Zostało mało czasu!
0
0
dni
0
0
godzin
0
0
minut
0
0
sekund
Daj bliskim chwilę,
którą zapamiętają
Kup prezent
Zamknij

Rolnik z Racławek: „Były protesty, są rozmowy w ministerstwie” [FOTO]

Filip Biernat Filip Biernat 09:00, 19.12.2025 Aktualizacja: 10:20, 19.12.2025
3

Rozmawiamy z Marcinem Matuszewskim, rolnikiem z Racławek, który brał udział w ostatnich protestach rolniczych. W ubiegłym tygodniu był na rozmowach w Ministerstwie Rolnictwa i Rozwoju Wsi.

WW”: Dlaczego sytuacja obecnie w rolnictwie jest zła?

MARCIN MATUSZEWSKI: – Przyczyny dzisiejszej sytuacji w rolnictwie są dwie. Pierwsza to nadpodaż produktów i to nie tylko na rynkach europejskich – bo to jeszcze by tak nie zdestabilizowało cen – ale na rynkach światowych. Ameryka Południowa zebrała i zbiera bardzo dobre ilości soi i kukurydzy. Argentyna w tej chwili jest w trakcie żniw. Każdy rynek tych dużych państw producentów – Kanada, Stany Zjednoczone, Kazachstan, nawet Rosja – notuje albo delikatną zwyżkę, albo zwyżkę powyżej 15 proc. Dzisiaj, w globalizacji świata rolniczego, to wystarczy, żeby już rynek zdestabilizować, bo giełdami na świecie trzęsą tak naprawdę MATIF i Central Board of Trade w Chicago. To są dwie giełdy, które ściągają jakby sygnały ze świata, ile czego jest, jaka jest podaż, jaki jest popyt itd. Te dwie potężne giedły wyceniają nasze produkty. Drugi powód, jeśli chodzi o rynki warzyw, no to niestety, ale dziwnie to może zabrzmi, bo 30 lat temu ktoś by mógł zapytać: „O co wam chodzi? No kurczę, ziemniaka macie plon 50 ton z hektara, a nie 30, to chyba powinniście być zadowoleni?”. Problem polega na tym, że trochę za dużo osób wpadło na to, żeby tego ziemniaka uprawiać, a z warzywami jest podobnie w prawie każdym segmencie. Jeśli chodzi o rynek trzody, to tutaj sytuacja jest trochę odmienna, bo nie wynika z takiej perspektywy krótkoterminowej, że czegoś jest dużo w tej chwili. Rynek trzody jest konsekwentnie wyniszczany przez korporacje, które tworzą tzw. system hotelowy, produkcji tuczu, a nasza rodzima produkcja tak naprawdę, no... nie chcę mówić, że już jest niszowa, ale w każdym tygodniu ubywa ponad sto gospodarstw hodujących trzodę w skali kraju. To jest duża zapaść. Ja nie produkuję trzody chlewnej, ale koledzy mi dokładnie podają te ceny. To przerażające. Takich cen jak dzisiaj nie było w 2000 roku. Jak się porówna pensję minimalną z wtedy, to jest pięć razy tak naprawdę – a cena trzody w tym samym miejscu.

Pan też odczuwa, że jest gorzej?

– Jestem producentem towarowym, dużych ilości partii surowców roślinnych, przemysłowych: burak cukrowy, rzepak, pszenica, kukurydza i bobowate. Tutaj sytuacja jest trochę lepsza na ten moment, w niektórych segmentach. Rynek rzepaku jest rynkiem bardziej hermetycznym. Niewiele osób rzepak uprawia. To może trochę dziwnie brzmieć, bo przecież w maju jest dużo żółtego (kwiatostanów), jak się jeździ po polach. W skali kraju jest około miliona hektarów, ale produkuje go niewielka grupa. Tutaj nie ma tematu nadpodaży. Państwa ościenne zebrały stabilną ilość. Rynek biopaliw i estrów jest bardziej ustabilizowany. Nie ma takich zachwiań. Jeśli patrzymy na cenę pszenicy, to w zeszłym roku o tej porze za tonę pszenicy jakościowej, konsumpcyjnej, to było około 900 zł, dzisiaj maksymalnie 730–750 zł. W niektórych rejonach – tutaj, w sercu Wielkopolski – jest jeszcze duży popyt na towary paszowe. Jeżeli nie na konsumpcję, to sprzedamy do kurczaków albo do kur. Natomiast są rejony kraju, gdzie jak nie sprzedasz do młyna lokalnego, który jest jeden na trzy powiaty, to nie sprzedasz nigdzie. Tylko można się domyślać, co oni robią z cenami. Jesteśmy najlepsi, bo jesteśmy jedyni. Polska pszenica nie jest konkurencyjna na rynkach światowych. Państwa Afryki Północnej ogłaszają przetargi na pszenicę, które zazwyczaj wygrywa Rosja, Ukraina, Argentyna, Australia, ewentualnie Francja, czasami Polska. Za mało idzie w świat. My tę pszenicę mamy dzisiaj po prostu za drogą. Z kukurydzą jest podobnie. Towaru jest naprawdę na rynku dużo.

Czy niemiecki producent cukru zaczął bardziej się starać o rolników? Czy ta cena odpowiada plantatorom?

– Jeśli chodzi o zachowanie producenta w Pfeifer & Langen ze Środy Wielkopolskiej, to generalnie ceny są oparte na kontraktach. Te kontrakty wynikają z cen światowych i nie czarujmy się, jest czterech wiodących producentów cukru w tym kraju. Ceny są do siebie zbliżone, aż dziwne, że aż tak mocno zbliżone. Jest Krajowa Grupa Spożywcza jako podmiot polski, jest Südzucker Nordzucker oraz Pfeifer & Langen. Ceny pozwalają zarabiać, ale to już nie są te poziomy jak dwa, trzy lata temu, kiedy po prostu ceny na giełdach cukru były dużo wyższe. Nie można znowuż w drugą stronę mówić, że ta produkcja buraka się nie opłaca, bo to jest nieprawda. Ona się opłaca, ale z zastrzeżeniem: trzeba zbierać dobre plony, trzeba dbać o glebę. Tylko to są takie rzeczy, o które rolnicy muszą zadbać każdy o swoje. Tutaj nikt nikomu nie pomoże.

27 listopada miał miejsce protest w Koszutach. Odbyło się też spotkanie delegacji rolników z wiceministrem rolnictwa na forum w Poznaniu. Czy macie informację zwrotną, że cokolwiek się zadzieje?

– Zainteresowanie ze strony ministerstwa jest, chęć do rozmów jest. My podkreślamy oddolność tych inicjatyw – zero polityki. Po prostu chcemy pewne tematy dla konsumentów i również bezpośrednio dla nas, producentów, wylobbować, załatwić w ministerstwach. Zaproszenie do rozmów się pojawiło. W ubiegły wtorek (9 grudnia – przyp. red.) byliśmy w Warszawie. W Ministerstwie Rolnictwa i Rozwoju Wsi toczyliśmy długie, ponadtrzygodzinne negocjacje z wiceministrem, z ministrem oraz z szefami departamentów. Kilka tematów zaczęliśmy doprowadzać do ładu. Bez kosztów można załatwić kilka tematów, np. Narodowy Cel Wskaźnikowy w biopaliwach, ilość domieszki kukurydzy do estrów etylinowych, do paliwa. To są rzeczy, które tak naprawdę powodują naszą niezależność energetyczną, podbijają ją. W sensie geopolitycznym to wręcz się składa idealnie w całość, abyśmy nasze produkty rolne bardziej wykorzystywali na rynku wewnętrznym. I za tym najbardziej lobbujemy, o tym rozmawiamy.

Czyli samowystarczalność żywnościowa.

– No dokładnie, żywnościowa i energetyczna. Podawałem taki argument pani z Departamentu Odnawialnych Źródeł Energii, biogazowni, paliw i biopaliw, że Stany Zjednoczone potrafią do benzyny dodawać 40 proc. kukurydzy i nadwyżkę estrów z rynku ściągać. Dlaczego w Europie ma to być 15 proc., jeżeli mamy praktycznie te same silniki w samochodach i można to zrobić? Pod koniec stycznia jesteśmy umówieni na spotkanie w większym gronie, bo okazuje się, że my ruszamy wątek biopaliwa albo biogazowni, który jest naszym zdaniem bardzo istotny, a w ministerstwie słyszymy, że bez ministra infrastruktury i ministra energii będzie ciężko do szczegółów dochodzić, ponieważ w rozporządzeniach trzeba wprowadzić jakieś niuanse.

Biurokracja zabija państwo.

– Niestety, ta biurokracja jest silnym hamulcem. I to się odczuwa zaraz po pierwszym spotkaniu. „No rozumiemy, my też jesteśmy takiego zdania, ale jak co do czego, to tam w innym departamencie, to byśmy się musieli…” – odpowiadamy: no to się spotkajmy. Założyliśmy sobie cel, by do końca zimy chociaż dwa główne tematy popchnąć do przodu. Nie oczekujemy żadnych dotacji, żadnego dodatku do tych cen, które są niskie, absolutnie, bo to zdestabilizuje rynek. W dzisiejszym świecie to jest niemądre, delikatnie mówiąc. My to chcemy zrobić systemowo, wyeliminować bariery biurokratyczne i pozwolić naszej gospodarczej woli się rozwijać. Bo my naprawdę wiemy, jak to robić. Produkujemy bardzo dobrej jakości żywność w sporych ilościach, jak na skalę europejską. Wykorzystajmy to.

Czy Zielony Ład wpłynął na pana gospodarstwo?

– Zielony Ład to zagadnienie bardzo burzliwe. My, rolnicy, zetknęliśmy się z tym już dwa lata temu jako pierwsi. Najpierw dotknięto dolnych, najniżej położonych szczebelków – czyli ograniczenia w produkcji rolnej. Przede wszystkim masowe wycofywanie substancji czynnej. Bardzo duże, rygorystyczne ograniczenia w sposobie nawożenia roślin i gleby, bardzo często nieracjonalne, nieidące w zgodzie z naturą. Na przykład jest grudzień. Dzisiaj się spotykamy, jest akurat 5 stopni, ale tydzień temu było prawie 15 stopni. Ja w tym momencie nie mogę zastosować nawozu, gdzie były superwarunki glebowe, pod roślinę jarą, gdzie jest to agrotechnicznie wymarzony scenariusz. Podajesz nawóz teraz, całą zimę delikatnie pada, nawóz się przemieszcza na odpowiednią głębokość, a wiosną te rośliny są w stanie to pobrać. Ale nie, gdyż do końca listopada mogłem zastosować dany nawóz. Mówimy tu szczególnie o nawozach azotowych, bo nawozy potasowe, magnezowo-siarkowe można stosować. Tutaj nikt tego nie kwestionuje. Natomiast ten azot jest równie potrzebny – czy rzepakom, czy późno zasianym pszenicom – a nikt nie chce tych agrotechnicznych warunków uznać. Tylko jest sztywna data: dopiero wracasz na pole w marcu czy, jak ci się zapali zielone światełko, to w lutym. To ma mało wspólnego z dobrą praktyką rolniczą, o której tyle się mówi. Polska w Unii Europejskiej jest w top 5 najmniej używających substancji czynnych, to około 2,1 kg na hektar. Dla zobrazowania, państwa produkujące bardzo dużo warzyw na zachodzie Europy mają około 6 kg. Natomiast albo chcemy mieć tę żywność, albo chcemy ją mieć z chorobami, albo bardzo mało, bo owadów przybywa. Dla zobrazowania. Przenieśmy się za Atlantyk. Mamy dziesięciokrotnie większe zużycie substancji czynnych i to nie tylko tych, których my możemy dzisiaj używać, tylko substancji, które u nas dawno wycofano albo cały czas się je wycofuje, a produkcja w Europie dalej istnieje. To nie jest tak, bo mami się ludzi tym, że jak wycofamy substancje czynne, to one znikną, wyparują. Nie, te substancje z grupy neonikotynoidów czy silnych owadobójczych, jak chloropiryfos, imidaklopryd, to są substancje, które w Brazylii, Argentynie czy Paragwaju są używane na potęgę. Wszędzie, tylko nie w Unii Europejskiej. Teraz my tworzymy taką bańkę, że produkujemy superjakość i wszystko się zgadza. My ponieśliśmy koszty. Generalnie przyzwyczajamy się do tego, że tych substancji jest mniej i jakoś jeszcze dajemy radę chronić te uprawy. Co prawda częściej musimy być na polach, mniejszymi dawkami zwalczać owady, ale być tam co trzy dni i ten zabieg robić to też nie jest najlepsze. No ale to jest jedyne wyjście. Teraz wejdzie umowa MERCOSUR i tak naprawdę my się odkrywamy na cały świat. Na ten świat, który stosuje te substancje czynne i my nie mamy gwarancji, czy ten towar stamtąd nie przyjdzie.

Temat lokalny. Gmina Nekla wprowadziła maksymalne stawki w przyszłym roku podatku rolnego. Jak pan to skomentuje?

– Muszę to komentować?

Na sesji rady gmina była ostra dyskusja na ten temat.

– Porównując z innymi gminami ościennymi – a mam ziemię w gminach ościennych – wszędzie jest taniej i podejście do rolnictwa jest zdecydowanie bardziej holistyczne. Ja mam wrażenie, że w gminie Nekla jest wrażenie, że jak półki są pełne, to wszystko gra. Ale skąd się te półki biorą pełne, to już ta informacja się nie przebija i nie ma poczucia, że ten rolnik jest istotnym ogniwem w tym łańcuchu – i to nie tylko rolnictwa, ale całej gospodarki, krok po kroku. Nie pomaga nam się. W ubiegłych latach cena była obniżana. W pewnym momencie stwierdzono, że chyba po prostu politycznie to się nie za bardzo opłaca. Ten obraz w radzie jest dość ponury, bo jest jeden aktywny rolnik i mam wrażenie, że kolega Sławek (Świdurski – przyp. red.) porusza tematy rolnicze, a inni niestety może na niego patrzą, ale go nie słuchają. Nie ma przebicia. W głosowaniu wyszło, jak wyszło. Kilku radnych postawiło się, stanęło za nami, ale większość była zdecydowanie na nie.

Co sądzisz na ten temat?

podoba mi się 0
nie podoba mi się 0
śmieszne 0
szokujące 0
przykre 0
wkurzające 0
Nie przegap żadnego newsa, zaobserwuj nas na
GOOGLE NEWS
facebookFacebook
twitter
wykopWykop
komentarzeKomentarze

komentarze (3)

OpiniaOpinia

2 0

Następny nawiedzony co wie wszystko,tylko nie wie jak skutecznie protestować .Popatrz jak to robią we Francji,Grecji. Stać cię na taki protest ?,NIE.To przestań się wymodrzac i zapytaj jak za Leppera rolnicy strajkowali.Takimi. metodami to niczego nie ugracie . Już was rozpracowali i rozmowy przy stoliku nic nie dały teraz ,ani wcześniej.

10:11, 19.12.2025
Wyświetl odpowiedzi:0
Odpowiedz

John Deere John Deere

1 1

Patrząc na te maszyny nie widać kryzysu. Na kredyty stać, a biednego Antka nie stać na 200 tyś. na kawalerkę. Kredyty zero procent, dotacje na maszyny, przyczepy za darmo. I ciągle źle. Ciągle mało. Mercosur was pożre.

10:29, 19.12.2025
Wyświetl odpowiedzi:0
Odpowiedz

Bogaty Bogaty

0 1

Biednego nie zrozumie. Bauer zwykłego człowieka nie zrozumie. Za wysoko siedzi w case za 500 tyś. Nie słyszy, nie widzi.

10:31, 19.12.2025
Wyświetl odpowiedzi:0
Odpowiedz

0%