Kresowiak z Wrześni, Leszek Pietrasz, opowiada o mordach Białorusinów i wojennych losach swojej rodziny na Wileńszczyźnie.
Leszek Pietrasz to 84-letni mieszkaniec Wrześni, były pracownik m.in. Stokbetu i Tonsilu. Urodził się jednak w Borciach – wsi w gminie Graużyszki, w powiecie oszmiańskim, w dawnym województwie wileńskim. Dzisiaj to Białoruś.
Jego rodzice, Alojzy i Aniela, byli nauczycielami na Wileńszczyźnie, gdzie nieśli kaganek oświaty w morzu białoruskiego analfabetyzmu. Najpierw we wspomnianych Borciach, a potem nieopodal, w Cicinie (gmina Smorgonie).
– Moi rodzice przenieśli się do Cicina i tam osadzili nową, piękną, drewnianą szkołę. Dwie klasy na dole, do góry mieszkanie nauczycielskie. Żyło się dobrze i spokojnie – mówi pan Leszek.
Losy Pietraszów skrzyżowały się z inną nauczycielską rodziną – Jana i Heleny (z d. Wojciul) Konopielków, którzy uczyli 5 km dalej, w szkole w Sukniewiczach. Jan Konopielko pozostawił po sobie dziennik, dlatego opowieść wrześnianina możemy skonfrontować z zapiskami nauczyciela.
SOWIECI POD WILNEM
Miasto Smorgonie, wioski Cicin i Sukniewicze znajdują się blisko trasy Wilno – Mińsk – Brama Smoleńska – Moskwa, a więc głównego szlaku wojennego między Rzeczpospolitą a Rosją na przestrzeni wieków. Po 17 września 1939 r. pojawiła się tutaj Armia Czerwona. Z dziennika Jana Konopielki:
Te tereny wkrótce zajmowała armia radziecka, która posuwała się wolnym krokiem koło mojej szkoły w kierunku Wilna. Ta wiadomość, że idą „Sowieci”, spowodowała w tych stronach anarchię, w której zostali wypuszczeni z więzień w Wilnie różnego rodzaju bandyci.
Nawet biedniejsi chłopi, dotychczas spokojni, zaczęli napadać na zaprzyjaźnionych sąsiadów, ale bogatszych – grabili i zabijali ich. Takie wypadki miały miejsce nawet w naszej okolicy, w Cicinie, gdzie mieszkali rodzice mojej żony, i w tym właśnie czasie przebywał w gościnie mój czteroletni synek – Mirek.
– Najpierw bandyci Białorusini, utajnieni komsomolcy (radziecka organizacja młodzieżowa – przyp.red.), przyszli do sąsiada Kamińskiego – wspomina Leszek Pietrasz. – Wtargnęli do mieszkania, ale Kamiński zaczął uciekać. On miał pistolet i być może obroniłby się, ale zaciął się i nie wystrzelił. Białorusin strzelił mu w pierś, kula wyrwała mu dziurę w plecach. Potem żył jeszcze dwa dni. W nocy przyleciała do nas do szkoły jego córka Jadzia prosić o bandaże – dodaje 84-latek.
Jan Konopielko wspomina w dziennikach nazwisko herszta białoruskiej bandy – Kunawicza. To tylko preludium do dalszych tragicznych wydarzeń w Cicinie.
MORD NA WOJCIULACH
– Najpierw chcieli Kulickiego dorwać, ale on uciekł, a rodzinę zostawili w spokoju. Stwierdzili, że wyrżną moją rodzinę, która mieszkała w szkole. Zabrali ze sobą dzieci na wabia, prawdopodobnie od Kulickiego (Jan Konopielko pisze o dwóch pannach – przyp.red.). Przed szkołą stwierdzili, że tu „może być proch” (Konopielko cytuje inaczej. Pytają: „Czy nauczyciel ma pieniądze?”. Pada odpowiedź: „Pieniądze trzymają w PRO”). Rozmyślili się i poszli do Wojciulów. Dzieciom kazali stukać do drzwi i mówić, że zbłądziły. No i biedaki otworzyli, ci wparowali do środka. Wojciulów powiązali drutem kolczastym i poderżnęli im gardła. Ich dzieci biegały zszokowane po domu, ale ich także wyłapali i poderżnęli gardła. Dwójka dzieci spała w stodole, dlatego ocaleli z rzezi. Ciała pomordowanych zawieźli do Smorgoń i tam zostali pochowani na cmentarzu – mówi Leszek Pietrasz.
Banda Kunawicza napadła Wojciulów, ponieważ uważali ich za bogaczy. Jan Wojciul dorobił się w USA. Białorusini uważali, że znajdą tam dolary i złoto.
ZDRADA WOŹNEGO
Niestety Białorusini wrócili do Pietraszów. W przebiegły i zdradliwy sposób, zadając im dosłownie cios w plecy.
To działo się na przełomie września i października 1939 r., polska administracja jeszcze działała na tamtym obszarze.
– Policjant poszedł do pobliskich Bajb szukać mordercy. Namierzył go w jednym obejściu. Ten na jego widok zaczął uciekać do chałupy. Tutaj schował się we wnęce za szafą. Białorusin strzelił przez szafę do policjanta, ale nie trafił. Funkcjonariusz odpowiedział ogniem i przestrzelił mu palec, dlatego ten nie mógł pociągać już za spust. Policjant skorzystał, strzelił jeszcze raz i go zabił. Ojciec został zamordowany nad ranem, a Białorusin nie żył przed 23.00 tego samego dnia – mówi Leszek Pietrasz.
Alojzy Pietrasz został pochowany na cmentarzu nieopodal rodziny Wojciulów.
UCIECZKA PRZED ZEMSTĄ
Mimo śmierci Alojzego, Białorusini ciągle czyhali na Pietraszów. – Brat zabitego przyszedł nas wymordować siekierą, ale obronił nas sąsiad Kulicki – wspomina pan Leszek.
Jego matka, Aniela, postanowiła z synem uciekać do miasta, do Smorgoń. Po drodze, w Sukniewiczach, spotkali się z Konopielkami. W Smorgoniach nadal byli w niebezpieczeństwie.
– Uciekliśmy do Smorgoń, ale tam nas też odnaleźli. Łaził za nami taki dziad w okularach. Miał „nóż wybuchowy”, który mi jako dzieciakowi podrzucił. Ale udało się to rozbroić – mówi Leszek Pietrasz. Razem z matką przeżył wojnę w biedzie i nędzy.
Przeżyli także Helena i Jan Konopielkowie. Ich synowa, Zofia Konopielko, opublikowała dziennik Jana na stronie internetowej zofia.konopielko.pl.
Przypominamy, że dostępny jest już nowy numer „WW” w postaci cyfrowej
Brak komentarza, Twój może być pierwszy.
Dodaj komentarz