Czworonogi upodobały sobie budkę z owocami przy ul. Wrzesińskiej. To tam były widywane najczęściej. W stosunku do przechodniów i rowerzystów zachowywały się raczej spokojnie. Do czasu. Pani Ania (imię zmieniliśmy na jej prośbę) spotkała je wczesnym rankiem 29 lipca. Jechała rowerem do pracy.
– Wyskoczyły zza tej budki i mnie zaatakowały. Jeden większy, drugi mniejszy i szczeniak. Wszystkie ujadały. Były bardzo agresywne. Przestraszyłam się. Zjechałam do rowu i upadłam – relacjonuje zajście, które przypłaciła kilkoma siniakami.
O sprawie natychmiast powiadomiła urząd miejski. Efektów jednak nie było, przynajmniej nie od razu. Następnego dnia psy wciąż harcowały na ścieżce. Pani Ania obserwowała je już z perspektywy fotela w samochodzie. Nie odważyła się ponownie wsiąść na rower.
– One od dłuższego czasu chodziły samopas. Każdy je widział, ale nikt nie reagował. Tak jakby to było normalne – nie znajduje wytłumaczenia nasza Czytelniczka.
Sekretarz Pyzdr Wioletta Topór-Mench potwierdza przyjęcie zgłoszenia. Podobnie jak w innych tego typu sytuacjach, schwytanie psów zostało zlecone pracownikom zakładu komunalnego. Ta sztuka im się jednak nie udała. 4 sierpnia do akcji wkroczyła wynajęta firma. Zasadzka udała się częściowo – odłowiono dwa czworonogi. Trafiły do schroniska w Gnieźnie, z którym gmina ma podpisaną umowę. Każdy kosztował około 4100 zł. Na tę opłatę składa się kilka składowych. W ramach umowy gmina może odstawić 13 psów rocznie. Za każdego płaci 2700 zł, nawet jeśli nie wyczerpie limitu (tzw. opłata za gotowość). W sumie daje to więc 35 100 zł. Do każdego faktycznie przekazanego czworonoga musi dorzucić kolejne 1400 zł.
– To naprawdę duże kwoty. Bezpańskie psy są dla nas coraz większym problemem – przyznaje Wioletta Topór-Mench.
Bezpańskie psy dały o sobie znać już rok temu. Wtedy gmina po raz pierwszy była zmuszona skorzystać z usług zewnętrznej firmy. Co ciekawe, hycle interweniowali również przy ul. Wrzesińskiej. Wkrótce na nią powrócą. Trzeci pies wciąż zagraża ludziom.
0 0
Kundle do odstrzału