Zamknij

Jesteśmy odpowiedzialni za gatunki, które oswoiliśmy. Zalety i wady sterylizacji

14:59, 24.05.2019
Skomentuj

Aktywiści biją na alarm: sterylizacja to konieczność. Część miłośników zwierząt obawia się jednak tego zabiegu. Czy słusznie? Staramy się odpowiedzieć na pytanie: sterylizować czy nie?

To rozszerzona wersja artykułu z „WW” z 24 maja 2019 roku. Jednocześnie w gazecie znajdują się inne materiały związane z tematyką sterylizacji. Cyfrową wersję numeru można kupić tutaj.

Zacznijmy od uporządkowania terminów. „Kastracja” w przypadku samca oznacza usunięcie jąder, a w przypadku samic – usunięcie jajników, czasem także macicy. „Sterylizacja” to podwiązanie lub przecięcie odpowiednio nasieniowodów i jajowodów, ale bez usuwania gonad. Częściej spotykamy się z terminologią potoczną, w której sterylizacja to zabieg przeprowadzany u samic, a kastracja – u samców. W praktyce jednak mówi się o tym zabiegach analogicznych polegających na usunięciu gonad. Zdarza się też, że terminy „kastracja” i „sterylizacja” są używane wymiennie. W tym artykule skupiamy się więc de facto na kastracji.

PIES I KOT TO NIE CZŁOWIEK

To stwierdzenie nie ma na celu deprecjonowania zwierząt. Po prostu wiele osób podświadomie uczłowiecza swoich podopiecznych, przypisując im potrzeby, których nie mają.

– Funkcje seksualne u zwierząt są inne niż u ludzi. Sam akt jest zapewne w jakiś sposób przyjemny, ale podyktowany jest koniecznością zachowania gatunku. Zwierzęta, pomijając małpy naczelne, nie uprawiają seksu dla innych celów niż rozrodcze. Nie ma żadnego naukowego czy medycznego uzasadnienia, które mówiłoby, że kastrowanym zwierzętom dzieje się krzywda – wyjaśnia prof. dr hab. Hanna Mamzer, biegła sądowa z zakresu dobrostanu psów.

O ile więc ludziom utrata narządów rozrodczych może wydawać się traumatycznym przeżyciem, o tyle dla psów i kotów jedyny dyskomfort będzie związany z odzyskaniem formy po zabiegu. Zwierzęta nie marzą o założeniu rodziny, nie mają poczucia straty związanego z brakiem instynktu. Jednocześnie kiedy ten instynkt odczuwają – mogą cierpieć, nie mogąc go zaspokoić.

– Ludzie nie zdają sobie sprawy, jak silny jest popęd rozrodczy u zwierząt. Pies potrafi wydrapać dziurę w ścianie, żeby dostać się do suki w cieczce, jest w stanie zrobić podkop pod kojcem, pogryźć metalową siatkę – wylicza Hanna Mamzer. – To instynkt bardzo silny i trudny do opanowania, dlatego zwierzęta trudno upilnować, skąd biorą się różne problemy. Znają to właściciele niekastrowanych kotów, które opuszczają domy w marcu, w okresie rui, a potem wracają wychudzone, często poranione po stoczonych walkach o samice.

Kot czy pies, który ucieknie do samicy w rui, może oczywiście wpaść pod samochód, może też wdawać się w walki z innymi samcami, co naraża go na choroby przenoszone przez krew i ślinę. Na zewnątrz czyhają też inne niebezpieczeństwa – przede wszystkim człowiek (niedawno na łamach „WW” poruszaliśmy kwestię kotów postrzelonych z wiatrówki). Zwierzak może też po prostu zabłądzić i nie odnaleźć drogi powrotnej do domu. Kastracja z jednej strony wpływa więc na bezpieczeństwo czworonoga, a z drugiej – jest wygodą dla właściciela. Szczególnie ma to znaczenie w przypadku kocurów – niekastrowane znaczą teren moczem o przykrym, intensywnym zapachu.

NIE WIERZMY W GUSŁA

Często właściciele nie decydują się na kastrację z powodu różnych mitów.

– Pokutuje przesąd, że każda suka przynajmniej raz powinna mieć szczenięta, żeby była szczęśliwa. To absurd. Dzięki nauce dziś wiemy, że nie jest to zwierzętom do niczego potrzebne, a odpowiedzialność za zwierzęta towarzyszące mówi, że ich rozród należy ograniczać. Niejednokrotnie argumentuje się, że szczenięta się gdzieś „upchnie”. Najczęściej nie sprawdza się potem, jakie są ich dalsze losy. W dodatku niekontrolowany rozród prowadzi do powstawania pseudohodowli, a to nielegalny proceder, który powinien być surowo karany. To jest produkcja zwierząt w warunkach absolutnie tragicznych. Psy z pseudohodowli często są chore, żyją w fatalnych warunkach, mają problemy behawioralne i psychologiczne. Jako biegły sądowy mam z tym do czynienia na co dzień. Ostatnio oceniałam pseudohodowlę, w której właścicielce odebrano 106 psów małych ras (shitzu, maltańczyki). Trzymała je w klatkach dla gryzoni, w jednym pokoju mieszkania, i rozmnażała. Psy odebrano w tragicznym stanie. Dostała wyrok skazujący. Koszty zabezpieczenia tych zwierząt do czasu wyroku sięgnęły dziesiątków tysięcy i obciążyły budżet gminy. Rozmnażanie zwierząt powinno być mocno kontrolowane. To, żeby było ich więcej, nie jest nam do niczego potrzebne – podkreśla Hanna Mamzer.

KONTROWERSJE? NIERACJONALNE

Wiele emocji wywołuje kwestia kastracji aborcyjnej, w Polsce całkowicie legalnej (podobnie zresztą jak usypianie ślepych miotów).

– Sterylizacja aborcyjna jest często jedynym rozwiązaniem, gdy ludzie nie pilnują swoich zwierząt i mała suka zachodzi w ciążę z dużym psem. Takie zwierzę nie jest w stanie bezpiecznie donosić takiej ciąży. Albo rodzi martwe szczenięta, albo umiera przy porodzie – informuje prof. Mamzer. – Sterylizacja aborcyjna powinna być traktowana jak zwykła sterylizacja także w przypadku zwierząt bezdomnych, kiedy rozród nie jest w żaden sposób kontrolowany, nie jest to hodowla zarejestrowana w międzynarodowej organizacji kynologicznej. Żaden sensownie działający lekarz weterynarii nie poda przeciwwskazań do takiego zabiegu, bo pod względem medycznym po prostu ich nie ma. Pomijam tu indywidualne przypadki. Przekonania, że jest to nieetyczne, należą do innego porządku myślowego, nie do racjonalnego dyskursu. Trudno z nimi polemizować, chcąc zarządzać populacją. Oczywiście jeśli można uniknąć sterylizacji aborcyjnej, to należy jej unikać. Ale trzeba mieć pewność, że urodzone zwierzęta będą miały dobre domy.

NATURA TAK NIE DZIAŁA

Argumentem przeciwko kastrowaniu zwierząt bywa często kwestia ingerencji w naturę, zapominamy jednak, że zwierzęta domowe funkcjonują inaczej niż dzikie – choćby żyjąc w większym zagęszczeniu.

– W naturalnych warunkach nie mielibyśmy w ogóle psów niektórych ras. Modne rasy brachycefaliczne, np. buldożki, nie są w stanie rodzić naturalnie, trzeba przeprowadzać cesarskie cięcia. Brytyjscy lekarze weterynarii już wydali oficjalne oświadczenie, że nie będą wspierać rozmnażania tych zwierząt. Nigdy też nie mielibyśmy tylu zwierząt, ponieważ populacja sama reguluje swoją liczebność – tłumaczy Hanna Mamzer. – Gdyby psy czy koty żyły na wolności, potrzebowałyby określonego obszaru do polowania. Dostępność obszaru oraz zwierzyny na nim powodowałaby walki między grupami rodzinnymi, które zabijałyby się wzajemnie, by mieć dostęp do pożywienia. Poza tym dzikie zwierzę potrzebuje przestrzeni też np. do budowania nor czy zwyczajów związanych z rozrodem. Sprawdzano to doświadczalnie, np. w Eksperymencie Calhouna.

Chodzi o badanie amerykańskiego etnologa i behawiorysty Johna B. Calhouna zwane „mysią utopią”, przeprowadzone na przełomie lat 70. i 80. Badacz umieścił osiem myszy w środowisku idealnym do życia, ale o ograniczonej powierzchni – zwierzęta miały nieograniczony dostęp do jedzenia, wody i materiałów do budowy gniazd, były też zabezpieczone przed drapieżnikami. Okazało się, że gdy populacja myszy zbyt się rozrosła, te same zaczęły redukować swoją liczbę – samice nie donosiły ciąży, rodziły chore młode lub nie zajmowały się nimi, nie budowały gniazd, pojawiała się też agresja między samicami a samcami. Objawy te zniknęły, gdy rozmiar populacji się obniżył.

– W przypadku psów i kotów w ogóle nie ma mowy o samoregulacji i dochodzi do liczebności, z którymi trzeba sobie jakoś radzić – podkreśla Hanna Mamzer. – Proszę zwrócić uwagę na kraje takie jak Ukraina czy Rosja, które w ogóle nie kontrolują rozrodu zwierząt. W przypadku głośnych wydarzeń medialnych, takich jak ważne wydarzenia sportowe, kiedy wiadomo, że pojawi się wielu zagranicznych kibiców czy turystów, po prostu bierze się strzelbę i strzela do zwierząt wałęsających się po ulicy, ewentualnie truje się je. Myślę więc, że jest jednoznaczne, że rozmnożyliśmy je zbyt mocno. Doprowadziliśmy do sytuacji, gdy psów i kotów jest tak wiele, że po prostu musimy zacząć to kontrolować.

TO NIE SĄ ZAGROŻONE GATUNKI!

Pracując nad materiałem, spotkaliśmy się z obawami, że promowanie tematyki kastracji może doprowadzić do wyginięcia tych, ważnych przecież dla nas, gatunków.

– Aby uznać, że gatunek jest zagrożony wyginięciem, populacja musi spaść poniżej 250 dojrzałych osobników. Przy 8 milionach psów w Polsce, i pół miliarda na świecie, nam to raczej nie grozi. To są gatunki nadmiarowo rozmnożone, szczególnie kot. To on zagraża innym zwierzętom, zwłaszcza ptakom. Ornitolodzy biją na alarm. Liczebność psów i kotów powinna być taka, abyśmy byli w stanie kontrolować stan ich populacji. W tej chwili nie jesteśmy w stanie i bezdomność zwierząt wzrasta lawinowo! Koszt prowadzenia wrzesińskiego schroniska wzrósł ze 184 tys. zł w 2016 r. do 325 tys. zł w 2018 r. Podobno bezdomność w naszym powiecie nie wzrasta, ale czym w takim razie jest uzasadniony wzrost kosztów utrzymania schroniska? To pokazuje, jak duży jest to problem – zauważa prof. Mamzer. – Myślę, że w takim kontekście pytanie o zagrożenie gatunku jest kompletnie bezzasadne.

CO Z PROFILAKTYKĄ?

– To nie jest zabieg profilaktyczny, choć owszem, jego przeprowadzenie może zapobiegać poważnym schorzeniom, np. ropomaciczu. To schorzenie, które może prowadzić do skutków śmiertelnych, ale nie po to robi się te zabiegi – uważa Hanna Mamzer.

Nie do końca zgadza się z nią Magdalena Kapatka, technik weterynarii oraz wolontariuszka Fabryki Mruczenia. Podkreśla ona, że to też bardzo ważny aspekt zabiegu:

– W swojej pracy bardzo często spotykam się z ropomaciczem, a niestety jeszcze częściej z nowotworami listwy mlecznej. Suczki często bardzo cierpią. Niedawno do gabinetu, w którym pracuję, trafiła kotka, której po ciężkim porodzie wypadła na zewnątrz cała macica. Nie potrafię wyobrazić sobie bólu, jaki odczuwała. Innym razem trafiła do nas kotka, której kociak utknął do połowy w drogach rodnych. Ona bardzo cierpiała, a kociak się udusił. Takich sytuacji można uniknąć, kastrując zwierzęta. Rozpoczął się już „sezon kociakowy”, Fabryka Mruczenia codziennie dostaje informacje o urodzonych w krzakach kociakach lub ciężarnych kotkach potrzebujących pomocy. Jedna z moich kotek, Tosia, została znaleziona w zamkniętym kartonie jako dwutygodniowe kocię. Jej rodzeństwo nie przeżyło. Niestety ludziom czasem łatwiej „pozbyć się problemu” niż wykastrować zwierzę i zapobiec mu. Gdyby kastracje były powszechne, ogromnie zmniejszyłyby się bezdomność i cierpienie zwierząt.

– Każde z moich zwierząt zostało wykastrowane, ponieważ nie mogłabym narażać swoich pupili na choroby zagrażające im w przypadku braku tego zabiegu – dodaje Agata Antkowiak ze stowarzyszenia Psi-jaciel. – W kwestii sterylizacji jestem oczywiście na wielkie tak! Będąc często świadkiem ogromnego cierpienia szczeniąt, które za wszelką cenę ratowaliśmy, po czym tak po prostu z dnia na dzień traciliśmy, nie mogłabym mieć innego zdania.

ZDROWOTNE KONKRETY

Tutaj widoczna jest różnica pomiędzy usunięciem gonad a pozbawieniem zwierząt płodności. Całkowite usunięcie jajników czy jąder sprawia, że zwierzę nie będzie narażone na ich nowotwory. Kastracja znacznie obniża też ryzyko wystąpienia zapalenia napletka i większości schorzeń prostaty u samców. U samic? Długo by wymieniać choroby, przed którymi chroni zabieg. To m.in.: ropomacicze, zapalenie listwy mlecznej, skręt macicy, wypadnięcie pochwy czy mięsak Stickera, a także ciąża urojona. Warto pamiętać o tym, że ciąża urojona to nie tylko zachowanie męczące dla właściciela, ale mające wpływ na psychiczny i fizyczny dobrostan suczki czy kotki. Oczywiście jeśli jajniki czy jądra nie zostaną usunięte, to ryzyko chorób nadal istnieje. Ponadto w przypadku podwiązania jajowodów bez usunięcia jajników u samic nadal będzie występowała ruja. Zatem choć zniknie perspektywa niechcianej ciąży, to suczka czy kotka wciąż może uciec w poszukiwaniu partnera, a więc narazić się na wspomniane niebezpieczeństwa. Warto też pamiętać, że sama ciąża i poród również są obciążeniem dla organizmu, więc o ile nie mamy do czynienia z rodowodową samicą z hodowli, zwyczajnie nie ma powodu narażania jej na nie.

Jak to wygląda w liczbach? Kastracja suki przed pierwszą cieczką zmniejsza ryzyko wystąpienia nowotworu sutka 200-krotnie, a wykonana pomiędzy pierwszą a drugą cieczką – 13-krotnie. Nowotwór sutka jest najczęstszym nowotworem wśród niekastrowanych suk. Kastrowane psy i suki żyją statystycznie 2 lata dłużej niż niekastrowane.

JEST I RYZYKO

Oczywiście zarówno kastracja, jak i sterylizacja to zabieg, więc – jak przy każdej operacji – istnieje ryzyko powikłań.

– Dlatego tylko lekarz weterynarii jest uprawniony do przeprowadzenia tych zabiegów – zauważa prof. Mamzer. – Lekarz dokonuje oceny stanu zdrowotnego i jeżeli widzi przeciwwskazania, po prostu nie wykonuje zabiegu. Ale ponieważ kastruje się przede wszystkim zwierzęta wchodzące w okres rozrodczy, to są one młode i zdrowe, a więc najczęściej przeciwwskazań nie ma. Chorych zwierząt się nie kastruje, najpierw trzeba je wyleczyć. Oczywiście zawsze istnieje ryzyko powikłań, ale prawidłowo przeprowadzony zabieg jest w miarę bezpieczny.

Dokładniej, poważne powikłania dotyczą 1-4 proc. przypadków. Im młodsze zwierzę, tym mniejsze ryzyko komplikacji. Do mniej poważnych powikłań należy nietrzymanie moczu – na poziomie kilku kropli. Jest to ponadto kwestia, która może być łatwo i tanio leczona; najczęściej problem zanika po kilku miesiącach. Mogą zdarzyć się też problemy z niedoczynnością tarczycy – także łatwo uleczalne. W przypadku agresywnych już przed zabiegiem suk istnieje ryzyko wzrostu poziomu agresji – agresja samicy może być więc przeciwwskazaniem do zabiegu. Z kolei u samców ograniczone zostają zachowania agresywne skierowane przeciwko własnemu gatunkowi (kastracja nie ma jednak wpływu na agresję wobec człowieka).

Oczywiście każdy właściciel decyzję odnośnie kastracji swojego psa czy kota musi podjąć samodzielnie. Warto natomiast, by rozważając „za” i „przeciw”, kierował się rzetelną wiedzą naukową, a nie stereotypami, które wciąż pokutują w naszym społeczeństwie.

Co sądzisz na ten temat?

podoba mi się 0
nie podoba mi się 0
śmieszne 0
szokujące 0
przykre 0
wkurzające 0
Nie przegap żadnego newsa, zaobserwuj nas na
GOOGLE NEWS
facebookFacebook
twitter
wykopWykop
komentarzeKomentarze

komentarz(14)

OysterOyster

2 3

Ciekawe! Nie jestem seksistą ale o sterylizacji wypowiadają się tu wyłącznie kobiety. Śp. ( bez względu na światopogląd ) Ph. K. Dicka by to absolutnie nie zdziwiło.

20:07, 24.05.2019
Odpowiedzi:0
Odpowiedz

RobertRobert

6 5

Kocham zwierzęta (wszystkie oprócz komarów – to oczywiście żart, bo komary też kocham, bo wiem, że one też są potrzebne w przyrodzie), ale myślenia o zwierzętach musimy cały czas się uczyć, a zwłaszcza tego, że nie można myśleć o nich w kategoriach „ludzkich”. Pies (samiec) bez jaj (wykastrowany) nie jest tym samym co człowiek (samiec, mężczyzna) bez jaj. Człowiek (płci męskiej) uprawia seks nie tylko żeby zapłodnić, a nawet, zaryzykuję twierdzenie: facet przede wszystkim uprawia seks dla przyjemności, a nie dla podtrzymania gatunku. Dlatego myślenie o kastracji psów w kategoriach ludzkich, jest bez sensu. Pies to nie człowiek. NIc wielkiego mu się nie stanie, gdy utną mu jaja. Nadal będzie szczęśliwy (jeśli mu zapewnimy odpowiednie warunki).

20:22, 24.05.2019
Odpowiedzi:1
Odpowiedz

OysterOyster

2 2

No cóż WW przedstawiły już swoją linię.... Ostatnie dwa zdania są wręcz obrzydliwe. Za to na Waltra Łąkach zaczyna się po deszczach destrukcja ścieżki od mostku do ul. Gliwickiej. Zamiast satysfakcji z okaleczenia może lepsza satysfakcja, że ścieżka przetrwa ....... rok. Za zaoszczędzone na krzywdzie zwierzaków i lenistwie ich właścicieli pieniądze można ją poprawić.

20:53, 24.05.2019

..

6 8

"Nie ma żadnego naukowego czy medycznego uzasadnienia, które mówiłoby, że kastrowanym zwierzętom dzieje się krzywda – wyjaśnia prof. dr hab. Hanna Mamzer, biegła sądowa z zakresu dobrostanu psów." -> jaki "profesór" taki komentarz, jeżeli już to: "Wg stanu wiedzy na dzień dzisiejszy, nie odkryto medycznego uzasadnienia, które mówiłoby, że kastrowanym zwierzętom dzieje się krzywda"; Poza tym, z jakiej racji socjolog jest biegłym sądowym z zakresu "dobrostanu psów", jakim prawem naukowiec bez wykształcenia weterynaryjnego, zoologii lub chociażby biologii śmie się wypowiadać, że wykastrowane zwierzę jest szczęśliwe...

13:52, 27.05.2019
Odpowiedzi:2
Odpowiedz

Młot na idiotówMłot na idiotów

9 2

Moim zdaniem wykastrowane, zadbane i otoczone opieką zwierzę jest szczęśliwsze niż pełnojajeczne na metrowym łańcuchu przy budzie, w klatce, bezdomne, schorowane z szóstką potomstwa, chowające się gdzieś pod kawałkiem blachy na ogródkach działkowych. Ale mogę się mylić.

14:09, 27.05.2019

KarlKarl

3 2

Aż dziwne ze do parlamentu nie kandydowała.

20:50, 27.05.2019

KastracjaKastracja

3 5

A może wykastryjemy osoby, które są za biedne żeby mieć dzieci,takie co nie mają przynajmniej 2000 na osobę w rodzinie? W ten sposób ograniczymy patologie, poprawimy dobrostan ludzi i zaoszczędzimy na 500+. Same plusy.

11:59, 29.05.2019
Odpowiedzi:1
Odpowiedz

eeeeee

3 0

a kto będzie robił na emerytury emerytów? Był już kiedyś lepszy pomysł. Żeby głodni zjedli bezrobotnych. Za jednym razem rozwiązane problemy głodu i bezrobocia. Geniusz.

12:02, 29.05.2019

XYZXYZ

3 4

Nie czytałem do końca uważam, że to starta czasu. Niestety już na samym początku widać, że autorka artykułu nie ma pojęcia o seksualności zwierząt, o której pisze.

00:07, 31.05.2019
Odpowiedzi:0
Odpowiedz

CAVE CANECAVE CANE

1 1

Znowu ten sam błąd powielany z forum na forum. Przyjmijcie wreszcie do wiadomości, że kastracja to usuniecie gonad, u samca i samicy, sterylizacja to usunięcie macicy u samicy, a podwiązanie/przecięcie jajowodów lub nasieniowodów to wazektomia.

16:07, 01.06.2019
Odpowiedzi:0
Odpowiedz

WkurzonaaaWkurzonaaa

0 5

Co za głupoty okaleczania zwierząt to nie dobrostan

10:51, 14.10.2019
Odpowiedzi:1
Odpowiedz

kociarakociara

5 0

Chcesz może 10 kotków? Każdy chory i zapchlony. Sąsiad właśnie chce je utopić.

10:59, 14.10.2019

0%