„Nie chcę, żeby Polacy jedli robaki”. Rozmowa z szefem AgroUnii

AgroUnia zwiera szeregi przed wyborami. Powołano komitet społeczny, a Wrześnię odwiedził lider ugrupowania Michał Kołodziejczak.

28 lutego do Wrześni przyjechał Michał Kołodziejczak, przewodniczący partii i związku zawodowego AgroUnia. Spotkał się z działaczami, którzy zaangażowali się w życie partyjne. Powstał Komitet Społeczny AgroUnii w okręgu nr 37 konińsko-gnieźnieńskim, w którego skład weszli Filip Pawlik i Magdalena Kosko-Nowak. Przy okazji porozmawialiśmy z Michałem Kołodziejczakiem.

„WW”: AgroUnia zawarła sojusz z Porozumieniem. O co tu chodzi? Pytam nie tylko ja, ale także działacze związkowi AgroUnii.

MICHAŁ KOŁODZIEJCZAK: – Załatwianie spraw politycznych nie jest proste. Niestety nie da się załatwić wszystkiego samemu, a warto szukać sojuszników i ludzi, którzy będą chcieli te sprawy z nami załatwiać. To jest najprostsze wytłumaczenie, dlaczego z ludźmi, z którymi rozmawiałem jakiś czas, uznaliśmy, że idziemy do wyborów z tymi samymi sprawami. Idziemy bronić polskich gospodarstw, polskich firm rodzinnych, polskich pracowników. Idziemy po Polskę dumną – dla ludzi, których marzeniem nie będzie kupno ośmioletniego forda po Niemcu, tylko dla tych, którzy będą chcieli zmienić samochód. To, z czym się najbardziej zgadzamy z Porozumieniem, to bardzo mocne postawienie na gospodarkę, na własną produkcję. To jest dla mnie priorytet. W tym temacie szukam sojuszników, którzy będą chcieli stawiać na polskie produkty.

Szukacie kolejnych partnerów do wyborów? Czy skupiacie się na tworzeniu partii?

– Nie skupiam się na poszukiwaniach. Właśnie kończę objazd naszych struktur na terenie kraju. To jest dla mnie megaistotne. Teraz rozpoczynamy kampanię o tym, co chcemy zrobić. Marzec jest takim miesiącem, gdzie chcemy pokazać się na szerszą skalę.

Dzisiaj (28 lutego) we Wrześni odbyło się techniczne spotkanie AgroUnii. Po co?

– Spotykam się z osobami, które zapisały się do AgroUnii. Każdy, kto wyraził chęć pracy w strukturach partyjnych, przyszedł dzisiaj porozmawiać i dowiedzieć się, jakie są nasze dalsze działania.

A więc rozmowa o tym, kto będzie jedynką na liście AgroUnii w okręgu konińsko-gnieźnieńskim, jest dzisiaj przedwczesna?

– Jesteśmy przed takimi rozmowami, ale mogę powiedzieć, że to działacze wybiorą sobie swoją jedynkę. Ja nie będę ingerował w jedynki. Będę robił wszystko, by najlepsi znaleźli się w Sejmie.

Jak ocenia pan szanse AgroUnii? Sondaże pokazują poparcie na poziomie od 2 do 7 proc. Słabnie Hołownia – widać, że robi się miejsce na nowego gracza.

– Na pewno musimy mocno pracować, bo to, jakie będą wyniki, będzie zależało od nas. Od ludzi, którzy się w to zaangażują. Mam nadzieję, że sondaże będą dobre. Przed nami dużo pracy.

Gdyby nie udało się zdobyć choćby 3 proc. – uprawniających do dotacji z budżetu państwa – to co stanie się z AgroUnią?

– Nie zakładam takiego scenariusza.

Polski rząd dotuje rolników za to, że sprowadził wcześniej zboże z Ukrainy. O co tu chodzi?

– Rząd płaci za swoje błędy, bo nie obronił naszego rynku przed napływem zbóż z Ukrainy. I te pieniądze się po prostu rolnikom należą. To jest wyrównanie strat poniesionych w wyniku błędnych decyzji rządu. To są pieniądze na utrzymanie produkcji rolnej w kraju. Produkcji, która została zagłuszona poprzez błędne działanie polityków.

Nie boi się pan łatki „ruskiej onucy”?

– Bardzo proszę, przejdźmy do poważnych tematów, bo to nie jest poważne pytanie. Służby, które zajmują się takimi rzeczami, jasno stwierdziły, że nie ma najmniejszych podstaw, żeby tak mówić. Dzisiaj w Polsce, jeśli ktoś chce z kimś walczyć, to właśnie używa takich określeń.

Generalnie ujął się pan za rolnikami, którzy eksportowali żywność do Rosji, a teraz zostali z niczym.

– Bardzo wiele osób poniosło straty, a polski rząd im nie pomógł. Musimy o tym wiedzieć.

Mieliśmy ostatnio we Wrześni głośną sprawę w mediach, gdy w jednym z wrzesińskich przedszkoli podczas zajęć poczęstowano dzieci robakami. Pan jest w partii „kotleta schabowego” czy partii „kuchni świata”?

– Najbardziej nie lubię w Polsce patologii. W powiecie wrzesińskim mieliśmy potężną hodowlę świń i to wszystko zostało zniszczone. I co teraz, mamy jeść robaki? Czy będziemy teraz wprowadzali inną kulturę jedzenia? Jestem jednym z tych, którzy będą stawiali na nasze produkty i naszą żywność, nasze schabowe i nasze pyry. To są moje klimaty. Tutaj widzę duże lobby potężnych firm, które inwestują w produkcję robaków, ale ja nie chcę, żeby Polacy jedli robaki.

Codziennie w mediach pojawiają się nowe problemy dotyczące rolnictwa. Można się w tym pogubić. O czym mówi się rzadziej?

– Tematem jest to, że żadna partia do tej pory nie podchodziła do rolnictwa poważnie. Dlatego mamy dzisiaj problem mleczarstwa, problem napływu zbóż z Ukrainy. Za chwilę będą otwarte granice i napływ innych produktów z Ukrainy. Niestety tego też musimy się bać. Dostaję bardzo dużo informacji o różnych produktach, które tu przyjeżdżają, bo problemem jest brak kontroli tego, co przyjeżdża do Polski i brak ochrony naszego rynku. Brak przewidywania nadchodzących kryzysów. W tej chwili mamy kryzys nawozowy oraz początek kryzysu rynku mleka. Już teraz bardzo mocno cierpią rolnicy i małe spółdzielnie mleczarskie. Nie ma żadnego planu naprawczego. Problemem są zapisy zielonego ładu, które przewrócą polskie rolnictwo do góry nogami. Dziś widzimy też, że dominacja wielkich sklepów, ale też firm skupowych, coraz bardziej dokucza producentom żywności. One po prostu wykorzystują swoją dominującą pozycję. Ale problemem rolników jest także brak planu restrukturyzacji gospodarstw i brak pomocy związanej z wychodzeniem z zadłużenia.