Ziemowit Ochapski pisze o sporcie od 2003 r. Współpracował m.in. z portalami SportoweFakty.WP.pl i Sport24.pl, napisał dwie książki. Prowadzi też stronę LegendySportu.pl.
Jest wrześnianinem z pochodzenia i z wyboru. Studiował na Uniwersytecie Mikołaja Kopernika w Toruniu, skąd przyjechała za nim do Wrześni jego obecna narzeczona.
Z Ziemowitem Ochapskim rozmawiamy o jego publicystycznej działalności i o tym, jak to jest kibicować innym zawodnikom niż partnerka.
„WW”: Twoje portfolio jest naprawdę imponujące. Czy pisanie o sporcie to dla ciebie zawodowstwo, czy wciąż hobby?
ZIEMOWIT OCHAPSKI: – Na co dzień pracuję na etacie w biurze jednej z wrzesińskich firm, pisaniem o sporcie zajmuję się więc po godzinach. To przede wszystkim hobby, które jednak jest też moim dodatkowym źródłem dochodu. Miałem sporo propozycji, żeby zająć się dziennikarstwem sportowym na pełen etat, ale za każdym razem odmawiałem w obawie o to, że wpadnę w rutynę i zmagania sportowców przestaną mnie emocjonować. Nie były to obawy bezpodstawne, gdyż wiele znanych postaci z tej branży boryka się z tym problemem.
Napisałeś dwie biografie: „Carles Puyol. Kapitan o sercu w kolorze blaugrana” oraz „Ronaldo – fenomen z Brazylii”. Co urzekło cię właśnie w tych sportowcach? Czy planujesz kolejne książki?
– Puyol przez wiele lat był podstawowym obrońcą i kapitanem FC Barcelony, czyli klubu, któremu kibicuję od dzieciństwa. Skromny, pracowity i waleczny. Zawsze starał się dawać dobry przykład, nigdy się nie poddawał, a wszelkie braki w wyszkoleniu nadrabiał sercem do gry. W ostatnich trzydziestu latach Barca nie miała lepszego kapitana i pewnie jeszcze długo mieć nie będzie. Zdecydowałem się napisać o nim książkę, ponieważ nikt wcześniej tego nie zrobił, a uważam, że Carles zasłużył na to, żeby pamięć o jego wyczynach była pielęgnowana. Co do Ronaldo natomiast, to właśnie brazylijski napastnik był moim pierwszym piłkarskim idolem z prawdziwego zdarzenia. Na polskim rynku brakowało publikacji wykraczającej poza kilka pierwszych lat jego sportowej kariery, więc trzeba było naprawić to niedopatrzenie – i tak właśnie powstała moja druga książka.
Czy planuję ich więcej? Cóż, polski rynek wydawniczy moim zdaniem jest mało przyjazny autorom, więc na razie pozostanę przy tych dwóch publikacjach i będę się skupiał na działalności w internecie.
Prowadzisz „Legendy sportu” – czy to już pisanie na własny rachunek, czy twoje teksty można znaleźć gdzieś jeszcze?
– O sporcie piszę regularnie od 2003 r., a najdłużej zakotwiczyłem w serwisie WP SportoweFakty, na łamach którego publikowałem w latach 2009–2017. Obecnie działam tylko na własny rachunek i w wolnych chwilach skupiam się na fanpejdżu „Legendy sportu”, przynależącej do niego stronie internetowej oraz na współpracy z branżą zakładów bukmacherskich.
Możesz rozwinąć wątek tej współpracy?
– Niestety ze względu na dżentelmeńską umowę nie mogę na razie powiedzieć nic więcej. Z góry jednak uprzedzam, żeby nie zgłaszać się do mnie z prośbami o „pewniaczki”, gdyż takich informacji niestety nie posiadam (śmiech).
Czy jesteś w stanie zarabiać na prowadzeniu „Legend sportu”?
– Bezpośrednio nie, ale ten sposób prezentacji moich umiejętności pozwala mi dotrzeć do zleceniodawców.
Jaką rolę odgrywa sport w twoim życiu?
– To przede wszystkim pasja, którą mam wielkie szczęście dzielić ze swoją drugą połówką. Poza pracą zawodową większość naszego życia toczy się wokół wydarzeń sportowych. Ja najchętniej oglądam piłkę nożną, koszykówkę, żużel, skoki narciarskie, lekkoatletykę, tenis, boks, Formułę 1, rajdy samochodowe, enduro czy motocross, ale oprócz tego śledzę wiele innych dyscyplin. Oczywiście staram się nie ograniczać tylko do siedzenia przed telewizorem i z chęcią odwiedzam areny sportowych zmagań, a najczęściej chyba bywam na meczach żużlowych Startu Gniezno. Oprócz tego regularnie gram rekreacyjnie w koszykówkę, która jest pierwszą dyscypliną sportową, jakiej miałem okazję spróbować. Było to w pierwszej połowie lat 90. na fali „Hej, hej, tu NBA!” i sukcesów Michaela Jordana.
Marzyłeś kiedyś o sukcesach sportowych? O zostaniu polskim Michaelem Jordanem?
– Oczywiście, tak samo jak każdy dzieciak z naszej podwórkowej paczki i każdy chłopak, który uczęszczał na tzw. SKS-y. Rzeczywistość jednak okazała się brutalna i zamiast walki o mistrzostwo NBA pozostało mi opisywanie perypetii najwybitniejszych koszykarzy w dziejach.
Wspomniałeś, że pasję dzielisz ze swoją drugą połówką. Czy solo kibicuje się inaczej niż w duecie?
– Pasję do sportu dzielę z Joanną Radosz, która pojawiała się już na łamach „WW” przy okazji m.in. premier jej zbiorów opowiadań z gatunku sports fiction. Wspólnie śledzimy przede wszystkim żużel, enduro, skoki narciarskie i wielkie imprezy piłkarskie, ale na przykład ona nie trawi koszykówki, a ja tylko jednym okiem zerkam na łyżwiarstwo figurowe, które Asia wręcz ubóstwia.
Co do kibicowania w duecie, to bywa z tym różnie, gdyż nasze sympatie nie zawsze są po tej samej stronie, ale swoich faworytów wzajemnie szanujemy, więc ich zmagania dodają tylko kolorytu naszemu związkowi.
Czy śledząc tak wiele dyscyplin sportu, masz w ogóle czas na inne pasje? A może sport pochłania cię bez reszty?
– Przydałoby się, żeby doba była dłuższa tak o trzy lub cztery godziny, bo praca zawodowa i sport pochłaniają naprawdę mnóstwo mojego czasu. Na szczęście jednak żadne interesujące mnie zmagania sportowe nie trwają przez cały rok i siedem dni w tygodniu, więc da się to wszystko poukładać w ten sposób, żeby zostało jeszcze trochę czasu dla rodziny i mojej drugiej pasji, jaką są gry wideo.
Na fanpejdżu piszesz o legendach sportu. Czy jest w tym gronie miejsce dla Polaków? A może mieszkańców powiatu wrzesińskiego?
– Wśród Polaków było i jest wielu wybitnych sportowców, ale o niemal wszystkich pojawiło się tyle polskojęzycznych publikacji, że ciężko byłoby mi stworzyć coś odkrywczego. Dlatego właśnie „Legendy sportu” skupiają się na obcokrajowcach i to zazwyczaj tych, o których w naszym języku nie napisano zbyt wiele. Często więc widuję w internecie artykuły, których autorzy czerpali informacje z moich tekstów. Wyjątek uczyniłem natomiast dla śp. Łukasza Lonki, którego sylwetkę przybliżyłem swoim czytelnikom w dniu tragicznej informacji dla całego świata motocrossu. Kilka razy miałem okazję oglądać „Lonię” w akcji na torze. Ten gość na polskim podwórku wyraźnie wyróżniał się talentem i gdyby w naszym kraju panował lepszy klimat dla tej dyscypliny, to mógłby regularnie zajmować czołowe lokaty w zawodach rangi mistrzostw świata. Szkoda, że nigdy więcej nie będzie już sposobności do podziwiania jego jazdy w podwrzesińskim Opatówku.
Która z legend sportu jest twoim największym idolem?
– Chyba jestem już zbyt dużym chłopcem, żeby mieć idoli, ale kilka sportowych legend podziwiam szczególnie. W piłce nożnej – Leo Messi, w koszykówce – Michael Jordan, w żużlu – Leigh Adams, w skokach narciarskich – Andreas Goldberger, w lekkoatletyce – Michael Johnson, w tenisie – Steffi Graf, w boksie – Andrzej Gołota, w Formule 1 – Ayrton Senna, w rajdach samochodowych – Colin McRae, w enduro – Tadeusz Błażusiak. Mógłbym tak jeszcze trochę wymieniać, ale rozumiem, że tekst nie może przekroczyć pewnej objętości, więc na tych personach poprzestanę.
Rozmawiała Anna Tess Gołębiowska
Artykuły Ziemowita Ochapskiego są dostępne pod adresami LegendySportu.pl oraz Facebook.com/OchapskiPL.
Brak komentarza, Twój może być pierwszy.
Dodaj komentarz