Krzysztof Cierech to przede wszystkim człowiek z pasją, której jest wierny jak własnej żonie. Łowienie ryb to jego hobby od dzieciństwa. W wieku 4 lat złowił swoją pierwszą rybkę nad Wrześnicą.
– Ojciec zrobił mi moją pierwszą wędkę z bambusowego kija i haczyka ze zwykłej szpilki – wspomina Krzysztof. – To z nim uczyłem się wędkować. Teraz sam jestem ojcem i tak samo uczę swojego 6-letniego syna. Często zabieram go ze sobą na różne łowiska, z tym że Marcel ma profesjonalną wędkę i prawdziwe haczyki z przynętą – dodaje.
Z racji swojego zawodu 31-letni karpiarz z Sokołowa miał okazje wędkować na różnych wodach w Europie. Ale tylko jedno łowisko pozwoliło Krzysztofowi poczuć się kimś wyjątkowym pośród innych karpiarzy. Dumny ze swoich osiągnięć zdecydował się opowiedzieć nam swoją historię.
– Karpie przykuły moją uwagę szczególną walecznością i nie podniecają mnie inne gatunki ryb, no, chyba że moja śliczna żona Monika – żartuje Krzysztof. – Jeżdżę na takie łowiska, gdzie obowiązuje zasada „złów i wypuść”. Na tym polega całe karpiowanie i żaden szanujący się karpiarz nie zabije złowionej ryby – tłumaczy. – W domu rybę jemy przeważnie na Wigilię, a kupujemy ją w sklepie, ponieważ poluję tylko na duże okazy, których mięso nie nadaje się do jedzenia – zauważa.
Podczas zasiadek każdy wędkarz ma specjalną kołyskę, do której trafia złowiona ryba zaraz po zważeniu i sesji zdjęciowej, w celu opatrzenia i odkażenia rany po wyjęciu haczyka z wargi.
31-letni wędkarz jeździ zarówno na zawody karpiowe jak i na łowy sam dla siebie. – Lubię to. Wędkowanie mnie relaksuje, jest moją odskocznią od codzienności. Podczas sezonu łowieckiego minimum raz w miesiącu wyjeżdżam na kilkudniową zasiadkę. Nie chcę zdradzać, na co łowię i wabię karpie, każdy ma swoje sposoby, testuje, próbuje. Zdradzę tylko, że od dwóch lat trzymam się przynęty, którą przyrządza mi żona. Zdarza się też, że w ciągu miesiąca mam zasiadki co weekend. Wtedy Monika się buntuje i muszę wszystko szykować sobie sam – przyznaje.
Największy okaz, którego złapał Krzysztof, ważył powyżej 29 kg. Było to w październiku 2016 r. na łowisku w Jarosławkach (woj. zachodniopomorskie). We wrześniu tego roku na tym samym łowisku przydarzyła mu się najlepsza zasiadka w życiu – w dwa dni złowił trzy karpie powyżej 20 kg.
Pierwszego dnia na łowisku – 287 km od Wrześni – w samo południe, Krzysztofowi udało się złowić karpia ważącego 17,2 kg. Po uwiecznieniu zdobyczy na zdjęciu i wypuszczeniu jej do wody przynętę połknął olbrzym o wadze 22,1 kg.
– Kurczę! Sam nie mogłem uwierzyć, że w ciągu 2,5 godziny złapałem dwa piękne okazy – przyznaje szczęściarz znad Wrześnicy. – Podekscytowany poszedłem pochwalić się sąsiadowi z zasiadki, aż tu nagle słyszę pikanie centralki przy wędce. Tym razem był to śliczny sazan, 12,9 kg – kontynuuje relację.
Kolejną walkę łowca stoczył z 11-kilogramowym amurem. – No nie do wiary! Godzina 17.15, a ja miałem już na koncie cztery piękne ryby! – cieszy się Krzysztof. Z pewnością to był jego szczęśliwy dzień, a do tego doszła jeszcze jeszcze „malutka rybka” o wadze 9,5 kg, złowiona tuż przed rozłożeniem zestawu łowieckiego na noc.
Po przespanej nocy w kempingu, bez przygód i kolejnych zdobyczy, około 5.00 należało przerzucić zestawy w inne miejsce, wabiąc ryby w swoje łowisko autorską przynętą. Starania ponownie się opłaciły. Około 8.00 nasz wędkarz wyciągnął z wody karpia o wadze 23,2 kg!
– Pękałem z radości, że w ciągu doby złowiłem 2 ryby ponad 20 kg. Patrząc na innych wędkarzy, widziałem zazdrość, bo nikt nic ciekawego nie złowił, a ze mną rybki świetnie współpracowały – cieszy się Krzysztof.
Zaledwie półtorej godziny od pierwszej zdobyczy tego ranka przynętę połknął kolejny okaz. – Walczył bardzo dzielnie i prawie mnie pokonał, bo wszedł przy brzegu w krzaki i zaczepił mi żyłkę o gałązkę – opowiada Cierech. Widząc jednak następną okazałą zdobycz, zdecydował się na wejście do wody. Po zważeniu okazało się, że był to 21-kilogramowy karp. – Byłem z siebie bardzo dumny, ponieważ rzadko komu udaje się złapać trzy ryby w ciągu doby powyżej 20 kg. Niektórzy przez 30 lat zasiadek nie zdołali tego dokonać.
Każdy rybi łowca dąży do tego, by jak najwyżej podbić swój łowiecki rekord życiowy. Rekord Krzysztofa Cierecha to 29-kilogramowy karp złowiony w ubiegłym roku na łowisku w Jarosławkach.
– Ciągnie mnie na te wody i uważam, że właśnie w tym miejscu mam szansę podbić swój rekord życiowy – przyznaje wędkarz. I dodaje: – Nikt nie ma odwagi o tym powiedzieć, ale każdy to potwierdzi, że Wrzesiński Związek Wędkarski nie spełnia oczekiwań wędkarzy. Za co mam płacić, skoro nie ma ryb? Wystarczy zobaczyć, co stało się z zalewem Lipówka. Tam nie ma gdzie łowić ryby, wszystko zarośnięte, łabędzie chodzą po wodzie, a za plecami spacerowicze i rowerzyści. Wolę zapłacić za dobę na łowisku komercyjnym i móc się odprężyć w godnych warunkach.
Na zakończenie sezonu łowieckiego 2017 w Jarosławkach ekipa karpiarzy zjeżdża się całymi rodzinami. Oczywiście nie może zabraknąć tam również państwa Cierechów z dwójką uroczych dzieci.
Masza Lachowska
Artykuł ukazał się w „Wiadomościach Wrzesińskich” 20 października 2017 roku
1 0
Czy Cierech jest wierny Monice to bym się z tym nie zgodził na 1000 %.