Zamknij

Prowansja na polskiej wsi. Pachnący biznes Pauliny i Bartosza Michalskich

11:38, 13.08.2020
Skomentuj

Morze fioletowych kwiatów, brzęczenie pszczół i niesamowity zapach. To wcale nie południe Europy, tylko Lawendowe Zdroje w Pakszynie.

[[reklama1]]

O uprawie należącej do Pauliny i Bartosza Michalskich zrobiło się głośno w całej Polsce. Przez ostatnie lata nakręcono tu wiele programów telewizyjnych i reportaży. W sezonie kwitnienia do Pakszyna (gmina Czerniejewo) zjeżdżają pary młode z całego regionu, żeby zrobić sobie romantyczną sesję zdjęciową. Po zbiorach można tu kupić naturalne kosmetyki wytwarzane na miejscu i olejek lawendowy. Przypominamy artykuł o Lawendowych Zdrojach z 2014 roku. Wtedy uprawa miała dopiero trzy lata.

Paulina i Bartosz Michalscy przyznają, że na początku nie zdawali sobie sprawy, że hektarowe pole słodko pachnących kwiatów wymaga tak wielkich nakładów pracy. Lawendowe myśli pojawiły się dość niespodziewanie.

Oboje są rodowitymi wrześnianami. Wychowali się w mieście, ale zawsze kochali wieś. W dzieciństwie uwielbiali weekendowe wypady do dziadków. Byli już młodym małżeństwem i spodziewali się dziecka, kiedy dostali propozycję.

– Wujek z ciocią byli już w podeszłym wieku i nie radzili sobie sami na gospodarstwie. Zaproponowali nam, żebyśmy przeprowadzili się do nich. Byłam w ciąży i nie mogłam pracować zawodowo, więc się zgodziliśmy. Opiekowałam się ciocią, a gdy jej zabrakło, zaczęłam szukać pracy. Nie było łatwo, więc postanowiliśmy zainwestować w uprawę – wspomina Paulina Michalska.

Paulina Michalska

Zboże nie wchodziło w grę, bo w gospodarstwie nie było maszyn. To musiało być coś, co raz posadzone będzie przynosić plon przez lata. Może zioła? Pytanie, jakie. Mięta? Słabe możliwości sprzedaży suszu i nasycony rynek. Wtedy pojawiła się lawenda. Kupili specjalistyczne książki, zaczęli zbierać informacje.

– Czytaliśmy, że to pracochłonne i na początek im mniej, tym lepiej. Ale mąż stwierdził, że sobie poradzimy. W książkach podane były ilości na hektar, więc zdecydowaliśmy się, że spróbujemy. Mimo wszystko zaczniemy od tego hektara i zobaczymy, czy warto poszerzać uprawę – mówi P. Michalska.

Pierwszy problem: okazało się, że sadzonki są łatwo dostępne, ale cena jednej wynosi około 5 złotych. A potrzeba było 18 tysięcy.

– Jak policzyliśmy sobie, ile musielibyśmy wziąć kredytu, to stwierdziliśmy, że wolimy wysiać nasiona i poczekać rok na pierwsze zbiory. Udało się uzyskać je z Instytutu Nasiennictwa w Poznaniu. Według książek potrzeba było 3 kilogramy nasion, ale starczyły nam dwie garście – mówi pani Paulina.

Lawenda po zbiorach

Michalscy wysiali lawendę w marcu. Pojemniki ze wschodzącymi roślinkami stały w salonie. Trzeba było je obracać do słońca, hartować w chłodzie. W maju można było pikować do większych doniczek, a w lipcu wsadzić do gruntu. W prace zaangażowała się rodzina i przyjaciele.

W pierwszym roku bardzo ważne jest przycinanie – krzaczki lawendy formuje się w kulki. W drugim roku zbiór był jeszcze niewielki, ale trzeciego lata rośliny obrodziły.

Zbiór zaczął się w czerwcu, a zakończy się w drugiej połowie lipca.

Na lawendowym polu wszystkie prace wykonuje się ręcznie. Nie można stosować oprysków. W pieleniu i ścinaniu lawendy pomagają Michalskim sąsiedzi, do pracy przy hektarowej uprawie potrzeba rąk 10  osób.

Lawendowe żniwa (fot. Paulina Michalska)

– Myśleliśmy, że tylko raz w roku zetniemy i będzie spokój, a okazało się, że od maja do sierpnia bez przerwy jest praca – śmieje się pani Paulina.

Lawenda lekarska wąskolistna – tak dokładnie nazywa się odmiana, która rośnie w Pakszynie. Jest odporna na suszę i przemarzanie. Jej korzenie sięgają 2 metrów.

Krzak lawendy może żyć 20 lat. Kwiaty zebrane są w kłosy, które przy zbiorze ścina się i wiąże w pęczki. Każdy kłos składa się z pojedynczych kwiatków.

[[reklama2]]

Czas żniw zależy od tego, na co będzie przeznaczony susz. Jeżeli lawenda ma być ścięta na suchy bukiet, żaden z kwiatków w kłosie nie może być rozkwitnięty. W pełni rozkwitu nadaje się na świeże bukiety. Kiedy w kłosie więcej jest przekwitłych kwiatów niż rozkwitniętych, to w roślinie jest najwięcej olejków eterycznych – wtedy nadaje się ona np. do produkcji kosmetyków. Ścięte bukiety kłosów suszy się, a potem okrusza.

Dzieci uwielbiają lawendę (Fot. Paulina Michalska)

– U nas w Polsce lawenda jest znana przede wszystkim jako środek na mole, jednak zastosowanie tej rośliny jest o wiele szersze. Ma działanie antyseptyczne, właściwości uspokajające, nasenne, bakteriobójcze. Można ją wykorzystywać w kuchni: do deserów, mięs – opowiada pani Paulina.

Lawenda jest rośliną miododajną. Przyciąga pszczoły i motyle. Magnetycznie działa też na wielu ludzi. Podobno jej zapach łagodzi napięcia nerwowe.

– Lawendę można albo nienawidzić, albo kochać. Ludzie albo nie tolerują tego zapachu, albo go uwielbiają – mówi Paulina Michalska. Oni zakochali się od pierwszego wejrzenia.

Co sądzisz na ten temat?

podoba mi się 0
nie podoba mi się 0
śmieszne 0
szokujące 0
przykre 0
wkurzające 0
Nie przegap żadnego newsa, zaobserwuj nas na
GOOGLE NEWS
facebookFacebook
twitter
wykopWykop
komentarzeKomentarze

komentarze (0)

Brak komentarza, Twój może być pierwszy.

Dodaj komentarz

0%