„Witaj w dżungli!” – taki napis mógłby wisieć nad drzwiami Wojtka Abramkiewicza. 28-latek z Wrześni od ponad dziecięciu lat hobbystycznie hoduje egzotyczne węże.
Wojtka kojarzy wiele osób we Wrześni. Wielbiciel gadów chętnie dzieli się swoją pasją. Jest zapraszany do przedszkoli, szkół, ostatnio także do Warsztatów Terapii Zajęciowej, gdzie opowiada o wężach. Na jego zajęciach każdy może dotknąć, a nawet potrzymać robiącego wrażenie pytona tygrysiego.
W niewielkim pokoju Wojtka prawie całe miejsce zajmują terraria. Na jednej ze ścian regał ze szklanymi ściankami sięga sufitu. Pod monitorem ogromne terrarium dla pytona tygrysiego. W kącie zamrażarka z pokarmem dla gadów. Na ścianie zdjęcia węży i graffiti z napisem „Snake”.
Każde terrarium ma zamontowane ogrzewanie – węże muszą mieć zapewnioną temperaturę od 26 do nawet 30 stopni Celsjusza. Niektóre terraria, te dla szczególnie wymagających gadów, wyposażone są w dodatkowe urządzenia, m.in. spryskiwacze wody czy generatory pary mgłowej. Wszystko konstrukcji Wojtka.
– Właściwie mam tylko łóżko, konsolę i jakieś rzeczy osobiste. Nic więcej się nie mieści – śmieje się właściciel. – W tej chwili mam 11 węży: 5 boa dusicieli, pytona tygrysiego, pytona zielonego i 4 pytony królewskie – wymienia.
Perełką domowej hodowli jest pyton zielony. Bardzo wymagający, ale za to pięknie ubarwiony. – Pytony zielone świetnie zmieniają kolor w czasie dorastania. Najpierw są żółte, później intensywnie zielone, a samice w ciąży bywają niebieskie. To wąż, który musi mieć dużą wilgotność, na poziomie 70-90 proc. w dzień, a w nocy około 90 proc. Przy takiej znacznej wilgotności musi mieć duży nawiew oraz dodatkowo generator pary mgłowej – opowiada Wojtek.
Uwagę zwraca też największy pyton tygrysi, który mierzy w tej chwili ponad 3 metry i cały czas rośnie. – Może osiągnąć długość do 4,5 metra. Teraz waży już 20 kilogramów i jest bardzo silny. W końcu to same mięśnie. Przy wyciąganiu go z terrarium potrzebuję pomocy innej osoby – mówi młody hodowca.
Pyton jest łagodny, a ściślej mówiąc: łagodna, bo to samica. Można ją spokojnie dotknąć. Kiedyś brała udział w sesji zdjęciowej, pozowała z modelkami do aktów.
Wojtkowi pomaga jego dziewczyna Kamila, która zaraziła się gadzią pasją. – Nie ma dnia, żebyśmy nie gadali o wężach – śmieje się chłopak.
Z Wojtkiem o jego pasji rozmawialiśmy już kilka lat temu, ale od tego czasu wiele się zmieniło. Pasjonat zaczął podejmować pierwsze próby hodowlane, które w maju tego roku zakończyły się sukcesem. Na świat przyszedł pierwszy młody boa dusiciel.
– Młodych mogło być więcej. Niestety żywy urodził się tylko jeden. Była to pierwsza ciąża samicy, więc mogło się zdarzyć. Mamy nadzieję, że następnym razem będzie lepiej – stwierdza Wojtek.
Mały boa dusiciel w chwili urodzenia miał 30 cm, ale rośnie dość szybko. Wojtek i Kamila otaczają go specjalną troską. Młody potrzebuje wyższej temperatury, zraszania i częstszego karmienia.
Jest nadzieja, że za jakiś czas stadko znów się powiększy. Następna samica boa dusiciela jest w ciąży. Boa dusiciele są żyworodne. Ciąża trwa średnio 4-5 miesięcy, choć może wydłużyć się nawet do 8 miesięcy.
Wojtek i Kamila starają się starannie dobierać węże, sprawdzają ich genetykę, umaszczenie przodków. – Są różne odmiany boa dusiciela, mniejsze i większe, różnie ubarwione. Klasycznie ubarwionego można kupić za 100-120 zł. Barwne odmiany kosztują nawet 15 tys. zł.
Kamila i Wojtek mają konkretne plany związane ze swoją pasją. – Chcemy rozmnażać węże i sprzedawać nadwyżki hodowlane. Hodowla jako działalność nie wchodzi w grę, bo nie zarobilibyśmy na ZUS. Chcemy zająć się tym hobbystycznie – mówi Wojtek.
– Budujemy dom. Będziemy tam mieli cały pokój dla węży – dodaje Kamila.
– Planujemy, że będziemy mieli przynajmniej 30 dorosłych i regał na 130 młodych – dodaje jej chłopak.
Każdego węża należy zarejestrować w starostwie powiatowym. W przypadku urodzenia młodego wzywa się Powiatowego Inspektora Weterynarii, który ogląda matkę i ojca, dokumenty i wystawia zaświadczenie o urodzeniu w niewoli. To podstawowe wymogi, które trzeba spełniać.
Wojtek mieszka w jednej z wrzesińskich kamienic. Mówi, że nigdy nie spotkał się z negatywnymi reakcjami sąsiadów czy rodziny. Mama pogodziła się z jego pasją, a nawet sama uległa fascynacji.
– To nie jest niebezpieczne hobby. Moje węże to dusiciele, żaden z nich nie jest jadowity. Jednak wiadomo, że nie jest to pies czy kot. Potrzeba przede wszystkim doświadczenia i odpowiedzialności. Teraz zwierzęta egzotyczne stają się coraz popularniejsze i niestety nabywają je osoby nieodpowiedzialne, które nie zdają sobie sprawy z ich wymagań. Wtedy mogą być problemy – mówi Wojtek.
Sam do sprawy stara się podchodzić profesjonalnie. Jego terraria są bardzo dobrze zabezpieczone i jeszcze nie zdarzyło się, żeby któryś z węży uciekł.
Oboje uwielbiają się w nie wpatrywać. – W dzień jest spokojnie. Wesoło robi się w nocy. Wtedy większość z nich je, porusza się po terrariach – mówi Wojtek.
Wystarczy zmrużyć oczy i można poczuć się jak w tropikalnym lesie. To jak kawałek prywatnej dżungli w centrum miasta.
Informacje o hodowli Wojtka i Kamili można śledzić na bieżąco na facebookowym profilu Karamba Reptile.
Brak komentarza, Twój może być pierwszy.
Dodaj komentarz