Rudolfa od dzieciństwa interesowała magia. Zawsze miał styczność z osobami, które zajmowały się wróżbiarstwem. Mimo to, kiedy był dzieckiem nic nie wskazywało na to, że za kilkanaście lat sam będzie stawiał karty.
Początki
Babcia Rudolfa wywoływała duchy i inne istoty z zaświatów. Wierzyła też w znaczenie snów. Mama – wróżyła ze zwykłych kart, ale nie robiła tego zawodowo. Jak mówi Rudolf, trudno było ją do tego namówić. Sam jednak uważał, że nie miał do tego predyspozycji.
– Jak wróciłem z wojska w 1995 roku, spotkałem przez przypadek kolegę z podstawówki. Zaproponował, że pokaże mi jak się stawia tarota. To był mój pierwszy kontakt z kartami – opowiada Rudolf, mieszkaniec podwrzesińskiej wsi.
Kolega na tyle zaszczepił w nim ciekawość, że Rudolf zaczął zgłębiać wiedzę w książkach. Czytał m.in. książki Jana Suligi i Aleksandry Jaśniak. Stamtąd uczył się teorii, praktyki – na sobie.
– Nie wiem jak to się dzieje, ale w pewnym momencie karty zaczynają mówić, opowiadać jakąś historię. Wszystko układa się w całość. Dziwne uczucie – mówi.
W zasadzie każdy może nauczyć się wróżyć. Pytanie: czy chce?
Talia tarota składa się z 78 kart - 22 Wielkich Arkan, czyli Wielkich Wtajemniczeń oraz 56 Małych Arkan – Małych Wtajemniczeń. Najważniejsze są Wielkie Arkana, które ukazują drogę życia człowieka. Małe Arkana są uzupełnieniem życia codziennego każdego z nas. Każda karta ma swoje znaczenia. Jest też wiele układów: jednodniowe, tygodniowe, półroczne, na całe życie. Wróżbita Rudolf uważa, że to nie jest nic trudnego. Wystarczy poczytać, potem potrenować na sobie i zobaczyć czy wróżby się sprawdzają. On też próbował na sobie, ale już tego nie robi. Nie wróży też rodzinie i najbliższym.
– Nigdy mi nic z tego nie wychodzi. Nie wiem czy podchodzę do tego zbyt emocjonalnie, czy jest to po prostu zbyt skomplikowane. Najlepiej wróży się obcym – twierdzi.
Unika też częstego stawiania kart, dlatego że każdy, kto wróży poznaje osobę i zaczyna się sugerować wiedzą, którą ma. A to nie jest dobre.
Karty są drogowskazem
Celem wróżby nie jest powiedzenie, co kogo czeka, ale co jest możliwe i jakie występują zagrożenia w jego otoczeniu.
Są różne metody wróżenia z kart. Jedną z nich jest kabała perska, w tym przypadku wróży się ze zwykłych kart. Są też runy – one są wyrocznią. Mówią bardziej ogólnikowo, ale to co przepowiedzą musi się wydarzyć.
– Tarot mówi o czymś, co może się wydarzyć, ale nie musi, bo mogą zajść zmiany w życiu, a nimi kieruje każdy człowiek. Moim zadaniem jest powiedzieć, jak dane zagrożenia ominąć, a czy ktoś się do tego zastosuje, to już nie moja sprawa – mówi wróżbita. – Tak naprawdę każdy kto przychodzi do mnie, chce dostać jakąś nadzieję – dodaje.
O co najczęściej pytają ludzie? Według obserwacji Rudolfa przede wszystkim o uczucia, finanse i zdrowie. Wizyta u wróżki czy wróżbity kosztuje od 20 do 60 złotych. Zależy to od samego wróżącego.
Są dwie zasady. Po pierwsze za każdą wróżbę trzeba zapłacić, po drugie – jeśli wchodzi się do wróżbity i jest tam bogato nie usłyszy się prawdy. Wróżbiarstwo to zajęcie, na którym nie powinniśmy się wzbogacić. Rudolf zawsze uczula osoby, które do niego przychodzą, że nie powinni korzystać z rad tarota częściej niż raz na pół roku.
– Przekleństwem każdego, kto stawia karty jest osoba, która przychodzi z nastawieniem, że to zwykłe naciągactwo, po czym okazuje się, że wróżba się sprawdziła. Wraca po 3 miesiącach, a potem potrafi przychodzić raz w tygodniu, chociażby po to, żeby zapytać jaką zupę ugotować na obiad – ironizuje Rudolf.
Złe i dobre wiadomości
Najodpowiedniejszy moment, żeby odwiedzić wróżkę jest wtedy, gdy borykamy się z poważnym problemem. Ale nie zawsze wróżba pomoże.
Rudolf miał też przypadki, że odmówił wróżby. Nie potrafił pomóc. – Miałem dwa razy takie zdarzenia. Dotyczyły kobiety, która straciła dziecko i mężczyzny, któremu zmarł brat. Karty powiedziałyby im tylko tyle, żeby nie patrzyli wstecz. Na pewno dla obojga byłoby to dobre, ale zdecydowanie potrzebowali wsparcia psychologa – opowiada.
– Trudno wróży się także osobom, które chorują. Jak dać komuś nadzieję, jak jej nie widać? - pyta. – Ale zawsze w kartach staram się znaleźć chociaż odrobinę dobrej wiadomości – dodaje.
Wiele osób obawia się pójścia do wróżki. Nie chcą usłyszeć czegoś złego. Rudolf zapewnia jednak, żeby wywróżyć komuś śmierć, w tarocie obok siebie musi być bardzo dużo złych kart. Sama karta 13, czyli „śmierć”, nie oznacza niczego złego, wręcz przeciwnie – mówi o przejściu z jednego etapu życia do drugiego, lepszego.
– Mówię o złych rzeczach, ale dlatego, żeby ostrzec. Mówię klientowi, że może mieć wypadek, aby w jakiś sposób zasiać w nim wątpliwości. Po latach wróżenia wiem, że ludzie się sugerują tym co przekazuję – mówi.
Wróżbita ostrzega: - Należy jednak pamiętać, że nie można ślepo w to wszystko wierzyć. Hipotetycznie: klient chciał się dowiedzieć, kiedy umrze. Wróżka podała mu dzień i miesiąc. W konsekwencji on co roku tego dnia czuł coraz większy strach, do tego stopnia, że w końcu popełnił samobójstwo. Wniosek jest taki, że trzeba mieć do tego dystans - radzi.
Przed każdą wróżbą Rudolf ma tremę. Największą przyjemność sprawia mu jak usłyszy od klienta, że przepowiednia się sprawdziło. Nie zawsze jest jednak tak, że wszystkie wróżby się spełniają. Zdarzają się tak zwane przekłamania, co wcale nie musi być celowe ze strony wróżących.
– Sam kiedyś dokonałem przekłamania. Przyszła do mnie kobieta i pytała o swój związek. Z kart wynikało, że obecny partner nie jest wobec niej uczciwy. Następny też miał być nieodpowiedni, dopiero ten trzeci powinien być już tym właściwym. Wróciła po jakimś czasie, była już z trzecim partnerem. Znów zapytała o związek, ale okazało się, że karty mówiły, że on też nie jest uczciwy. Wtedy zaprotestowała – opowiada. – Nie była to wina kart, bo one mówią o danej sytuacji. Jeśli coś zmienimy w swoim życiu, zmieniamy automatycznie przyszłość. Być może gdyby wszystkie warunki były spełnione to wróżba też by się spełniła – tłumaczy.
Wróżbici przekazują też wiele dobrych wiadomości. Pytanie tylko, co dla kogo jest dobrą wiadomością. Doświadczony wróżbita wie, że życie płata różne figle. To co mogło by się wydawać dla kogoś najlepszą wiadomością, innej osobie może skomplikować całe życie.
– Ostrzegałem znajomą przed związkiem. Z kart wynikało także, że będą mieli dziecko. Okazało się jednak, że zajście w ciążę było równoznaczne z tym, że odszedł od niej partner – opowiada. – Mam też znajomego, który przychodzi do mnie konsultować się w sprawie firmy, którą prowadzi. Ponoć mu pomagam. To jest dla mnie najważniejsze – mówi.
Wróżbita u wróżki
Okazuje się, ze wcale nie jest prosto powróżyć komuś z branży. Rudolf postanowił udać się wróżki. Kiedyś jego kolegę zaczepiła cyganka w przejściu podziemnym na dworcu w Poznaniu.
– Chciałem, żeby mi też powróżyła, a ona na to, że nie zrobi tego. A ja jeszcze nie miałem wtedy nic wspólnego z magią. Potem byłem jeszcze dwa razy, ale za każdym razem usłyszałem: nie! – opowiada.
Karty diabła
Tarot nazywany jest „biblią szatana”, przez to wróżenie także nie jest akceptowane przez Kościół. Wielu twierdzi, że udając się do wróżbity podpisuje pakt z szatanem. Nasz bohater jest nieco innego zdania.
– Jest to prawdopodobne, ale bardziej odnosi się do tych, którzy stawiają karty, zwłaszcza tarota. Każdy kto to robi, naraża się Kościołowi, bo sama wróżba jest grzechem. To jest niepodważalne – mówi. – Mi tarot nie utrudnia życia, ale mojemu znajomemu, który mnie w to wprowadził już tak. Nie chcę się jednak w to zagłębiać. Jedno jest pewne - trzeba mieć do tego dystans. Gdy się nie ma coś przejmuje nad nami kontrolę – twierdzi wróżbita. Porównuje to do nałogu.
– Ktoś pije sporadycznie, inny zostaje alkoholikiem. Gdy ktoś przychodzi zbyt często z byle powodu to nie jest to zdrowy objaw. Ja zawsze mówię, że najlepiej po prostu zaufać samemu sobie. To co się wydarza w kartach jest do rozwiązania przez nas. Więcej zaufania do siebie i karty nie będą potrzebne – kończy wróżbita.
Katarzyna Stawna
Artykuł ukazał się w „Wiadomościach Wrzesińskich” 27 listopada 2015 roku.
0 0
"Babcia Rudolfa wywoływała duchy i inne istoty z zaświatów." - Po pierwszym zdaniu odpuściłem sobie, jak można napisać, że ktoś wywoływał duchy? Mogła co najwyżej wciskać ludziom ciemnotę i robić teatrzyk...wiara wiarą, ale zejdźmy na ziemię...