Zamknij

Mariusz Gomulski „Zadbać o to, co jest”

Filip BiernatFilip Biernat 13:31, 17.03.2024 Aktualizacja: 13:34, 17.03.2024
Skomentuj
reo

Rozmowa z Mariuszem Gomulskim, kandydatem na wójta gminy Kołaczkowo z ramienia komitetu Razem dla Gminy Kołaczkowo, a obecnie dyrektorem Gminnego Ośrodka Kultury. 

„WW": Dlaczego pan zdecydował się wystartować w wyborach na wójta? 

MARIUSZ GOMULSKI: – Nie ma jednego głównego powodu, ale jest kilka takich, które na to wpłynęły. Przede wszystkim – jest to dla mnie wyzwanie. Ta praca może być dla mnie wyzywaniem, ale złożyło się na to kilka innych rzeczy. Na przykład to, że moja szefowa (Teresa Waszak – przyp. red.) nie ubiega się o reelekcję. Czuję też, że mam doświadczenie i kompetencje, a moje wykształcenie wszystkiemu sprzyja. Zestawiając to wszystko, stwierdzam, że nie wiem, czy będę dobrym wójtem, ale wydaje mi się, że jestem dobrym kandydatem. Na pewno sprawę przemyślałem, przez kilka lat stawiając sobie pytania: Jak ja bym to zrobił? Może to można było zrobić lepiej? A po mojemu jak by to wyglądało? Natomiast gdybym nie kandydował, to nie działoby się dla mnie nic złego. Nie czuję się postawiony pod murem. To nie jest kwestia wybujałych ambicji. Myślę, że za tym wszystkim, co robię i kim jestem, stawiam jakieś argumenty, które jestem w stanie obronić. Takim argumentem jest choćby wspomniane wykształcenie i doświadczenie. Takie dwa duże argumenty plus nadarzająca się szansa – i powiedzmy, że mamy trzy podstawowe rzeczy, które bardzo mocno wpłynęły na moje decyzje. 

Czy ktoś przekonywał pana do startu? A może ktoś o ten start prosił? 

– To może zabrzmi, jakbym się chwalił, ale były takie głosy, że „będziesz dobry, będziesz fajny". Słyszałem to już wiele lat temu i to nawet kiedy nie śmiałem o tym myśleć, nie śmiałem planować. Natomiast jakiegoś silnego nakłaniania nie było. To było coś, co rosło we mnie, nad czym jednak starałem się panować. Porównam to do tego, jak ludzie myślą o zakupie nowego samochodu. Stać cię może na to, żeby mieć lamborghini w garażu. Zastanawiasz się i myślisz o tym, czy to dobry ruch. Wiele osób o tym myśli, jednak większość stwierdza, że, no dobra, ale lamborghini za dużo pali; ja dużo nie jeżdżę, po co mi taki samochód; muszę więcej włożyć do bagażnika, a lamborghini nie ma bagażnika, itd. Jednak kilka osób, a przynajmniej jedna, zostaje przy tej myśli do końca i kupuje sobie to lamborghini. Ja jestem teraz na etapie – tak parafrazując – że się na to zdecydowałem. Natomiast, czy to będzie, czy nie, to już nie do końca zależy ode mnie – i z tym co zdecydują wyborcy, ja się pogodzę. Pogodziłem się też z tą myślą, że jeżeli będzie kilku kandydatów (rozmawialiśmy 1 marca – przyp. red.) i nie zostanę wybrany, to może będę musiał zrezygnować z tej pracy, którą mam teraz. No bo takie są naturalne koleje losu. Moim zdaniem nowy wójt ma prawo dobierać sobie współpracowników, a dyrektor GOK-u jest jednym z takich kluczowych współpracowników. Ale tutaj jakby bronię się tym, że mam doświadczenie. Mam nawet uprawnienia na wózki widłowe, więc pracę znajdę i rachunki będę mógł płacić, żyć spokojnie i rozwijać się w innym kierunku. 

Jesteśmy po kilku zebraniach wiejskich. Czuje pan poparcie narodu kołaczkowskiego? Czy ludzie chcą takiego kandydata?

– Prosto w oczy nikt mi nie powiedział teraz, na tym etapie: „nie nadajesz się, odpuść". Słyszę pozytywne opinie i chcę za nie podziękować. Staram się jednak być na nie nieczuły, bo myślę, że to, co najgorsze w mojej sytuacji, to żeby dać się teraz zagłaskać. Zaklepać, bo ludzie koncyliacyjnie klepną w plecy: „Już to wygrałeś", itd. Dzień, w którym pomyślę, że już to wygrałem, będzie – tak myślę – pierwszym dniem mojej porażki. 

Zastanawiam się nad kondycją naszej kołaczkowskiej demokracji. Trzy lokalne komitety, jeden kandydat na wójta. Czy ludzie nie interesują się już sprawami lokalnymi? Jakie jest pana zdanie na ten temat? 

– Myślę, że dla gminy Kołaczkowo i jej mieszkańców byłoby lepiej, gdyby mieli z kogo wybierać. Lepiej mieć do wyboru dwóch, trzech kandydatów i czekać na starcie ich koncepcji. Nie podchodźmy do tego personalnie, ale no, tak wyszło. Nigdy nie robiłem czegoś, co miałoby podciąć ludziom nogi czy skrzydła. Skupiam się na tym, żeby to moja propozycja była jak najbardziej przemyślana i najbardziej logiczna. Jeżeli chodzi o stan demokracji, to kandydatów może być nawet mało, natomiast liczy się to, co ludzie będą robić, mówić w bezpośrednich spotkaniach. Jaka będzie frekwencja na zebraniach wiejskich, jakie będą tematy podnoszone, jaka będzie aktywność organizacji społecznych czy pozarządowych na naszym terenie. Natomiast zawsze mogą one działać lepiej i mogą być głosem ważniejszym nawet niż to, co niosą kandydaci na radnych czy wójta. Możesz być jedynym kandydatem na wójta, możesz być ademokratyczny, bo wyciąłeś konkurencję przez kilka lat rządzenia, a jeżeli będziesz miał dobre, fajne organizacje społeczne, które będą stały na straży praw mieszkańców, to chyba z demokracją nie będzie tak źle. 

Czy nie sądzi pan, że jednak coś złego się dzieje? Skoro sołtysi – samorząd pomocniczy gminy – mówią, a dokładniej jeden z sołtysów, że są wyrzutkami społecznymi, że nikt ich nie szanuje, nie bierze ich głosu pod uwagę. To słowa pana kandydata na radnego, Roberta Ptaszyńskiego. 

– Znam tę wypowiedź, przeczytałem ją w gazecie. Nie byłem przy całej rozmowie, nie znam kontekstu i nie wiem, z czego ta wypowiedź wynikała. 

Wynikała z kontaktów z urzędem gminy, z tego, że co chwilę zmieniają się pomysły, są różne koncepcje, a wszystko musi realizować na samym dole sołtys. Chodziło tutaj akurat o sprawę świetlic i opłat za nie. 

– Być może jest tak, że w tej dosyć charakterystycznej czy ostrej wypowiedzi jest dużo prawdy, a być może jest tak, że jest to jakaś emocjonalna reakcja na coś, co się zadziało akurat teraz. Co do kwestii świetlic, nigdy się temu nie przyglądałem za bardzo, ale z tego co kojarzę, to budzą kontrowersje wszędzie, bez względu na to, jak ta sprawa jest rozwiązana. A znam nawet ośrodki kultury, które mają pod sobą wszystkie świetlice w gminie, np. kilkanaście, i te ośrodki kultury nie są z tego zadowolone. Przez biurokrację te wszystkie wymogi, idą i będą szły w stronę komplikacji. A ma to swoje źródło w sytuacjach sprzed kilku lat, gdzie jedna ze świetlic była wypożyczana na imprezy bez wiedzy urzędników, opłaty nie były przekazywane na konto gminy, nie wracały do budżetu. Myślę, że z takich sytuacji wynika zachowawcze podejście urzędnika do tych spraw. Natomiast z drugiej strony, jeżeli ktoś nie ma sobie nic do zarzucenia, to takie nieustanne raportowanie – za każdym razem pisz mejla, wniosek o pozwolenie itd. – może wkurzać. Ja to rozumiem, ponieważ stoję czasami po drugiej strony barykady. Zwrócono mi uwagę, że np. na spotkania mieszkańców udostępniam świetlicę w GOK-u bez umowy i będziemy musieli to wyprostować. Kontrolujący zarzucił mi, że najpierw musi być wniosek, później moja odpowiedź, następnie umowa, później protokół z przekazania i protokół z odbioru. Przez ostatnie miesiące świetlica jest zajęta przez Gminny Ośrodek Pomocy Społecznej. Teraz GOPS jako instytucja gminna podpisuje z nami umowę, aneks do umowy za to, że jest tutaj, pracuje i działa dla mieszkańców. Biurokracja, biurokracja i jeszcze raz biurokracja. Przed tym nie uciekniemy i to już socjolodzy stwierdzili ponad 200 lat temu, ale ważne, żebyśmy się w tym odnajdowali. Myślę, że komunikacja pomiędzy urzędem a sołtysami jest szalenie istotna. Sołtysi to armia, która robi mnóstwo dobrej roboty – i gdyby to mieli wykonać urzędnicy albo zatrudnieni pracownicy, kosztowałoby to mnóstwo pieniędzy. A tak, dzięki temu mogą one być zaoszczędzone na inne sprawy. Dlatego trzeba ich też docenić. Ale nawet oni muszą zrozumieć, że nie jesteśmy w stanie wyprostować im każdej ścieżki. Droga zawsze będzie wyboista. Ważne, żeby mieć wygodne buty. 

Czym Mariusz Gomulski będzie się odróżniał się od Teresy Waszak? Bo przecież postrzegany jest jako człowiek Teresy Waszak. 

– Czas, kiedy zacząłem się uczyć samorządu, kiedy zostałem radnym, a później zacząłem pracować w ośrodku kultury, przypada na okres, kiedy pani wójt sprawowała swój urząd. Po pierwsze, to był bardzo dobry czas dla gminy Kołaczkowo. To był dobry czas i ogromna w tym zasługa mojej szefowej. Po drugie, patrzyłem na to wszystko i uczyłem się od dobrego nauczyciela. Kiedyś napisałem na moim blogu, że Mariusz Gomulski jest bezkrytyczny wobec pani Teresy Waszak. I to nie jest tak, że pani Teresa Waszak zawsze chwali pana Mariusza Gomulskiego. Jednak wszystkie niejasności, nieścisłości, kontrowersje potrafiliśmy wyjaśniać między sobą. Jeżeli dostawałem od szefowej burę, to w cztery oczy. Jeżeli miałem uwagi co do jej decyzji, które np. jako radnemu nie podobały mi się do końca, rozmawiałem z nią o tym w cztery oczy. Napisałem, że Teresa Waszak ma dosyć krytyków, żebym jeszcze ja musiał ją krytykować. Tę współpracę oceniłbym jako bardzo dobrą i jeżeli ktoś ma do mnie zarzut o to, że mi się z panią wójt dobrze współpracowało i dobrze współpracuje, to niech pokaże, że to było złe. Mogłem się dobrze uczyć i rozwijać, nie byłem w tym wszystkim idealny, bo ludzie też potrafią do mnie przyjść i powiedzieć: „to źle powiedziałeś, to źle zrobiłeś, to mogłeś lepiej". No ale właśnie mówią mi to w cztery oczy i ja mogę wyciągać z tego konsekwencje. W sensie – lepiej zadziałać na przyszłość. Miałem takich sytuacji mnóstwo. Dlaczego to jest złe? Czy z tego wynikła jakaś patologia? Proszę mi tę patologię pokazać. Nie wiem, być może przeproszę za to, ale ja nie widzę naprawdę w tym nic złego. Natomiast pani Teresa Waszak do mojej pracy też miała mnóstwo uwag. Najczęściej uwagi te rodziły się z tego, że ktoś krytycznie mówił jej na temat mojej pracy i ona mogła też się nad tym zastanowić. Na przykład sprawa dożynek. Zawsze po dożynkach sobie siadaliśmy i słyszałem, że to można było zrobić tak i tak. To, że o tym nie czytało się w gazecie czy w komentarzach, czy że ludzie o tym nie mówili, to nawet bardzo dobrze o nas świadczyło. Weźmy ostatnie dożynki w Zielińcu. Z nieba przez całą noc leje się woda. Jestem ogromnie zadowolony, że plac jest zamknięty pod namiotami itd. Ale nawet po tym były uwagi, że to można było ustawić tak i tak. Ludzie o tym nie słyszą, więc o tym nie mówią. Gdyby o tym słyszeli, to by myśleli inaczej. Jest to klasa osób, które potrafią porozmawiać o tym merytorycznie, na spokojnie, w gabinecie. Nie wszystko trzeba wywlekać. To jest tak jak w domu – różnimy się, ale potrafimy na zewnątrz pokazać jedność. 

Wrócę do konkretnych spraw z zebrań, które się tam pojawiły, np. do podatków. Najbardziej mnie śmieszą te dyskusje na temat podatków lokalnych. Chyba mieszkańcy nie do końca wiedzą, że to jest może 10 proc. przychodów gminy. Może trzeba zacząć mówić, że gmina utrzymuje się z PIT-u i raczej żeby się ludzie wzięli do roboty i więcej zarabiali, to tym więcej z tego będzie miała gmina. A nie koncentrować się na tym, że podniesiono o 5 proc. podatek rolny czy od nieruchomości – i robić wielką dyskusję na ten temat. Myślę, że kandydaci boją się powiedzieć, że rolnicy nie utrzymują tej gminy, bo oni przecież PIT-u nie płacą. 

– Po pierwsze, każda złotówka jest ważna i cenna – i ta płynąca z podatku, i ta zaoszczędzona, bo wtedy nie ma głupiej straty. Zacznijmy od tego, że ludzie nie lubią podatków. Oddawanie z tego, co zarobiłem – nieważne komu: państwu, gminie czy jakieś organizacji – gdy jest to przymus, nie budzi dobrych skojarzeń. Więc to, że ludzie starają się bronić tych swoich zarobionych funduszy, to jest najnormalniejsza rzecz na świecie. Natomiast poziom wiedzy przeciętnego mieszkańca na temat konstrukcji finansów budżetu gminy jest... nie powiem, że niski, bo chyba zatrważająco niski. Ja się temu nie dziwię, bo dopóki nie zostałem radnym, nie myślałem, że to jest tak skomplikowane. Zajęło mi wiele czasu, żeby to zrozumieć, odbyłem wiele rozmów na ten temat. Nawet zrobiłem taki porządny, potężny kurs z finansów samorządowych, żeby jako radny zrozumieć, co, jak i z czego. Kiedy pierwszy raz zobaczyłem wpływy, pokazane prosto na kartce, w uchwale budżetowej, w załączniku do uchwały budżetowej – które pokazywały, ile z czego wpływa pieniędzy – to zrozumiałem, że gadanie: „gmina Kołaczkowo jest gminą rolniczą" jest po prostu pustosłowiem. Tak, jesteśmy gminą rolniczą, bo mamy dużo obszarów rolnych. Najwięcej procentowo w stosunku do innych gmin. Natomiast to zawsze budzi zdziwienie u rolników, kiedy im mówię, że – nie wiem jak jest teraz, ale kiedy ja byłem radnym – wpływ z podatku rolnego to około 800 tys. zł, a wpływ z podatku PIT to 2 mln zł. Rolnikom wtedy otwierają się oczy. Pamiętajmy jednak, że mnóstwo rolników pracuje na etatach. Jeżeli jesteś potężnym rolnikiem i podnoszą ci podatek o złotówkę, a ty masz 200 ha, to znaczy, że w roku zapłacisz tylko 200 zł więcej – ale to jest twoje 200 zł więcej, więc to będzie budziło sprzeciw. Tu znowu ogromna rola – po pierwsze tych, którzy za to odpowiadają, żeby oni byli dobrze poinformowani. No bo przecież te podatki podnoszone – czy niepodnoszone przez lata – wynikają też z tego, że ludzie mają większe dochody, lepiej zarabiają, że za swoje usługi dostają więcej. Rolnicy będą tu oczywiście dyskutować, bo teraz niejeden za trzodę chlewną, za mleko czy bydło zarabia mniej niż kilka lat temu, ale to jest jakby specyfika tego zawodu. Ja nie mówię, że to jest łatwe, ale żeby fajnie wydawać i inwestować, trzeba najpierw mieć z czego. Z pustego i w próżne Salomon nie naleje. To wszystko się skądś bierze. Możemy wrócić do poziomu podatków, powiedzmy, sprzed 20 lat. Nie ma sprawy, na pensje dla urzędników starczy. Zaświadczenia o tym, że ktoś mieszka tutaj i działa, urząd wystawi – ale nie wymagajmy wtedy, żeby były fajne drogi, place zabaw dla dzieci i żeby w szkołach inwestowano w infrastrukturę, która ma pomagać się uczyć. Coś za coś. Tak to jest już od lat urządzone i chyba nie widzę lepszego rozwiązania. Nie da się mieć lepszych efektów bez dobrego wkładu. Chodzi o to, żeby to zbilansować, zrównoważyć. Porównywałem wysokości podatków w sąsiednich gminach. To nie jest bez sensu. Bo jeżeli w gminie Kołaczkowo za coś płaci się podatek 2000 zł, a w gminie obok 400 zł, to ciężko uwierzyć w sens czegokolwiek. Ludzie się przyzwyczajają do tego, co jest. Jeżeliby im to zmieniać, to trzeba to robić na jakichś zdrowych, uczciwych zasadach. A ponad wszystko po dyskusjach, tak żeby ostateczna decyzja wyklarowała się w rozmowie. 

Czy wójt będzie proponował jakieś nowe stawki podatków lokalnych? 

– Nie wiem, jaka będzie rada gminy, bo może być taka rada, która powie: „nie zmieniamy podatków w żadnym wypadku" i żaden podatek nie zostanie zmieniony. Natomiast myślę, że zaczniemy od dyskusji. I to będzie też dyskusja, którą będę rozpoczynał i moderował. Radni powinni odbyć dyskusję z mieszkańcami, a następnie decyzja – czy podnosimy skokowo, czy podnosimy co roku troszeczkę. Bo wszyscy, nawet najwięksi krytycy, wiedzą, że co jakiś czas trzeba to zmienić. To jest tak, jak z naszymi wypłatami – chcemy mieć co roku podwyżkę za pracę, którą wykonujemy, bo rosną opłaty. To jest cały czas kroczące i można zrobić tak, że np. podnosimy raz na cztery lata, raz na pięć lat – i wtedy jest wielki krzyk. A można podnosić delikatnie co roku. Małymi kroczkami i dojdzie się do tego samego efektu. To jest kwestia tego, jak podejdzie do tego rada. Może podejść tak, że wciśnie hamulec, ale wtedy rada nie będzie mogła liczyć na to, że jak budżet będzie się zwiększał, to będą się zwiększały możliwości inwestycyjne. Jeżeli nie będą się zwiększały możliwości inwestycyjne, to tłumaczcie mieszkańcom, dlaczego będą jeździć cały czas po dziurawej drodze, dlaczego budynki publiczne nie przechodzą remontu. Albo dlaczego nie powstaje nowa infrastruktura, albo dlaczego stara infrastruktura nie jest naprawiana. Akurat my chyba jesteśmy w takiej sytuacji. Jeden z kandydatów na radnych bardzo mądrze zwrócił uwagę, że nie trzeba specjalnie niczego nowego budować, jeżeli chodzi o gminę Kołaczkowo. Dbajmy o to, co jest. 

Kolejny temat to depopulacja w gminie Kołaczkowo. Mówiąc wprost: wymieranie gminy Kołaczkowo i związane z tym spodziewane kłopoty w oświacie, które w zasadzie już są, ale jakoś ostatnio o tym się nie mówi. Zasygnalizował to pan na jednym ze spotkań i oczekuję jakieś syntezy, żeby ludzie wiedzieli, czego się mają spodziewać. 

– Tu też zacznę od tego, że to wszystko zależy od rady i od jej poglądu na to. Natomiast jesteśmy wszyscy dorośli – i my dwaj, i osoby, które będą to czytały – więc kiedy widzimy, że jest problem, to jako dorośli ludzie możemy na ten problem jakoś zareagować. Pewnie po burzliwych i bolesnych dyskusjach, bo to są ciężkie decyzje. I albo ciężkie decyzje będą na etapie finalnym tych dyskusji, albo możemy udawać, że nic się nie dzieje, że jest dobrze jak jest. Wydaje mi się, że to drugie podejście jest złe. Nie powiem, że mam teraz gotowe rozwiązanie. Powiem, że należy coś z tym zrobić. Ale nie powiem, że mam superpomysł. 

Dobrze, to ja przedstawię swój pomysł. Formalnie zlikwidować wszystkie szkoły, zwolnić wszystkich nauczycieli i obsługę – i po prostu zacząć to budować od nowa. Opcja „zero". 

– No nie zgodziłbym się z tym. Rozumiem, skąd to się bierze, bo słyszałem ten pomysł od pana już kilka lat temu. Rozumiem, na co by to pozwoliło, ale to nie jest też tak, że możemy sobie na to pozwolić. Nie jesteśmy maszyną, tylko żywym organizmem. Tu nie możemy odkręcić jednej śrubki i całej części i przełożyć ją w inną część bez konsekwencji. Szkoły to ludzie, rodzice, pracownicy, emocje, plany, poczucie bezpieczeństwa. Jeżeli coś zabierasz i technokratycznie otwierasz w innym miejscu, to krzywdzisz. Tak jest teraz z tymi strajkami rolników. Ktoś technokratycznie, tam daleko, założył sobie, że tak i tak będzie najlepiej – i ludziom jest ciężko się do tego dostosować. Może te decyzje byłyby najlepsze, ale ciężko się do tego dostosować, bo jest poczucie krzywdy albo jest realna krzywda. To wynika z wartości, z tradycji. Abstrahując od pytania – zaraz do niego wrócę – to tak jakby człowiek, który całe życie był wychowywany w tym, że każda piędź ziemi jest świętością i trzeba ją uprawiać, miałby teraz nagle zostawić kawałek nieuprawianej. Ale nie zamykamy niczego i nie ustawiamy od nowa, bo to przeczy całej idei samorządu. 

Był taki pomysł wójta z południowej Polski, który zrobił taki ruch, że szkoły przekazał stowarzyszeniom. System natychmiast zadziałał, ale miał duże kłopoty z kuratorium i ministerstwem. 

– Pamiętam, że to, co pan teraz mówi, było podniesione na komisji, kiedy byłem radnym. W jednym z pierwszych lat. Mówiła o tym pani Stramczewska, kiedy jeszcze była sekretarzem gminy, że możemy tak zrobić. Pewnie, że można. Myślę, że od biedy to można by nawet rozbudować jedną szkołę i wszystkich wozić do tej szkoły. Ale jesteśmy w sytuacji, w której decyzje były podejmowane przez szereg lat i do tej sytuacji musimy się też dostosować. Nie można teraz wyrzucić w kosmos tego, co zostało zrobione w Bieganowie albo tego, co jest planowane w Sokolnikach. 

Mam wrażenie, że inwestycje w oświacie przyszły trochę za późno. Za duży był konflikt. Ucierpiały dzieci. Mój syn przez osiem lat w podstawówce zwiedził cztery szkoły w gminie, choć szkołę mamy 300 metrów od domu. Bo ktoś musiał mieć etat w urzędzie gminy. 

– Możemy dyskutować o tym, co było kiedyś i wyciągać, wytykać sobie błędy. Bo to nie jest też tak, że w ostatnich dziewięciu latach nie popełniono błędów. Na pewno je znajdziemy. Ale jaki to ma sens? Teraz, za chwilę, będziemy mieli – czy chcemy tego, czy nie, czy zostanę tym wójtem, czy nie zostanę – będziemy mieli nowe otwarcie. Nowi ludzie podejdą do tego problemu i mają go w jak najlepszy sposób rozwiązać. I może idealnie byłoby rzeczywiście zrobić reset – opcję „zero" i budujemy od nowa – ale byłoby to tylko technokratyczne, bez udziału społeczności. 

Będzie pan musiał przekonać co najmniej ośmiu radnych. 

– Myślę, że przekonanie ośmiu radnych to jest najmniejszy problem. Przekonanie mieszkańców do tego, jaka jest propozycja, to jest największa wartość. Ludzie zamieszkują tę gminę i mają prawo od niej oczekiwać, że to, w co wierzą – to, co mają – będzie respektowane. Tylko że na dłuższą metę nie przyniesie to tej gminie korzyści. Tak myślę. I teraz chodzi o to, żeby rozmawiać nie tylko o liczbach, statystykach, ale żeby wsłuchać się w to, co oni powiedzą – i żeby to rozwiązanie też wyszło od nich. Jeżeli jesteśmy za coś odpowiedzialni, chociażby na etapie konstruowania pomysłu, to zupełnie inaczej do tego podchodzimy. Nikt chyba, w żadnym miejscu gminy Kołaczkowo, nie zaprzeczy takiemu faktowi, że jest nas o 300 mieszkańców mniej niż kilka lat temu i że prognozy są takie, że będzie nas jeszcze mniej. Jeżeli w dużej miejscowości w gminie rodzi się jedno dziecko w roku, a w całej gminie 54 – jak ostatnio się dowiedziałem – no to nie ma możliwości, żeby to nie był problem. A takim naprawdę ogromnym problemem będzie za pięć lat. W takim razie mamy teraz pięć lat, żeby się do tego przygotować. 

To ja mam pomysł. Nowe plany zagospodarowania przestrzennego, ruch osadniczy – i zapraszamy. Nie jest tak daleko do Wrześni. Drogi są w miarę dobre. Jak ktoś się boi korków w Bierzglinku, to może je objechać przez Zieliniec. 

– Myślę, że mieszkańcy gminy Kołaczkowo cenią sobie sielski spokój. Natomiast jest taka rzecz, która przyszła mi niedawno do głowy. Powstało kilka fajnych, ciekawych dróg, wokół których ludzie myślą o sprzedaży działek. Jeżeli to będzie się ruszało, to będzie się to zmieniało. Powiem brzydko: może my powinniśmy produkować żywność dla Wrześni i być jej sypialnią? Byłbym bardzo za tym, żeby ludzie, którzy we Wrześni, np. w Volkswagenie, zarabiają dobre pieniądze, płacili podatek tutaj – ponieważ mają tutaj dom, w spokojnej okolicy. Z tego bym się cieszył najbardziej. Myślę, że infrastrukturalnie i pod względem położenia nie jesteśmy w stanie zbudować tu wielkiej fabryki. Nawet nie bylibyśmy w stanie jej utrzymać jako źródła pracy. To, co mnie boli najbardziej, to to, że moi znajomi, młodzi ludzie, którzy zakładają rodziny albo mają już założone rodziny, budują mieszkania poza naszą gminą, ponieważ tam łatwiej dostali teren. Tutaj też do końca samorząd nie ma na to wpływu, bo czy rolnik sprzeda ziemię na działki, czy nie sprzeda – samorząd nie może go do tego zmusić. W planach jest dużo miejsc pod budownictwo mieszkaniowe. Za każdym razem, kiedy plany były aktualizowane, to działo się tak właśnie dlatego, że ktoś sobie założył, że będzie chciał sprzedać tę ziemię. Teraz niech ją sprzeda i niech z tego korzystają przede wszystkim młodzi mieszkańcy z naszego terenu, i niech się nie wyprowadzają. To jest najbardziej bolesne, że dowiaduję w takich dziwnych sytuacjach, że robimy np. jakieś zajęcia dla dzieci, a znajomy do mnie dzwoni czy pisze: „Czy dziecko spoza gminy Kołaczkowo może być?". No ale dlaczego ty o to pytasz? „No bo mieszkam w Kaczanowie". I to jest strata. Bo człowiek jest wykształcony, dobrze zarabia, jego żona jest wykształcona jeszcze lepiej – i nagle wybrali na miejsce zamieszkania inną miejscowość, spoza naszej gminy. To jest bolesne. 

Dlatego to jest zadanie dla nowego wójta. 

– Nie wiem, na ile nowy wójt będzie miał na to wpływ. Bo to też nie jest takie pstryknięcie – i o! Super! I wykształceni młodzi do nas wrócą. Jeżeli dobry dzieciak wychodzi z naszej szkoły, idzie do szkoły średniej. 

A co w tym Kaczanowie jest, że ludzie chcą się tam osiedlać? 

– Nie wiem. Moim zdaniem Bieganowo, Sokolniki, Kołaczkowo czy Borzykowo mają może tylko ten minus, że trzeba pokonać kilka kilometrów więcej. Ale chodzi o to, że mimo wszystko te dzieciaki wyjeżdżają później na studia i wiążą tam swoją przyszłość. Zmienia się moda, zmienia się podejście do całej rzeczywistości. Ludzie nie chcą wracać na wieś, bo nie mają tu perspektyw, możliwości. Chociażby teatrów. Teraz mają kino, to do niego nie chodzą. Gdzieś w tej zmieniającej się rzeczywistości trzeba się odnaleźć. Nawet jeżeli nie będzie można na to zareagować, żeby odwrócić ten trend, to trzeba się w tym spadającym trendzie odnaleźć. Na ostatnich zajęciach na podyplomówce administracji samorządowej mieliśmy taki temat, aby wcielić się w rolę młodego małżeństwa, które szuka jak najlepszego miejsca do wybudowania domu. No i mieliśmy spojrzeć tak na nasze gminy. Czy poziom nauczania jest wysoki? Czy bezpieczeństwo jest dobre? Czy dziecko do szkoły może dojść chodnikiem? Czy poziom propozycji kulturalnych jest ciekawy? Czy skomunikowanie tego miejsca jest dobre? I w każdym z tych elementów w gminie Kołaczkowo nie jest źle, ale też w każdym możemy wiele poprawić. Możemy zacząć się chwalić tym, że nasze szkoły są pierwsze w rankingu w powiecie. 

Dlaczego na szczycie jest Nekla, a nie może być Kołaczkowo? 

– Nekla jest bliżej Poznania. Kiedyś na Wrzesnia.info.pl był artykuł związany z tym, że ta wschodnia flanka powiatu pustoszeje. Z drugiej strony, jak ta wschodnia flanka będzie miała szkoły, które najlepiej uczą, to młodzi wykształceni nagle pomyślą: „Kurczę, czy tam mój dzieciak nie będzie miał lepszej szansy na start?". A jeżeli my w tym wszystkim patrzymy tylko na to, żeby przetrwać od pierwszego do pierwszego, to to nie jest dobre dla rozwoju. Fajnie, bo ja widzę, że ludzie się starają. Mówię teraz o szkołach, że jest mnóstwo propozycji pracy projektowej. Ale też na końcu co roku patrzę na to, które miejsca mamy w rankingach. Ja wiem, że rankingi za wszystko nie odpowiadają, bo to, jak się uczy dzieciak, to nie tylko kwestia szkoły, ale też tego, co wynosi z domu i czy rodzice z nim pracują. Czy rodzice posyłają, dbają o to, żeby dziecko trafiło na dodatkowe zajęcia. Pracując w ośrodku kultury, miałem kilka takich dramatycznych rozmów z rodzicami. Utalentowany dzieciak, który ma ochotę brać udział w naszych zajęciach i nie może być na nie przywożony, ponieważ rodzice mają duże gospodarstwo – i oni w tych godzinach nie mogą sobie na to pozwolić, by jechać raz czy nawet dwa razy w tygodniu i przywieźć dziecko na półtorej godziny. Może to jest kwestia tego, że my tych zajęć nie robimy za bardzo na wsiach. Ale to też jest kwestia skali i kosztów, jakie trzeba ponosić na to wszystko. 

Połowa naszej gminy to tereny popegeerowskie, a w związku z tym, że infrastruktura publiczna nie należy do gminy, ciężko jest tam o zmianę. I te problemy się nawarstwiają, bo to trwa latami. Podam choćby ostatni przykład Bieganowa. Pani wójt po latach pozyskała działki w centrum tej wsi i dopiero teraz jest jakaś szansa, żeby cokolwiek tam zrobić. Już nie mówiąc o sławetnym podwórzu gospodarczym, które tylko się zawala. Ja czuję, że ludzi to cały czas boli i na pewno takie pytanie padnie. 

– Boli, bo to ich młodość, życie i emocje. I jak widzą, że coś kiedyś pięknie prosperowało, a teraz się rozpada, to ich to boli. Mnie w Kołaczkowie boli oficyna, natomiast przeciętny mieszkaniec Gorazdowa czy Bieganowa nie musi w ogóle myśleć o oficynie. Ja akurat myślę bardzo często. W naszym komitecie jest kandydat z każdej miejscowości popegeerowskiej i każdy zwrócił na to uwagę, jak sobie mówiliśmy o wyzwaniach, które nas czekają i o chęci zrobienia czegoś. Każdy mówił o tych terenach. Temat jest mi znany, chociaż wcześniej się nad tym nie zastanawiałem. Może tutaj największą pomocą byłoby, gdyby kandydat na wójta, który miałby tu wygrać, był z jakiejś partii, która teraz rządzi – miałoby to przełożenie na rozmowy z górą. Ale wierzę, że w KOWR-ach itd. też siedzą ludzie, którzy będą chcieli usłyszeć o tym problemie na dole i pomogą go rozwiązać. Nie wiem, czy na zasadzie jakiejś wymiany, czy kupna, czy przekazania. To nie są jakieś wielkie tereny, ale często kluczowe. Pytanie, po pierwsze, jaki mamy pomysł na ten teren? Tutaj pomysły są, nie będę wchodził w szczegóły, bo też się na nich nie znam. Kandydaci na radnych mówią, że oni – czyli ich środowiska, społeczności – myślą o tym i mają na to chrapkę, na zasadzie: tu można zrobić to, tu to, tu można zagospodarować albo zadbać o ten kawałek. Ale i tak na końcu stajemy naprzeciwko tego, kto miałby się tym zająć. Myślę, że uporczywe, aczkolwiek uprzejme przypominanie o tej sprawie tam, do góry, to jedyne, co na ten moment możemy zrobić. Jeżeli mógłbym zająć się tą sprawą, być może zobaczę jakieś inne perspektywy. 

 

Ostatnie pytanie dotyczy pana programu wyborczego. Proszę wymienić dwa, trzy najważniejsze punkty. 

– Ja wiem, że nie daję propozycji programowej takiej jak kandydaci we Wrześni. Wiem, że to jest słabość, ale co ma być moim programem? Zbudowanie skoczni narciarskiej czy basenu? Rozmawialiśmy z kandydatami na radnych i oni mają bardzo konkretne rzeczy do zrobienia, mają chęć do działania, ale to są rzeczy, które są na ich terenach – i to jest jakby ten program. Jeden z kandydatów powiedział do mnie coś, co mnie bardzo zainspirowało: „Mariusz, ty nie musisz wymyślać nic nowego. Ty zadbaj o to, co jest". To mi też otwiera oczy, bo brakuje mi takiej propozycji, np. jaką zrobił Projekt Września, która mi się ogromnie podoba. „Tu zróbmy park". Brakuje mi takiej propozycji, ale wolałbym stworzyć propozycję typu: wyczyśćmy i zadbajmy o park w Grabowie Królewskim. No ale o tym od lat mówią mieszkańcy, radna i sołtys tej miejscowości, że należy do tego dążyć. Ja mogę zrobić propozycję programową i wypisać te wszystkie rzeczy, ale to nadal nie jest takie wielkie i perspektywiczne, jak np. w dużych miastach, gdzie powiedzą, że o, tu powinniśmy mieć autostradę. Tak postrzegam program, jako coś takiego wielkiego. Natomiast mała, kilkutysięczna gmina nie musi się na tym skupiać. Ja jestem człowiekiem, który unika słowa „obiecuję". Pamiętam, jak pięć lat temu przeczytał pan moją koncepcję działalności GOK-u i stwierdził, że tu nie ma szału. No ale ja ten „szał" postrzegałem jako międzynarodowe festiwale itd. Nie jesteśmy miejscem na to. Skupmy się na tym, żeby to, co mamy, działało jak najlepiej. Nie mam kontrkandydata, z którym mógłbym się przebijać na argumenty, co zrobimy i jak fajnie będzie. Ale myślę, że nawet jakby był kontrkandydat albo kilku, to i tak nie poszedłbym na przebijanie, bo to nie jestem ja. Lubię solidnie stać, nogami oparty na gruncie, a jeżeli odpływam, to cieszę się, że wokół siebie mam kilka osób, które potrafią ściągnąć mnie na ziemię. Tak funkcjonuję. Jeżeli ktoś spodziewa się, że powstanie nagle piękna strona internetowa, na której kandydat na wójta gminy Kołaczkowo wyłoży wszystkie wielkie, perspektywiczne plany, które w następnych pięciu latach będzie się starał zrealizować, to czegoś takiego nie będzie. Ja mówię wprost. To, co się działo do tej pory i to, co się dzieje, jest dobre i należy do tego dołożyć kolejne dobre rzeczy. Jakie będzie największe wyzwanie dla nowego wójta w kwietniu tego roku? Przejąć sprawnie zarządzanie tym wszystkim, co się dzieje. Przejąć sprawnie te wszystkie rozgrzebane inwestycje, zakończyć je i rozpocząć te planowane. Ludzie nie zdają sobie sprawy, ile tego jest, ale nie muszą sobie zdawać sprawy. Natomiast ja sobie zdaję z tego sprawę – i choćby patrząc na to wszystko, nie powiem, że musimy zbudować basen. Zaczynając od tego, że to jest dla mnie absurdalny i głupi pomysł, to gdy zacząłem pracować w ośrodku kultury i chciałem tu zrobić wielki rockowy koncert zespołu Big Cyc – i stać nas wtedy było na to (teraz nas nie stać, ale wtedy dostaliśmy propozycję) – i pomyślałem sobie tak: „Mariusz, jesteś tutaj nowy, wszyscy wiedzą, że słuchasz rocka. Big Cyc na dożynkach w gminie Kołaczkowo, to jest to!". Na szczęście ktoś mądrzejszy ode mnie, kto zna się doskonale na tego typu imprezach – mogę zdradzić, kto: Piotrek Tamborski, mieszkaniec Kołaczkowa (teraz jest dyrektorem dużego Słubickiego Ośrodka Kultury) – usiadł wtedy i powiedział: „Zastanów się, przecież na tego Big Cyca to ci przyjdzie tutaj może i nawet z 2000 osób. Ty tego organizacyjnie nie udźwigniesz, będziesz musiał wydać mnóstwo kasy na zabezpieczenie, na nagłośnienie. To jest za duża nazwa na takie skromne dożynki". To bardzo otworzyło mi oczy. Różnica między tym, co chcemy, a co możemy, jest czasami dramatyczna. I niepotrzebne jest to, że ja teraz będę próbował ludzi przekonać jakimiś wielkimi obietnicami. Jeżeli ludzie nie są po tych pięciu latach do mnie przekonani, kiedy mogli obserwować moją pracę – do mnie jako człowieka, że mogę z sensem prowadzić to dalej, tylko na innym stanowisku – to ja ich dalej żadnymi obietnicami typu „zbuduję, zrobię" nie chcę przekonywać, bo to jest dla mnie droga donikąd. Na pierwsze kilka miesięcy najważniejsze będzie sprawne przejęcie tego, co teraz tak ładnie prze do przodu. Jeżeli będę miał taką okazję, to odejdę stąd – z GOK-u – ale jeśli chodzi o sprawy np. związane z remontem pałacu, to nie widzę osoby, która by była w stanie poprowadzić i skontrolować to lepiej. Będę tym zajęty, a dokładanie sobie dodatkowych rzeczy, zadań, obietnic – to jest mi coś absolutnie niepotrzebnego. Staram się twardo stąpać po ziemi. Ludzie muszą zrozumieć, że życie nauczyło mnie takiej realności. To, co chcemy a co możemy – u mnie ważniejsze w pewnym sensie jest to, co możemy. Oczywiście, że możemy marzyć. Marzmy, planujmy, miejmy określony cel, ale czasami droga jest ważniejsza od celu. Czasami ważniejsze jest to, co zrobimy, idąc do tego celu, niż to, że go w pewnym momencie osiągniemy. Wiele energii wkładam zawsze w to, by wyważyć rzeczy efektowne z efektywnymi. Bliższe jest mi to drugie. Dlatego proszę mi wybaczyć brak blichtru, fajerwerków czy wywoływania euforii. Pokornie podchodzę do tego, co robię zawodowo i co miałbym robić w przyszłości. Nie dzielę skóry na niedźwiedziu i nawet jeżeli nie będzie w tych wyborach kontrkandydata, to i tak jest to sytuacja, w której mogę przegrać sam ze sobą. 

 

Rozmawiał Filip Biernat

 

Mariusz Gomulski wójtem gminy Kołaczkowo?

Ankieta zakończona, dziękujemy za oddane głosy. Wyniki głosowania są widoczne poniżej:
tak 53%
nie 47%

Co sądzisz na ten temat?

podoba mi się 0
nie podoba mi się 0
śmieszne 0
szokujące 0
przykre 0
wkurzające 0
facebookFacebook
twitterTwitter
wykopWykop
komentarzeKomentarze

komentarz(39)

McBógMcBóg

16 4

*Zadbać o to, co jest*? Zacofanie i brak pomysłu na cokolwiek? Sam garniturek chyba to chyba zbyt mało! 🤣🤣🤣🤣🤣🤣🤣 14:01, 17.03.2024

Odpowiedzi:7
Odpowiedz

wujekwujek

1 12

przestań chlać bo majaczysz od rzeczy 15:23, 17.03.2024


McBógMcBóg

7 1

Słynny @wujek; czerwona, bolszewicka szmata! Cuchnie w całych Internetach! Lokalna inteligencja; tyle, że zupełnie bezobjawowa! Pomagałeś dzisiaj rozwieszać banery marksistom? 🤣🤣🤣🤣🤣🤣🤣 15:47, 17.03.2024


wujekwujek

1 10

Mc- przestań chlać bo majaczysz od rzeczy 16:10, 17.03.2024


BeniuBeniu

3 5

Mc- mamusia kultury osobistej nie nauczyła 16:16, 17.03.2024


McBógMcBóg

5 1

@wujek, @Beniu; sypiacie razem? 🤣🤣🤣 Nie wstydźcie się tego! Teraz taka moda! 🤣🤣🤣 18:00, 17.03.2024


BeniuBeniu

1 3

Mc- nie na temat prostaku 05:27, 18.03.2024


OooOoo

5 1

McBóg - chodzi o dwie mamy i córki, a także o żonę i męża xd... 08:08, 18.03.2024


reo

mieszkanka79mieszkanka79

22 3

Jeżeli wójtem zostanie Pan Gomulski to czy w urzędzie i w innych instytucjach w gminie Kołaczkowo będą zatrudnione osoby spokrewnione ze sobą jak jest do tej pory czy to się zmieni ??? nasuwa się pytanie???
A oświata to ciężki orzech do zgryzienia będzie zapewne .
i czy Pan Gomulski będzie faworyzował wybrane dyrektorki w naszej gminie czy wszystkich będzie mierzył jedną miarka a nie ta jest lepsza a ta be.
Życzę powodzenia w rządzeniu naszą gminą 14:20, 17.03.2024

Odpowiedzi:2
Odpowiedz

Fuks. Fuks.

12 2

Niech będzie tak jak było, już to kiedyś słyszeliśmy. Teraz, jak wygra ten jedyny?, to będziemy mieli byłą wójtowa kierującą na tylnym siedzeniu . Taka to polityka w wykonaniu PSL . 19:35, 17.03.2024


OooOoo

5 1

Będą mamy i córki, żony i mężowie 08:00, 19.03.2024


omptedaompteda

18 7

Czy będą zatrudnione. Przecież kandydat się wyraźnie okreslił - zadbać o to, co jest. Nie po to on tam startuje, żeby jakieś zmiany po Waszakowej robić. Natomiast w gminach, w których był tylko jeden kandydat, to już nie powinien być wójt, tylko np. hrabia, albo książe. Np. jakby to dostojnie brzmiało książe kołaczkowski Mariusz Gomulski. Nawet trochę przypomina na tym zdjęciu. 14:29, 17.03.2024

Odpowiedzi:2
Odpowiedz

McBógMcBóg

9 4

👍👍👍👍👍👍👍👍👍

🤣🤣🤣🤣🤣🤣🤣🤣🤣 14:56, 17.03.2024


Tak Tak

4 7

Jest Omtopeda. Podpuĺk z Wrześni. Twórca fundacji im. Genrała Krzyżanowskiego. 21:24, 17.03.2024


Leon.Leon.

6 12

Sołtys z Krzywej na wójta Kołaczkowa 15:32, 17.03.2024

Odpowiedzi:0
Odpowiedz

Powodzenia Mario Powodzenia Mario

9 17

Szanowni krytycy kandydatury Mariusza Gomulskiego na wójta. Wasze argumenty odnośnie nepotyzmu w urzędzie ( chodzi zapewne o mamę i córkę) są prawdziwe. Ale dziwi mnie,że skoro taki sposób polityki personalnej budzi u Was oburzenie, to dlaczego nie pojawia się żaden inny, kompetentny kandydat na wójta? Skoro tak Was to razi to dlaczego nie startujecie w tych wyborach, jeżeli chcecie uleczyć tą sytuację? Ja chyba wiem dlaczego. Ponieważ nie jesteście równie kompetentni jak Mariusz Gomulski, nie macie takiego doświadczenia, pomysłu. Pewnie nie zrobiliście nic dla swojej małej ojczyzny. Tylko krytykujecie w internetach anonimowo. Szkoda,że to społeczeństwo jest coraz bardziej zdziczałe, a Wy jesteście tego dobrym przykładem. Mariuszowi życzę powodzenia. To będzie trudna misja, ale Mariusz napewno znajdzie na nią sposób. 16:57, 17.03.2024

Odpowiedzi:4
Odpowiedz

McBógMcBóg

9 3

*chodzi zapewne o mamę i córkę*; no i wszystko w temacie 🤣🤣🤣 Odpowiedź na hasło *zadbać o to co jest*! 🤣🤣🤣 Żenada! Professional level lokalnych *władców*! 17:58, 17.03.2024


StarkStark

10 4

Jedną kadencję był radnym, to jego doświadczenie i pisał blog. Nie głosować na *%#)!& i przegra z samym sobą. W nowej Radzie Gminy będą ludzie z dużo większym doświadczeniem samorządowym 19:04, 17.03.2024


Powodzenia MarioPowodzenia Mario

4 3

No i w takim razie gdzie są wasze, lepsze kompetencje? W pisaniu komentarzy? Po jednej kadencji i kilku latach w GOK ( cały czas współpracując z różnymi instytucjami od szczebla centralnego po sołectwa) ma o wiele lepsze kompetencje niż Wy, współobywatele. Wiele Was boli ale nic nie robicie w kierunku zmiany. Tylko wylewacie żale na stronie WW 22:48, 17.03.2024


NowyMieszkaniecNowyMieszkaniec

4 1

No tak... 1 kadencja jako radny i jak widzę z fb od 2019 roku na ciepłej posadzie dodajmy, że bez żadnej odpowiedzialności w GOKu. No faktycznie kompetencje na najwyższym poziomie. Czy Pan Kandydat kiedykolwiek czymś zarządzał za cokolwiek kiedyś brał odpowiedzialność? No chyba NIE... bo przecież chyba nie bierzemy pod uwage funkcji dyrektora w jednostce podległej urzędowi gminy 00:55, 18.03.2024


NowyMieszkaniecNowyMieszkaniec

18 6

Jako osoba, która przybyła do gminy kołaczkowo z zewnątrz jestem w szoku jak 6 tysieczna gmina ma tylko 1 kandydata na urząd wójta?! I to jeszcze tak bezpłciowego jak zaprezentowany w powyższym artykule.... jestem szczerze ciekaw tego wysmienitego wykształcenia... Podany przykład z nieorganizacją koncertu grupy big cyc tylko pokazuje że kandydat nie ma nic fo zaoferowania a urząd wójta będzie tylko dobrze platna ciepłą posadką dla tego czlowieka na najblizsze 5 lat 😔 przykre 18:29, 17.03.2024

Odpowiedzi:1
Odpowiedz

McBógMcBóg

7 2

*dobrze platna ciepłą posadką dla tego czlowieka na najblizsze 5 lat*; i nie tylko dla niego? Dla rodziny, kolegów, znajomych? A może redaktor, rodzina załapie się na *ciepłą posadkę*? 🤣🤣🤣 18:43, 17.03.2024


NowyMieszkaniecNowyMieszkaniec

18 6

Nawiązując do mojego wcześniejszego komentarza gorąco zachecam aby w dniu wyborów wójta przy nazwisku tego bezpłciowego kandydata postawic znak ,,X" przy słowie NIE 18:40, 17.03.2024

Odpowiedzi:0
Odpowiedz

Won. Won.

19 5

Tak, jest to przykre, że nie ma innych kandydatów, wzorem innych kadencji, dlaczego?. Jest to pokłosie rządów tej dyktatorki, która rozmontowała aktywność społeczeństwa. Nawet w niektórych wioskach nie było chętnych na radnych. Na śmietnik historii, a nie do sejmiku. 18:55, 17.03.2024

Odpowiedzi:0
Odpowiedz

Wiem, że.. Wiem, że..

17 7

Gmina nie zasługuje na takiego c i e n i a s a, ludzie mają rozum, będzie dobrze. 19:21, 17.03.2024

Odpowiedzi:0
Odpowiedz

BOLOBOLO

16 3

Jako człowiek bez programu nie dostaniesz mojego głosu!Za namaszczenie nie daję. 21:18, 17.03.2024

Odpowiedzi:0
Odpowiedz

OmtopedaaOmtopedaa

8 17

To najlepszy kandydat dla Kołaczkowa. 21:22, 17.03.2024

Odpowiedzi:4
Odpowiedz

BOLOBOLO

8 6

Najlepszy bo jedyny. 21:25, 17.03.2024


Teraz.. Teraz..

13 1

Samo hasło ;najlepszy ; nie wystarczy. Opisz jego; zasługi; . 21:41, 17.03.2024


NowyMieszkaniec NowyMieszkaniec

7 3

Zawsze można X postawić w krateczce przy słowie NIE 😉 00:56, 18.03.2024


NowyMieszkaniec NowyMieszkaniec

8 2

Podpinam się pod post z zasługami. W artykule o tym cisza... no chyba że jako zasługę uznać można niezorganizowanie koncertu big cyc 😁 jeżeli tak - to winszuje gminie nowego wójta 😁 00:58, 18.03.2024


omptedaompteda

15 2

A jak ktoś powyżej 4 kadencji, jak Kałużny, to powinien być już król. Król Tomasz I Wielki. Zastał Wrześnię drewnianą, a zostawił skanalizowaną. Jak Kazimierz. 22:24, 17.03.2024

Odpowiedzi:0
Odpowiedz

&@&@

13 2

Wywody socjologiczno-fizoloficzne, za dużo gadania, mało konkretów. 09:06, 18.03.2024

Odpowiedzi:2
Odpowiedz

Lol. Lol.

9 1

W samo sedno trafiłeś. Tak trzymać. 11:53, 18.03.2024


Mieszkaniec2Mieszkaniec2

3 1

Bo tylko ładnie gadać potrafi a robić to tylko jak go ktoś dobrze pokieruje i jeszcze pomoże. 22:04, 19.03.2024


Przerażony sytuacją Przerażony sytuacją

10 3

Oczywiście, że trzeba głosować na NIE. Przecież to nadal będzie rządziła pani Waszak tylko Gomulskiego rękoma. Tak więc mieszkańcy wsi innych niż Kołaczkowo i Borzykowo jeżeli chcecie mieć jakieś inwestycje w swojej miejscowości to pomyślcie dobrze jakiego radnego i wójta wybieracie. Inaczej nadal będziecie płacić tylko podatki i zastanawiać się kiedy zaczną wam zamykać szkoły, biblioteki itp. 00:45, 19.03.2024

Odpowiedzi:1
Odpowiedz

WyborcaWyborca

5 1

Tak właśnie będzie, a zacznie od szkoły w Grabowie Król, będzie to zemsta za opór z poprzednich lat obecna wójtowa mu pomorze, jak się dostanie do sejmiku. Ani jeden, ani druga nie może wygrać wyborów, wszyscy głosują na NIE. 13:30, 19.03.2024


Mieszkaniec2Mieszkaniec2

5 1

W gminie kołaczkowo jest dużo budynków oraz instytucji które są nierentowne. Proponuję zamknąć biblioteki, wszystkie sale wiejskie które nie zarabiają na swoje utrzymanie oraz przede wszystkim klub seniora, którego remont jaj zawsze kosztował więcej niż planowano a zysków z tego tyle samo co z kina za rogiem. 23:03, 19.03.2024

Odpowiedzi:1
Odpowiedz

🛝🛝

5 0

Klub seniora! to przedszkole dla dorosłych. 09:57, 20.03.2024


0%