Kiedyś był tylko ocet i musztarda. Dziś codziennie świeże pieczywo, lokalne produkty i promocje. Choć czasy są trudne, spółdzielcy się nie poddają. Codziennie walczą o klienta uśmiechem i jakością towaru.
Był 7 maja 1945. Z inicjatywy Polskiej Partii Socjalistycznej spotkali się przyszli członkowie spółdzielni. „Quod felix, fastum fortunatum quesit” – aby to było szczęśliwe, sprzyjające i pomyślne. Tymi słowami rozpoczyna się protokół zebrania założycielskiego Spółdzielni Spożywców „Robotnik” we Wrześni. I właśnie wtedy wszystko się zaczęło.
Tego dnia powołano pierwszy zarząd i radę nadzorczą, ustalono wpisowe i wysokość udziału, a zaszczytu pełnienia funkcji pierwszego kierownika dostąpił Marian Raczyński. Spółdzielnię zarejestrowano 27 lipca w Sądzie Okręgowym w Gnieźnie. Od tego czasu jej działalność wciąż nabierała tempa.
Na koniec roku spółdzielnia prowadziła jeden sklep, zatrudniała 7 pracowników i zrzeszała 130 członków. Pierwszy sklep, na bazie którego powstała, był na rogu dzisiejszej ulicy Sienkiewicza i Rynku. Nazywał się Aroma. Ale spółdzielcy z roku na rok powiększali swój dorobek.
Wspomnienia z czasów wojennych odziedziczyła Elżbieta Łącka, dziś przewodnicząca rady nadzorczej PSS Społem. – Nigdy nie byłam pracownikiem w Społem, ale związana z tą spółdzielnią jestem od zawsze. Moi rodzice byli członkami i pracowali w niej jeszcze w trakcie wojny, w 1940, na wysiedleniu w Radomiu. Pracowali tam Polacy, jednak zyski były przekazywane Niemcom. Naszym to nie przeszkadzało, bo dzięki temu mogli pomóc rodakom podczas wojny – opowiada Łącka.
ROZKWIT
Najlepsze czasy spółdzielni przypadły na lata 1956-1966. Rozkwitały wtedy: handel, gastronomia, produkcja i usługi dla ludności, tak więc siłą rzeczy rozwijała się też wrzesińska spółdzielnia spożywcza. Przyczynił się do tego Stanisław Król, który w październiku 1950 został prezesem spółdzielni i był nim aż do śmierci w 1973. To za jego czasów Społem było w posiadaniu największej ilości sklepów.
– Powstał wtedy ośrodek Praktyczna Pani. Mieścił się przy ul. Sądowej, gdzie obecnie jest Sam 5. Przeprowadzono tam kursy dla kobiet: gotowania, szycia, przędzenia firan. Społem prowadziło też przy spółdzielni mieszkaniowej świetlicę osiedlową, z klubami: modelarskim i dla dzieci. Powstawały pierwsze sklepy samoobsługowe i specjalistyczne – wspomina obecny prezes Marian Cieloszyk. – 1 kwietnia 1966 oddano do użytku pierwszą piekarnię, przy ul. Ogrodowej. I ona działa do dziś – dodaje szef PSS.
WIDMO KRYZYSU
Pierwsze kłopoty pojawiły się w latach 70., które raczej nie sprzyjały rozwojowi handlu. Ogromne braki oraz niska jakość towarów wywoływały niezadowolenie klientów. Problemy spółdzielni przestały być obojętne Elżbiecie Łąckiej, która od 1976 była członkiem spółdzielni. Swoje opinie na ten temat wyrażała na zebraniach obwodowych członków.
– Będąc ich aktywną uczestniczką, zostałam wybrana na przedstawiciela Walnego Zgromadzenia, a następnie na członka Rady Nadzorczej. Od 1996 jestem jej przewodniczącą – opowiada pani Ela.
W latach 70. swoją pracę zaczął także Marian Cieloszyk. W 1992 został zastępcą prezesa, a w 2007, po odejściu Bożeny Skrzypek, prezesem.
Na zmiany w spółdzielni wpłynęło kilka czynników: narastająca nierównowaga ekonomiczna, pogarszająca się sytuacja zaopatrzeniowa, reforma handlu w 1976. – Po reorganizacji nasza spółdzielnia stała się jednostką samodzielną. Zaburzenia w gospodarce spowodowały, że obroty w sklepach i zakładach gastronomicznych malały i coraz ciężej było utrzymać niektóre jednostki. W tym czasie następowały też lawinowe wypowiedzenia umów najmu na lokale dzierżawione, ponieważ czynsze były zbyt wysokie. Zwłaszcza tam, gdzie sklepy znajdowały się w prywatnych posesjach. A czasem jeden sklep był w trzech kamienicach, więc mieliśmy tylko koszty, bo każdy właściciel, od którego dzierżawiliśmy, chciał, żebyśmy przywrócili obiekt do stanu pierwotnego. Gdyby spółdzielnia nie wyremontowała tych starych domów od dołu (tam gdzie były sklepy), pewnie by ich nie było – tłumaczy prezes Cieloszyk.
Nie we wszystkich miastach udało się utrzymać sklepy społemowskie. – We Wrześni przed transformacją były restauracje, Praktyczna Pani i rzeźnia przy ul. Witkowskiej. Zarząd, aby przetrwać, musiał skupić się na tym, co się opłaca. Skoro istniała tak silna konkurencja w wyrobach garmażeryjnych i mięsnych, a utrzymanie rzeźni było drogie, to nie opłacało się kontynuować tej działalności. Udało się jednak zbudować kilka nowych sklepów i utrzymać piekarnię, która do dzisiaj ma bogaty asortyment i smaczne pieczywo – zapewnia Elżbieta Łącka.
KAWA ZA PÓŁ DNIA
– Był ocet i musztarda – tak Maria Koprowska opisuje sklep w latach 80. Pracuje w Społem już 43 lata. – Jak przyjechał jakiś towar, to tego samego dnia wszystko znikało. Często nie było co wystawić na półki. Mimo to dobrze wspominam wszystkie etapy pracy: i w PRL-u, i po transformacji. Sprzedawałam w wielu sklepach: w Bombonierce, w Goplanie, potem PSS-y miały takie przemysłowe sklepy, jak Dom Dziecka i z bluzkami, Ewa. Gdy tamte zamknięto, przyszłam do Supersamu. I tak do tej pory – opowiada pani Maria.
Pod koniec lat 80. pracę zaczęła Małgorzata Kulczak, dziś kierowniczka Supersamu.
– Wtedy właściwie nic nie było na półkach. Margarynę dostawaliśmy w kartonach 20-kilowych, był tylko jeden rodzaj. Rozważaliśmy ją na mniejsze kostki. Owoce takie jak pomarańcze czy banany były tylko w okresie przedświątecznym, ale też ciężko było je dostać – opowiada kierowniczka. – Mięso i wędliny kupowało się wtedy na kartki, a na kawę czekało się w kolejce pół dnia – dodaje pani Małgorzata.
Oczywiście nie było wtedy komputerów, wag przykasowych czy kas fiskalnych. Kasjerki nabijały towar ręcznie na kasy firmy Oki.
POWOLNA STABILIZACJA
– Od początku lat 90. towaru było coraz więcej, ale pieniędzy już coraz mniej. Myślę czasami, że za czasów komuny było chyba nawet lepiej niż teraz – mówi M. Koprowska.
– Ale dzisiaj możemy wszystko kupić. Nie ma też problemu z zamawianiem towaru. Kiedyś nie było przedstawicieli handlowych, a dzisiaj sami do nas przyjeżdżają z nowymi ofertami – dopowiada M. Kulczak.
Nowe czasy przyniosły też wiele zmian dla spółdzielni. Wybudowano nowe sklepy z większą powierzchnią hal sprzedaży, a te starsze zmodernizowano. Są już w nich komputery i inne urządzenia elektroniczne ułatwiające handel.
– Nagle, po 20 latach pracy, musiałam opanować obsługę tego wszystkiego. To było duże wyzwanie – stwierdza Dorota Kubaszak, kierownik Samu 16 przy ul. Kosynierów. – Obecnie nie wyobrażam sobie bez tego pracy. Handel stał się łatwiejszy. Wiele spraw związanych z zamówieniami towarów czy fakturowaniem odbywa się przez internet. Zdecydowanie lepiej współpracuje się nam między sklepami, cały czas jesteśmy w kontakcie, możemy przerzucać towar. Powierzchnie magazynowe, jakie dzisiaj posiadamy, umożliwiają zamawianie większych partii towaru – dodaje pani Dorota.
MARKETY JAK WIATRAKI
Czas walki o byt na rynku jednak powrócił – z chwilą pojawienia się we Wrześni pierwszego supermarketu. Zarządcy spółdzielni zaczęli z obawą patrzeć w przyszłość. Wiedzieli, że będą powstawać kolejne markety. Dzisiaj jest ich aż 13 i ponoć to wcale nie koniec.
– To jak walka z wiatrakami. Nasze obiekty zawsze były sklepami osiedlowymi. Gdy powstawały nowe osiedla, zaraz budowaliśmy tam sklep, tak jak te przy ul. Witkowskiej czy Gendka. Ale w tej chwili markety nas okrążają. Jeśli doszłaby do skutku budowa Aldiego, który miałby powstać 50 metrów od naszego najlepszego sklepu, pojawia się kolejny problem (niedawno pisaliśmy o planach powstania marketu na terenach LOK-u – przyp. red.). Na szczęście mamy stałych klientów, którzy robią w naszych sklepach zakupy od wielu lat, mamy też ciekawy asortyment. Rozwijamy się. Mamy nadzieję, że nadal tak będzie – mówi Marian Cieloszyk.
Prezes wskazuje też na fakt, że bardzo ciężko jest spółdzielni konkurować z sieciowymi marketami. – Ci inwestorzy mają po kilkaset sklepów, im nie grozi bankructwo, gdy jeden z nich nie przynosi odpowiednich zysków – żali się Cieloszyk.
Przewodnicząca rady nadzorczej Elżbieta Łącka dodaje: – Z obecnej polityki miasta wynika, że władze nie dają zielonego światła dla rozwoju spółdzielni. Burmistrz i starosta nie dostrzegają tego, że PSS Społem to sieć sklepów polskich, w których pracują wrześnianie i sprzedawane są w nich lokalne i polskie produkty. Jeśli daje się pozwolenie na budowę marketom, to prawda jest taka, że mniejsze sklepy nie podołają. A nie można zapominać, że to firmy z obcym kapitałem, które nie przynoszą miastu zysków.
APEL
W lipcu br. zarząd PSS Społem zdecydował, że wystosuje do burmistrza Wrześni Tomasza Kałużnego stosowny apel. Będzie on także powielony i powieszony w oknach sklepów społemowskich, najprawdopodobniej w połowie sierpnia lub na początku września. Klienci będą mogli złożyć swoje podpisy.
– Nasilona ekspansja marketów we Wrześni jest tak duża, że ktoś musi wypaść z rynku. Nie jest dziś łatwo prowadzić taki biznes. Bo jest tak, że ja kupuję działkę, stawiam sklep, tak jak ten na ul. Kutrzeby, a po dwóch latach, gdy on zaczyna przynosić zyski, sto metrów dalej powstaje potężny POLOmarket. Będziemy jednak robić co w naszej mocy, żeby zadowolić i nie zawieść naszych klientów – kończy prezes PSS Społem.
Katarzyna Stawna
Tekst archiwalny – ukazał się w „WW” 7 sierpnia 2015 roku.
Brak komentarza, Twój może być pierwszy.
Dodaj komentarz