Wydarzenie odbyło się 22 listopada w pobliżu działającej tam fermy norek. Oprócz przedstawicieli stowarzyszeń ekologicznych uczestniczyli w nim mieszkańcy miejscowości, w których funkcjonują duże hodowle zwierząt futerkowych.
Podobne spotkania odbywały się tego dnia w całej Polsce. W ich trakcie zbierano podpisy pod apelem do prezydenta o zatwierdzenie ustawy, która przeszła już przez Sejm. Zakłada ona wygaszanie hodowli do 2033 roku. Głowa państwa ma czas na podpisanie ustawy do końca listopada. Zarówno ekologów, jak i mieszkańców terenów sąsiadujących z fermami niepokoi możliwość prezydenckiego weta.
W Kawęczynie głos zabrali m.in. sołtys pobliskiego Gulczewa, Maciej Słowiński, oraz Małgorzata Nowak, działaczka społeczna z Kawęczyna.
– Przeżyliśmy tu plagi szczurów i much oraz nieprzyjemne zapachy, które uniemożliwiały nam odpoczynek na świeżym powietrzu. Mieszkańcy miejscowości położonych w pobliżu ferm praktycznie nie mogli normalnie funkcjonować. W końcu nasze problemy zostały zauważone. Mamy nadzieję, że prezydent podpisze tę ustawę i koszmar mieszkańców się skończy – mówił Maciej Słowiński.
– Szczerze mówiąc, dziś nie powinno nas tu być, bo tych ferm, które widzimy za sobą, po prostu nie powinno tu być. Wielokrotnie wspominano już o tym, że fermy oznaczają szczury, muchy, odory, spadek wartości nieruchomości, pogorszenie zdrowia fizycznego i ekologiczne zagrożenie dla środowiska. Chcę jednak powiedzieć o kosztach, o których rzadko się mówi. W te protesty od lat angażują się społeczności w całej Polsce. Tysiące osób spędzają ogromną ilość czasu na pisaniu pism, jeżdżeniu do urzędów, spotkaniach z parlamentarzystami, wizytach w Sejmie i Senacie, czytaniu raportów środowiskowych. Robiąc to wszystko, stajemy się większymi specjalistami niż niejeden urzędnik. Poświęcamy na to czas, którego nikt nam nie zwróci – czas, który moglibyśmy przeznaczyć dla dzieci, rodzin, pracy czy pasji. Chciałam wam wszystkim za to podziękować. I podziękować także za jeszcze jedną rzecz – mówiła Małgorzata Nowak.
Działaczka dziękowała również za odwagę uczestników.
– Nikt z was nie ma kominiarki na twarzy. Podpisujecie listy do prezydenta swoim imieniem i nazwiskiem. To akt odwagi. Wielokrotnie, gdy zbierałam podpisy, słyszałam: „jestem za zakazem, ale nie podpiszę, bo ktoś z rodziny pracuje na fermie” albo „znam hodowcę”. A niedawno prawdziwy hit: „jestem za zakazem, ale nie podpiszę, bo mam ambicje polityczne i w przyszłości mogłoby mi to zaszkodzić — zabrakłoby kilku głosów poparcia”. To szokujące. Dlatego za waszą obecność i odwagę — wielkie chapeau bas! – podkreśliła Małgorzata Nowak.
Na spotkaniu pojawiły się całe rodziny. Dla uczestników przygotowano gorący poczęstunek oraz pokaz iluzjonisty.