Zamknij

Wojna i kolorowe kredki. Odnalezione wspomnienia wrzesińskich dzieci

. 19:39, 07.10.2025 Aktualizacja: 21:40, 07.10.2025
2

Był rok 1946. Mieli wtedy po kilka lat. Wielu z nich nie potrafiło opowiedzieć o przeżyciach z czasów wojny, ale rysunki pokazują więcej, niż mogłyby wyrazić słowa. Ponad 7000 prac plastycznych polskich dzieci, w tym ponad 200 z Wrześni, Miłosławia i Strzałkowa, zostało wpisanych na Międzynarodową Listę Programu UNESCO Pamięć Świata.

Rok po zakończeniu drugiej wojny światowej redakcja „Przekroju”, za zgodą Ministerstwa Oświaty, ogłosiła ogólnopolski konkurs plastyczny dla dzieci. Zadaniem uczestników było przedstawienie wspomnień z czasów okupacji. Odzew był ogromny. Na konkurs wpłynęło około 7300 prac.

Trudno patrzeć na te rysunki bez emocji. Dzieci rysowały egzekucje, wysiedlenia, spadające bomby, żołnierzy strzelających do matek z niemowlętami. Niektóre obrazki są wykonane ciemnymi farbami, które jednoznacznie kojarzą się z traumą. Bardziej szokują jednak te narysowane kolorowymi kredkami, kontrastującymi ze scenami grozy i przemocą.

Najmłodszy uczestnik konkursu miał zaledwie 2 lata i 3 miesiące, najstarsi po 13–14. Prace powstawały indywidualnie albo w szkołach, na lekcjach plastyki. Zachowało się pismo ówczesnego wrzesińskiego inspektora szkolnego K. Jankowskiego poświadczające, że przesyła na konkurs prace dzieci z Wrześni, Miłosławia i Strzałkowa. Rysunków z naszego rejonu było około 250.

NIE CHCĘ WOJNY

Do wrzesińskich prac dotarła Hanna Lisiak-Góźdź, emerytowana nauczycielka matematyki, która od lat zajmuje się rodzinną genealogią, a także lokalną historią związaną m.in. z pamięcią o powstańcach wielkopolskich.

– Zadzwoniła do mnie koleżanka z Czarnkowa, Kornelia Izydor, mówiąc, że zaangażowała się w projekt polegający na poszukiwaniu osób, które w 1946 roku brały udział w tym konkursie. Kornelia miała książkę Mamo, ja nie chcę wojny, w której zamieszczono część prac. Ta publikacja towarzyszyła wystawie, którą zorganizowano w 2022 roku, po wybuchu wojny na Ukrainie. Prace z 1946 roku zestawiono wówczas z rysunkami współczesnych ukraińskich dzieci. Co ciekawe, publikacja zawierała rysunki dzieci z Wrześni i z Miłosławia. Koleżanka zapytała, czy mogłabym spróbować odszukać autorów, bo Archiwum Akt Nowych chce przeprowadzić z nimi wywiady – wspomina pani Hanna.

W publikacji znalazły się trzy prace z Wrześni i jedna z Miłosławia. Felicja Przewoźna, uczennica klasy VI, narysowała wrzesińską szkołę pod faszystowskimi flagami. Danuta Trąpczyńska z klasy V uwieczniła dziewczynkę z mamą, siedzące w pomieszczeniu z zakratowanym oknem, opisując rysunek następująco: „Moje wspomnienia z celi więziennej z 1940 roku”. Zdzisław Cnotliwy z Miłosławia, uczeń klasy II, narysował scenę, która została opisana tak: „Niemcy wywożą księdza proboszcza do Dachau”. Groza bije z obrazka, którego autorka podpisała się inicjałem imienia i nazwiskiem – S. Strzelczykówna. Uczennica narysowała ludzi wiszących na szubienicy. Przy szubienicy stoi człowiek z gwiazdą Dawida naszytą na obdarte ubranie. Wygląda jakby płakał. Koło szubienicy stoi odwrócona tyłem dziewczynka w chustce na głowie, a żołnierz w niemieckim mundurze pokazuje jej ręką na zabitych, jakby chciał powiedzieć: „Patrz!”. „Powieszanie Żydów” – tak autorka opisała rysunek. Ta scena mogła się wydarzyć np. w okolicach wrzesińskiego dworca kolejowego, gdzie znajdował się obóz pracy, w którym przebywali Żydzi. Najstarsi mieszkańcy Wrześni wspominali, że z okien przejeżdżających pociągów można było zobaczyć szubienicę, na której dokonywano egzekucji.

„BOŻE KOCHANY, SĄ!”

Do autorów tych prac nie udało się dotrzeć. Dwójka już nie żyła. Jedna rodzina przed laty wyprowadziła się z Wrześni. Los kolejnej z dziewcząt pozostał nieznany. Nie był to jednak koniec historii.

– Wiosną tego roku Kornelia znów zadzwoniła do mnie z informacją, że zbiór rysunków został wpisany na listę UNESCO, a całość jest już zdigitalizowana i można ją przejrzeć. Zaczęłam oglądać. Do rysunków z Wrześni dotarłam późnym wieczorem i nagle pojawiły się znajome nazwiska. Daniela Tyczyńska. Przecież chodziła z moją mamą do klasy! I dalej: Drzewiecka, Szalata, Pilarczyk. Pomyślałam: „Boże kochany, są!”. Nie patrząc na to, że jest już po 22.00, wysłałam wiadomość do pani Danieli. Ona również była bardzo podekscytowana i od razu oddzwoniła – opowiada pani Hanna.

Pani Hanna skontaktowała się z Archiwum Akt Nowych w Warszawie. Niedługo później wraz z panią Danielą otrzymały zaproszenie na spotkanie z autorami prac. Odbyło się ono 10 września, w Narodowym Dniu Polskich Dzieci Wojny. Odnalezieni autorzy otrzymali z rąk Naczelnego Dyrektora Archiwów Państwowych dr. Pawła Pietrzyka dyplomy oraz kopie swoich prac.

NIE MIAŁAM INNYCH KREDEK

Pani Daniela Kaczmarek, z domu Tyczyńska, ma obecnie 87 lat. Elegancka, z błyskiem w oku, cały czas pełna ciekawości świata. Pracowała jako nauczycielka geografii, najdłużej w Samorządowej Szkole Podstawowej nr 2.

Daniela Kaczmarek ze swoim rysunkiem

Konkursu nie pamięta. Była wtedy uczennicą I klasy.

– Podczas uroczystości w Archiwum Akt Nowych pytano, jaka była moja reakcja, kiedy zobaczyłam ten rysunek. Kiedy pani Hania przesłała mi zdjęcie obrazka, byłam szalenie zdziwiona. Po pierwsze, dlatego, że mój rysunek przetrwał tak długo. Aż 80 lat! Druga myśl, kiedy spojrzałam na podpis: w pierwszej klasie już potrafiłam tak ładnie pisać! I trzecia: dlaczego na moim obrazku jest tak dużo niebieskiego? Przecież dzieci dachy domów rysują zazwyczaj czerwonym kolorem , a u mnie są niebieskie. Stwierdziłam, że pewnie nie miałam więcej kredek – mówi pani Daniela.

Na jej obrazku widać scenę z domami w tle. Na pierwszym planie są postaci. Jedna to żołnierz z karabinem. Kolejna podnosi do góry ręce. Pani Daniela nie pamięta, co miała przed oczami, tworząc tę pracę. Być może jest to ślad wspomnień jej ojca, który dostał się do niewoli po bitwie nad Bzurą, skąd udało mu się uciec. A może to opowiadanie kogoś innego? Coś, co odcisnęło ślad w dziecięcej pamięci.

W pamięci pani Danieli nadal są okruchy wojennych wspomnień, choć przecież była wtedy małą dziewczynką.

–  Mieszkaliśmy w Dębiczu, u rodziców mojej mamy. Moi rodzice mieli własny domek we Wrześni przy ul. Kopernika, ale dopiero mieliśmy się do niego przeprowadzić. Przy naszych domach płynęła rzeczka, która się nazywała Maskawa. Dochodziły do niej ogrody. Za nią było niemieckie lotnisko – hangary, pasy startowe, mieszkania pilotów i ich rodzin. Pamiętam koniec wojny. Musieliśmy mieć wszystkie okna pozasłaniane. Samoloty w ostatnich dniach były przez cały czas gotowe do odlotu. W końcu odleciały, a lotnisko wysadzono w powietrze. Wyszliśmy przed dom. Stałam na ławeczce i patrzyłam na tę łunę ognia i dym. Dla mnie było to przerażające przeżycie. Jak już zostały tylko zgliszcza, to miejscowa ludność poszła tam poszperać. Też się tam znalazłam i pamiętam, że przyniosłam do domu kolorowy kubek. Utkwił mi w pamięci, bo kolory nie były malowane, tylko wytłaczane – wspomina pani Daniela.

Pamięta też, jak jej młodszy brat zaginął, gdy chciał zanieść dziadkowi podwieczorek do pracy. Odnalazł się szczęśliwie na drugi dzień, ale rodzina przeżyła chwile grozy. Poza tym pamięta przeprowadzkę do Wrześni tuż po wojnie, w 1945 roku. Okazało się, że ich dom przy ul. Kopernika jest pełen ludzi, a im pozostał jeden mały pokój.

Konkurs zamazał się w pamięci pani Danieli, ale pozostała w nich postać wychowawczyni, Stefanii Bażanowej.

– Pani Bażanowa była bardzo elegancka. Miała ciemne włosy. Nosiła ołówkową spódnicę, szpilki i futerko. Szalenie mi się wtedy podobała. Pamiętam, jak na koniec roku wręczała mi nagrodę za wyniki w nauce. Nie wiem, czy nasza pani kupowała sama te nagrody, czy też był to upominek od szkoły. Dostałam wtedy kolorową, szeroką wstążkę do upięcia kokardy – uśmiecha się pani Daniela.

Pani Daniela na uroczystości w Archiwum Akt Nowych w Warszawie (fot. archiwum prywatne)

NIGDY WIĘCEJ

Z klasy I szkoły podstawowej nr 3, w której wychowawczynią była pani Bażanowa, zachowało się aż 20 prac konkursowych. Rysunki są przejmujące. Anna Drzewiecka narysowała szubienicę i wiszących na niej ludzi – być może tę samą, która pojawiła się na rysunku Strzelczykówny opublikowanym w książce Mamo, ja nie chcę wojny. Z kolei na obrazku Alicji Lewandowskiej widać żołnierzy strzelających do ludzi z podniesionymi rękami. Wszystkie rysunki są wykonane dziecięcymi, niewprawnymi jeszcze rękami.

Starsi uczniowie ujęli w pracach więcej szczegółów. Bracia Henryk i Zdzisław Kieretowie narysowali scenę aresztowania swojego ojca. Stanisław Jędraszak, uczeń klasy IV, przedstawił nalot na wrzesińską cukrownię. Jan Maćkowiak narysował ludzi wywożonych ciężarówkami oznaczonymi swastyką. Z kolei na obrazku Wandy Łukowskiej widać scenę nieco jaśniejszą, ale tylko z pozoru – polskie dzieci witające kwiatami rosyjskich żołnierzy.

Obrazki sprzed blisko 80 lat dziś nabierają szczególnego znaczenia. Mówią bez słów, dziecięcym językiem: „Nie róbcie nam tego! Pozwólcie, żeby kredki i farby służyły tylko do rysowania domu, słońca, rodziców. Żadnych ludzi z karabinami, żadnych płomieni, żadnych szubienic. Nigdy więcej!”. O tym przesłaniu nie można zapomnieć.

Joanna Lewandowska

Więcej prac dzieci z Wrześni w galerii

(.)

Co sądzisz na ten temat?

podoba mi się 0
nie podoba mi się 0
śmieszne 0
szokujące 0
przykre 0
wkurzające 0
Nie przegap żadnego newsa, zaobserwuj nas na
GOOGLE NEWS
facebookFacebook
twitter
wykopWykop
komentarzeKomentarze

komentarze (3)

makrela wędzonamakrela wędzona

7 0

Kiedyś żeby nas zniewolić potrzebna była wojna, teraz oddajemy im kraj bez jednego wystrzału.

20:38, 07.10.2025
Wyświetl odpowiedzi:2
Odpowiedz

LenLen

0 5

Sorry kolego, nic nie zrozumiałeś

20:56, 07.10.2025

👍👍

3 0

Zrozumiał

22:08, 07.10.2025


Dodaj komentarz

🙂🤣😐🙄😮🙁😥😭
😠😡🤠👍👎❤️🔥💩 Zamknij

Użytkowniku, pamiętaj, że w Internecie nie jesteś anonimowy. Ponosisz odpowiedzialność za treści zamieszczane na portalu wrzesnia.info.pl. Dodanie opinii jest równoznaczne z akceptacją Regulaminu portalu. Jeśli zauważyłeś, że któraś opinia łamie prawo lub dobry obyczaj - powiadom nas [email protected] lub użyj przycisku Zgłoś komentarz

0%