nie ulega wątpliwości, że akcja kolonizacyjna w Sokolnikach powiodła się. Niemcy wybudowali swój kościół, cmentarz, szkołę, od dziedzica przejęli młyn, gorzelnię, cegielnię, olejarnię. Mieli tyle, co Polacy, a może nawet więcej.
Sobiepanki
W 1918 roku tylko nieliczni Niemcy opuścili Sokolniki i wyjechali do Rzeszy. Pozostali nadal żyli w 28 gospodarstwach, teraz jako obywatele II Rzeczpospolitej. Polska część Sokolnik po I wojnie żyła w biedzie. Drewniany kościół katolicki był w złym stanie, śnieg i deszcz przelatywał w nim szczelinami:
Oczom mym ukazał się widok kościoła w ruinie prawie będącego i niemożność postawienia na razie nowej świątyni – pisał po kolejnej wizytacji abp Edmund Dalbor.
Zwierzchność kościelna widziała też problemy społeczne parafii:
Żyje tutaj wiele elementu butnego, porywczego, pieniackiego, zapatrzonych w siebie – sobiepanki.
W pobliżu Sokolnik wytyczono granicę zaborów i wielu sokolniczan zeszło na złą drogę, trudniąc się przemytem. Pas graniczny zniknął, ale przyzwyczajenia zostały.
W 1921 parafię w Sokolnikach obejmuje ks. Władysław Cichowski, major, bohater wojny polsko-bolszewickiej z misją odnowy moralnej. Lokalną społeczność skupia wokół budowy nowego kościoła, która rusza w 1925.
Nowa świątynia zostaje oficjalnie otwarta i poświęcona cztery lata później, przez ks. Cichowskiego w asyście kleryka Jana Czerniaka (późniejszego biskupa). Duchowny próbuje czymś zająć „element pieniacki” w Sokolnikach, powołuje do życia: Katolickie Stowarzyszenie Młodzieży, Akcję Katolicką, kółko rolnicze, stowarzyszenie włościanek. Powołana zostaje spółdzielnia mleczarska. Żywioł polski zaczyna we wsi dominować.
Tajne spotkania w knajpie
W Sokolnikach funkcjonują dwie szkoły, polska i niemiecka. W 1932, w wyniku tzw. reformy jędrzejewiczowskiej, placówki zostają połączone. Zabiega o to również polski proboszcz. Od teraz dzieci uczą się tylko w języku polskim (religia wykładana jest w obu językach). Nowa szkoła ma swoją siedzibę w budynku wybudowanym przez ewangelików – jest przestronniejszy. Trudno przypuszczać, aby miejscowi Niemcy byli z tego powodu zadowoleni.
W ustnych relacjach mieszkańców Sokolnik pojawiają się informacje o germanofobii polskiego proboszcza. Przywołuje się epizod, w którym to duchowny odrzuca propozycję niemieckiej społeczności, dotyczącą sfinansowania zakupu zegara na kościelną wieżę. Te doniesienia na razie nie wytrzymują tzw. krytyki źródeł (nie mają pokrycia w innych materiałach). Na pewno ksiądz miał spory autorytet wśród wiernych i na pewno liczyli się z jego zdaniem.
W tym samym czasie stosunki narodowościowe zaczynają się wyraźnie psuć. Wielki wpływ na to mają wydarzenia w Niemczech. Młodsze pokolenie sokolnickich osadników wsłuchuje się w propagandę nacjonalistów: Alfreda Hugenberga (nomen omen byłego decydenta Komisji Kolonizacyjnej), ale zwłaszcza w nazisty Adolfa Hitlera. Częściej odwiedzają ojczyznę i nawiązują kontakty z Abwehrą lub SD (wywiadem SS). Sukcesy trzeciej Rzeszy, aneksje terytorialne, potęgują mizantropię sokolnickich Niemców.
W końcu lat 30. jak na dłoni widzi to właściciel miejscowej restauracji i sklepu kolonialnego Franciszek Gibowski. W jego lokalu po zmroku schodzą się Niemcy, piją piwo i prowadzą „tajne i podejrzane” rozmowy. Wśród nich są: Otton Primas, Helmut Reckziegler, bracia Pihelowie. Restaurator donosi o tym władzom powiatowym we Wrześni.
Podobne spostrzeżenia ma Feliks Kozakowski, kierownik mleczarni – Niemcy w beczkach od masła mają chować broń. Sołtys wsi Michał Śmidowicz zaczyna notować w prywatnym dzienniku podejrzane zachowania niemieckich sąsiadów. Prawdopodobnie w Sokolnikach powstają zręby niemieckiej grupy sabotażowo-dywersyjnej, „piątej kolumny” – używając terminologii z hiszpańskiej wojny domowej. W grupie działali mężczyźni z przeszkoleniem wojskowym – np. Otton Primas służył w Grenzschutzu, czyli w straży granicznej.
Rozstrzelani przez wojsko
1 września 1939 roku sokolniczanie obserwują armadę Luftwaffe, która bombarduje Wrześnię. Po wsi biega listonosz o nazwisku Knociński z rewelacjami, że Niemcy z Sokolnik kierują samoloty na Wrześnię i „coś szykują”. Starosta wrzesiński Kazimierz Rościszewski wydaje decyzję o internowaniu około 40 osób, głównie młodych Niemców z Sokolnik. Najpierw zostają zebrani, a może raczej spędzeni do restauracji Franciszka Gibowskiego. Ludność polska jest wzburzona – padają groźby, atmosfera sprzyja linczowi. Gibowski ponoć wstawia się za Niemcami. Internowani w końcu trafiają na podwórze sołtysa Michała Śmidowicza. Szef wsi otrzymuje – tym razem od wojska z pobliskiego lasu – rozkaz odtransportowania jeńców na wschód i przekazania ich policji.
Po wielu przygodach konwój dociera pod Sompolno. Jeńców przejmuje wojsko polskie i rozstrzeliwuje. W międzyczasie w Sokolnikach Polacy grabią niemieckie gospodarstwa. Buta, pieniactwo i sobiepaństwo tym razem będą przyczyną krwawej zemsty.
Swastyka nad Sokolnikami
Represje hitlerowskie rozpoczynają się już we wrześniu 1939 (i trwają przez cały czas okupacji), zaraz po tym, jak we Wrześni na dobre zainstalowały się władze bezpieczeństwa SS. W prześladowaniu Polaków pomagają miejscowi Niemcy. Wspominany wcześniej Otton Primas paraduje po wsi w mundurze SA-mana z mauserem na ramieniu. Na jego domu powiewa hitlerowska swastyka. Jest tłumaczem i donosicielem siepaczy z einsatzkommando i gestapo. Jego wskazanie: „das ist der” („to ten”) dla wielu sokolniczan oznacza wyrok śmierci.
Innym nadgorliwcem jest Adolf Luck, który donosi m.in. na rodzinę Śmidowiczów. Są także m.in. Erich Laube i Erich Tinek. Aresztowany zostaje proboszcz ks. Władysław Cichowski. „Das ist verbrecher” („to jest przestępca”) – mówi o nim Otton Primas. W kościele zachowuje się jak świnia w patyku – przerywa mszę, szarpie proboszcza, komunikanty lecą na podłogę. Duchowny umiera maltretowany w obozie koncentracyjnym w Gusen, w 1940 roku.
Długa lista ofiar
Po wojnie komisja badająca zbrodnie hitlerowskie w Sokolnikach policzyła ofiary. Zamordowano 33 osoby, 26 było więzionych lub przebywało w obozach koncentracyjnych, ale przeżyły wojnę, 2 osoby zmarły na skutek znęcania się po wojnie, 3 nie wróciły z obozów koncentracyjnych.
To był akt zemsty za to, co stało się z Niemcami sokolnickimi w 1939. Jak wspomnieliśmy, internowana grupa została rozstrzelana pod Sompolnem. Zwłoki 41 osób (mówi się też o 23) zostały ekshumowane i przeniesione na cmentarz ewangelicki w Sokolnikach . Uroczysty pogrzeb odbył się 22 listopada. Przed pochówkiem odbyła się identyfikacja zwłok. Uczestniczyli w niej Niemcy i kilku Polaków, którzy byli zmuszani do wąchania zwłok. Uczestniczyła w tym Stanisława Podborna. Po wojnie zeznała:
Byłam świadkiem ekshumacji zwłok złożonych na cmentarzu ewangelickim, między trupami rozeznałam zwłoki Roseaana z 2 synami, Laubego, Helmuta Reckzieglera, Pawła Stillera. Zginęli oni od strzałów. Tak samo między zwłokami były zwłoki 2 polskich policjantów.
To świadectwo potwierdza tezę historyków, że na cmentarzu pochowano nie tylko Niemców. Pogrzeb był bardzo uroczysty. Uczestniczył w niej pluton honorowy Wehrmachtu, był burmistrz Wrześni Albert Mesch, landrat wrzesiński Paul Gutermuth, a także prezes rejencji poznańskiej Wiktor Böttcher, który przekazał osobiste pozdrowienia gauleitera i namiestnika Rzeszy w Kraju Warty Arthura Greisera. Na pogrzeb zapędzono także Polaków z Sokolnik. Zmuszono ich do śpiewania Roty. Przy słowach „Nie będzie Niemiec pluł nam w twarz” Niemcy pluli w twarz Polakom.
Musztra 22 listopada
Hitlerowcy postanowili, że 22 listopada 1939 będzie niezapomnianą datą dla miejscowych Polaków. I takim był, o czym w szczegółach zeznał Szczepan Kotala, później m.in. więzień Dachau:
Z nakazu sołtysa niemieckiego musiałem stawić się na godz. 7.00 przed budynek szkolny (dawniej ewangelicki). Tutaj zebranych było około 20 Polaków. Przyjechało SA z Wrześni. Musieliśmy się położyć do rowu pełnego wody, potem kazano nam się rozebrać do naga i wpędzili nas drugi raz do rowu. Na wodzie był już lód. Wszędy zaczęli nas bić, tak Niemcy z Wrześni, jak i miejscowi, i to kijami, sztachetami, laskami, harapami, słupkami, a nawet siekierą. Potem zapędzili nas do ścinania krzyży. Po zniesieniu ich przed kościół znowu zapędzono nas do rowu z wodą, gdzie musieliśmy się kłaść i gdzie nas znowu bito. Następnie wyprowadzono nas na zaorane pole i tam musieliśmy się czołgać, nie obyło się bez bicia, kopania i wchodzenia na czołgających.
Prześladowania – napaści, bicie, rabunki – w tym okresie nabrały na sile. W mord na Niemcach próbowano wkręcić członków eskorty, która odprowadzała ich do Sompolna. Spotkało to Wiktora Markiewicza, katowaniem zmuszono go do podpisania fałszywego protokołu, w którym przyznaje się do winy – do bicia i podcinania ścięgien internowanym Niemcom. Całą wojnę z wyrokiem sądowym spędził w obozach w Dachau i Sachsenhausen.
Wstrząsające jest świadectwo wciąż żyjącego Władysława Śmidowicza (zwłaszcza o losach ks. Cichowskiego) oraz jego matki Antoniny Śmidowicz, której Niemcy zamordowali męża i jednego z synów. Ciekawie zeznał też kowal Stefan Urbaniak z Gałęzewic. Był konkurencją dla niemieckich kowali – chcieli się go pozbyć, dlatego podjęli próbę zamordowania. Ale nie dali mu rady, był za wielki i za silny. O zbrodniach niemieckich opowiedziało komisji co najmniej 20 sokolniczan.
Zbrodnia i kara
Większość Niemców, którzy dopuścili się zbrodni na Polakach w Sokolnikach, uniknęła kary. Pecha miał młynarz Otton Primas, który już w czasie wojny przeniósł się do niedalekiego Ciążenia. Tam w 1946 r. został rozpoznany i był sądzony na podstawie dekretu PKWN z 31 sierpnia 1944. Udowodniono mu, że działał na szkodę 10 osób, które były prześladowane, mordowane i okradane przez władze nazistowskie. W 1947 Sąd Okręgowy w Gnieźnie skazał go na 5 lat i 3 miesiące więzienia. Primas zmarł w więzieniu w 1951, w wieku 52 lat.
Prokuratura interesowała się również niemieckim nauczycielem Juliusem Teschnerem, którego chciała oskarżyć jako zbrodniarza hitlerowskiego. Przeciwko niemu świadczyła Anna Podlewska, którą pobił i maltretował wraz z dwoma innymi Niemcami. Prokuratura odstąpiła od oskarżenia, ponieważ było to jednorazowe bicie i podpadało pod skargę prywatno-karną, a nie dekret PKWN.
Okrągłe rocznice zbrodni sokolnickiej są obchodzone 22 listopada. Nie wspomina się na nich słowem o niemieckich ofiarach tamtych zdarzeń. Może pora zacząć o tym mówić?
Źródła: Akta IPN, „Za wiarę i ojczyznę” (Eugeniusz Plewiński), „Kwartalnik Wrzesiński” 2003, „Wrzesińscy Niemcy w pierwszych dniach września 1939” (Marian Torzewski), „Przegląd Powiatowy” 2011 i inne; relacje ustne mieszkańców Sokolnik.
Tekst ukazał się 23 grudnia 2014 roku na łamach "Wiadomości Wrzesińskich"
Brak komentarza, Twój może być pierwszy.
Dodaj komentarz