Aktywistka, pedagożka, filozofka, badaczka społeczna, doktorka nauk humanistycznych, współorganizatorka czarnego protestu, a od 2019 r. posłanka na Sejm. Agnieszka Dziemianowicz-Bąk opowiedziała nam o swojej działalności, o tym, co Lewica może zaoferować społeczeństwu oraz o tym, dlaczego we Wrześni była gościnią, a nie gościem.
„WW”: Jak pani wrażenia ze „Spotkania dla przyszłości”?
AGNIESZKA DZIEMIANOWICZ-BĄK: – Frekwencja na pewno była bardzo pozytywnym zaskoczeniem, szczególnie w tych warunkach, w których funkcjonujemy. Od razu powiem, że bardzo miło było zobaczyć, jak wszyscy szanują wymogi sanitarne, dbają o siebie i noszą maseczki, nikt nie kręci na to nosem – ponieważ to bardzo ważne, a różnie z tym bywa. Cieszę się też, że zdecydowana większość uczestników i uczestniczek tego spotkania to były osoby młode. No bo z kim, jeśli nie z nimi, rozmawiać o przyszłości? Jestem bardzo wdzięczna, że mogłam wziąć udział w takim spotkaniu.
Jaką najważniejszą obserwację wyniosła pani z niego?
– Moim głównym wnioskiem – w kontekście rozmów o edukacji, bo to był temat wiodący spotkania – jest to, że musimy tworzyć liczne platformy dialogu i współpracy różnych środowisk oświatowych. Wypowiedzi dyrektora Andrzeja Wnuka i prezeski wrzesińskiego oddziału Związku Nauczycielstwa Polskiego Małgorzaty Korfini-Stachnik były niezwykle cenne, ale dopiero skonfrontowane z doświadczeniami uczennic – w tym wypadku Oliwii Jankowiak i Anny Kosmali – mogły dać pełniejszą diagnozę sytuacji w oświacie. Czasami te perspektywy różnią się znacząco, czasami dochodzi do takich sytuacji, że poszczególnym aktorom systemu oświaty wydaje się, że problem leży poza nimi i nie są w stanie go rozwiązać. Myślę, że dialog taki jak na tym spotkaniu może dostarczyć decydentom politycznym cennej wiedzy na temat całościowego podejścia do edukacji. Warto zabiegać o to, by takich platform było jak najwięcej i by do tego rodzaju rozmowy mogło dochodzić już na poziomie szkoły. Takie platformy powinny pojawiać się też na poziomie samorządowym i na poziomie centralnym. Jestem zwolenniczką powołania niepolitycznej Rady Przyszłości Edukacji – tak nazywamy ją na lewicy – czyli gremium, które spotykałoby się przy Ministerstwie Edukacji Narodowej. Byłoby złożone z samorządowców, ekspertów, pedagogów, organizacji nauczycielskich, związków zawodowych nauczycieli i oczywiście uczniów, aby wspólnie z politykami mogło dokonywać oceny bieżącej polityki oświatowej oraz planować działania na przyszłość. Edukacja to sfera, gdzie decyzje podejmowane w ramach jednej kadencji rządu przynoszą skutki dopiero w kolejnej, dlatego wyjście poza stricte polityczne ramy kadencyjne może być tylko z korzyścią dla oświaty.
Czy trwają już jakieś działania w celu powołania tej rady, czy to dopiero sfera pomysłów?
– To jest projekt konsultowany ze środowiskami oświatowymi jeszcze w czasie ubiegłorocznej kampanii parlamentarnej, powtórzony przez Roberta Biedronia, kandydata Lewicy, w trakcie kampanii prezydenckiej. Jako ugrupowanie opozycyjne mamy niewielki wpływ na to, co dzieje się w resorcie edukacji, ale nie czekamy na moment, kiedy obejmiemy rządy – choć liczę na to, że stanie się to jak najszybciej – tylko staramy się nawiązywać tę współpracę już teraz, na poziomie naszego klubu, ale też na poziomie sejmowym. Przykładem mogą być spotkania organizowane przez nas na terenie Sejmu, m.in. ze ZNP. Wkrótce – mogę uchylić rąbka tajemnicy – odbędzie się spotkanie z organizacjami młodzieżowymi, które wystąpiły z projektem obywatelskiej inicjatywy ustawodawczej dotyczącej zatrudnienia psychologa w każdej szkole. Na spotkanie zaprosiliśmy młodych ludzi – inicjatorów tej ustawy, przedstawicieli ZNP oraz reprezentantów środowiska zawodowego psychologów, żebyśmy wspólnie mogli porozmawiać merytorycznie o projekcie ustawy i strategicznie zastanowić się, jakie działania podjąć, żeby projekt miał jak największe szanse przynajmniej na przejście przez proces legislacyjny, czyli trafienie pod obrady, a optymalnie oczywiście by został wdrożony w życie.
Mam nadzieję, że się uda. Chciałabym nawiązać teraz do czegoś, co wydarzyło się krótko przed spotkaniem. Nie wiem, czy śledzi pani takie rzeczy, ale kiedy zapowiedzieliśmy „Spotkanie dla przyszłości” na Wrzesnia.info.pl, ogromne emocje wśród komentatorów wzbudziło użycie słowa „gościni”.
– (śmiech) Faktycznie feminatywy i żeńskie końcówki budzą emocje – moim zdaniem nieproporcjonalne do tego, czym są, no bo przecież koniec końców nie ma znaczenia, jakiej płci jest uczestnik spotkania: czy to gościni czy gość, ważne jest to, co ma do powiedzenia i co jej czy jemu mają do powiedzenia inni. W pewnych środowiskach występuje nadwrażliwość na używanie żeńskich form. Ja mam podejście dość nieortodoksyjne do tego tematu: przedstawiam się jako polityczka, posłanka, parlamentarzystka. Są to ważne dla mnie określenia, ponieważ uważam, że kobiet w polityce jest wciąż za mało, a tam, gdzie są, ich obecność często jest pomijana, więc jeżeli możemy przypomnieć o sobie chociażby za pomocą języka i zwrócić uwagę na to, że co prawda jest nas za mało, ale jesteśmy, to warto z tego korzystać. Jednocześnie jeśli spotykam się z głosem bardziej konserwatywnych pań, które nie życzą sobie takich form i chcą być nazywane politykami, chcą określenia „pani marszałek”, a nie „marszałkini”, to ja ten wybór szanuję, ponieważ uważam, że to powinna być główna zasada używania języka – szacunek dla autoidentyfikacji, dla tego, co wybiera dana osoba. Jeżeli kobieta pracująca w danym zawodzie woli być określona mianem „pani redaktor” zamiast „redaktorki”, „panią poseł” zamiast „posłanki”, to ja ten wybór szanuję i dokładnie tego samego oczekuję od drugiej strony. Jeżeli określam się polityczką, posłanką, parlamentarzystką czy gościnią, to chciałabym, żeby zostało to uszanowane.
W kwestii identyfikacji – pojawił się też komentarz, żebym się nie zdziwiła, że ta „gościni” identyfikuje się jako mężczyzna.
– To jest oczywiście bagatelizowanie bardzo poważnej sprawy. Kwestia niebinarności czy kwestia transpłciowości to, jak pokazały ostatnie wydarzenia – choć podkreślmy, to nie był pierwszy przypadek, po prostu ostatnio było to widoczne – osoby transpłciowe czy niebinarne są szczególnie narażone na przemoc i agresję, a w tej chwili niestety też na nagonkę ze strony władzy czy osób publicznych. Sprowadzanie tego do żartu z brodą jest nieodpowiedzialne i jest koniec końców dla takich osób krzywdzące. Dla mnie nie, ja nie czuję się dotknięta tym, że ktoś zasugerował, że mam inną tożsamość płciową niż moja własna, ale długofalowo byłoby lepiej, gdybyśmy mieli świadomość, jak ciężko jest osobom nieheteronormatywnym w polskim społeczeństwie – i darowali sobie tego rodzaju żarty.
Pozostając w temacie szacunku dla tożsamości – właśnie otrzymała pani Koronę Równości, czyli wyróżnienie przyznawane przez Kampanię Przeciw Homofobii. Spodziewała się pani tego wyróżnienia?
– Przyznam, że w momencie, w którym odebrałam telefon, że znalazłam się w gronie osób nominowanych, to już było to dla mnie ogromne wyróżnienie, dlatego że wiem, jak wiele jest osób zaangażowanych w walkę o prawa osób LGBT+ na wielu, wielu frontach. Szczęśliwie w polityce jest takich osób coraz więcej, a na lewicy wręcz urodzaj. Myślę, że to wszystkie posłanki Lewicy, ale w tym działaniu towarzyszą nam też posłowie. Później dowiedziałam się, że jestem w tym gronie razem z posłanką Biejat i posłem Sterczewskim, obie te osoby znam, spotykamy się na demonstracjach, a z Magdą Biejat jesteśmy w jednym klubie, więc cała nasza trójka miała pełne przekonanie, że którekolwiek z nas otrzyma tę nagrodę, to będzie to nagroda dla nas wszystkich. Jestem szalenie dumna, jest to jedno z ważniejszych wyróżnień, jakie w życiu dostałam, dlatego że wiem, z czym borykają się dzisiaj osoby LGBT+ i to, że chcą myśleć o swoich sojusznikach, poświęcić im czas i uwagę, to jest ogromny, wspaniały gest. Jestem naprawdę bardzo wdzięczna, ale jak mówiłam w czasie gali – najbardziej jestem wdzięczna, że mogę być sojuszniczką osób LGBT+. Uważam, że my – sojusznicy – powinniśmy jak najwięcej przestrzeni pozostawiać tym osobom, dlatego czuję wobec tej nagrody pokorę oraz zobowiązanie do dalszego działania, do konkretnej, rzetelnej pracy parlamentarnej, ponieważ gale są miłe, nagrody są miłe, ale musimy jeszcze wiele się napracować, by polska rzeczywistość się zmieniła.
Pani też wywodzi się ze środowiska aktywistycznego, to pani pierwsza kadencja w parlamencie. Jak wpłynęło to na zmianę pani perspektywy? Czasem można usłyszeć głosy, że prawdziwa polityka dzieje się na ulicy, a zasiadanie w parlamencie to jakaś forma sprzedania się.
– To oczywiście pewnie zależy od osoby, ale takie ryzyko jest wpisane w przejście ze sfery aktywizmu w sferę polityki parlamentarnej. Myślę, że bardzo ważne jest utrzymanie kontaktu z aktywistami, oddawanie przestrzeni tej stronie, ponieważ dostając się do parlamentu, zyskujemy bardzo konkretne narzędzia – nie tylko poselskie, jak interwencje i interpelacje, ale też dostęp do mediów, obecność w debacie publicznej. To od nas zależy, co z tymi narzędziami zrobimy: czy będziemy używać naszej przeszłości aktywistycznej jako argumentu, żeby podbić własny wizerunek, czy wykorzystamy te nowe narzędzia, by wesprzeć środowiska aktywistyczne. Ja staram się to robić, pracując nad tym, by Sejm był miejscem jak najbardziej otwartym, by nawet w obecnych, ograniczonych pandemią warunkach zapewniać stronie społecznej obecność w czasie obrad komisji i na posiedzeniach zespołów parlamentarnych, tak by jej głos był faktycznie słyszalny. Jednocześnie mogę liczyć na ogromne wsparcie w pracy nad konkretnymi ustawami. Jakiś czas temu złożyłam ustawę dotyczącą pierwszeństwa pieszych w ruchu drogowym. Nie powstałaby ona, gdyby nie wsparcie organizacji pozarządowych od lat zaangażowanych w tę działalność. Tak samo jest ze związkami zawodowymi – bardzo sobie cenię współpracę z ZNP i mam nadzieję, że zysk jest obopólny. Pomagam przenieść postulaty związkowe na grunt parlamentarny, a jednocześnie mogę liczyć na wsparcie i dostarczanie informacji prosto z frontu walki szkolnej. Ryzyko alienacji jest, pokusa może się pojawić, ale myślę, że jeżeli ktoś poważnie traktuje swoją przeszłość aktywistyczną – która niekoniecznie musi być przeszłością, przecież polityk to dalej obywatel i może się angażować – a nie jako szczebelek w karierze, to współpraca jest jak najbardziej możliwa i wraz z wejściem do parlamentu nie musi dojść do rozbratu z aktywizmem.
W czasie spotkania wspomniała pani, że lewica musi stać na dwóch silnych nogach, czyli z jednej strony szacunek dla praw człowieka i walka o słabszych, a z drugiej strony kwestie gospodarcze i ekonomiczne – ale w Polsce cały czas trwa spór o to, którym zagadnieniem powinna zajmować się lewica. Czy możliwe jest przekonanie szerszej części społeczeństwa, że te kwestie na siebie wpływają?
– Myślę, że to jest konieczne i tak długo, jak będziemy tkwić w fałszywej dychotomii, tak długo bardzo ciężko będzie nam zbudować nowoczesne państwo dobrobytu i alternatywę dla liberalno-konserwatywnej prawicy. Czy to jest możliwe? Myślę, że tak. Sądzę, że kluczem jest to, o czym rozmawiałyśmy – czyli aktywizm. Jeżeli mówimy dzisiaj o dyskryminacji osób LGBT+, to analogicznym doświadczeniem dyskryminacji jest łamanie praw pracowniczych i to, że osoby, które są zatrudniane na umowach śmieciowych, kiedy nadchodzi kryzys, z dnia na dzień tracą środki do życia. Jedno jest wykluczeniem ze sfery demokratycznej i praw obywatelskich, drugie – ekonomicznym, ale oba są dyskryminacją. Zwolniony pracownik i lesbijka, która nie może założyć rodziny ze swoją partnerką, to osoby, które doświadczają wykluczenia, za które odpowiada władza. Myślę, że porozumienie można budować na gruncie sprzeciwu wobec opresyjnej władzy i wtedy mniejsze znaczenie mają różnice w charakterze tego wykluczenia, ważniejsza będzie wspólnota doświadczeń. Na protestach i demonstracjach bardzo często spotykają się różne środowiska i nikt nikogo nie pyta, jakiej jest orientacji seksualnej ani na jakiej umowie jest zatrudniony. Wiemy, że protestujemy w jednej, drugiej czy trzeciej sprawie, spotykamy się w czasie różnych akcji i to pokazuje, że współpraca jest możliwa. Trzeba ją tylko przenieść na poziom dyskursu politycznego.
Września kiedyś była bastionem lewicy, ale z roku na rok wzrasta tutaj poparcie środowisk prawicowych. Co takiego Lewica może zaoferować osobom, które dziś głosują na Prawo i Sprawiedliwość czy Konfederację?
– To są dwie różne historie. Ludzie, którzy decydują się na wybór Prawa i Sprawiedliwości, często kierują się tym, że PiS jest u władzy, a więc mając konkretne narzędzia np. do wykonywania polityki socjalnej, jest postrzegany jako partia z mocą sprawczą – i to jest normalne. To typowe, jeśli jest się ugrupowaniem rządzącym i umie się te narzędzia wykorzystywać. Takim osobom musimy udowodnić, że też jesteśmy sprawczy, że oprócz mówienia, co byśmy chcieli zrobić, gdybyśmy władzę mieli, musimy działać już teraz, zanim tę władzę uzyskamy. Nie możemy oczywiście działać na poziomie reform systemowych, ale możemy wykorzystywać narzędzia takie jak interwencje, jak walka o ochronę miejsc pracy, jak walka o zlikwidowanie nielegalnego wysypiska śmieci – na poziomie lokalnym, oddolnym możemy służyć konkretną pomocą, a nie obietnicą pomocy systemowej kiedyś tam. W taki sposób krok po kroku odbudowuje się zaufanie, które zostało zatracone. Jeżeli chodzi o wyborców Konfederacji – część z nich głosuje ze względu na nacjonalistyczną agendę i faktycznie pozyskanie tego elektoratu byłoby bardzo trudne, natomiast gros wyborców Konfederacji kieruje się głosem buntu i sprzeciwu, ma dość dotychczasowego sposobu uprawiania polityki, jest wściekła na nieskuteczną władzę, która zajmuje się sama sobą, a jak już przychodzi do wprowadzenia tarcz antykryzysowych, to dokręca śrubę pracownikom. Konfederacja odpowiada na to tanim populizmem, zasilanym fake newsami i zakłamywaniem rzeczywistości, a przed Lewicą stoi zadanie, by za pomocą rzetelnych argumentów wiarygodnie opowiedzieć o innej rzeczywistości, innej Polsce. Pokazać, że Lewica ma na nią pomysł, wie, jak ją skonstruować i zaprosić te osoby do współtworzenia tego projektu. To są dwa różne zadania wymagające dwóch różnych strategii, ale jest to oczywiście możliwe do zrobienia, tylko Lewica musi pamiętać, gdzie się znajduje. Wróciła do Sejmu, ale jest w opozycji – i choć ofensywa legislacyjna jest ważna, zgłaszanie projektów ustaw jest ważne, to równie ważna jest bieżąca praca i działanie dla ludzi tu i teraz.
Jakie są pani osobiste plany na najbliższy czas – jako polityczki i działaczki?
– W tej chwili cały czas wszyscy obserwujemy telenowelę z rekonstrukcją rządu. Wszystko wskazuje na to, że zmiana nastąpi w Ministerstwie Edukacji Narodowej, że zostanie ono połączone z Ministerstwem Nauki, a nowym ministrem zostanie nie kto inny, a Przemysław Czarnek, czyli poseł PiS-u, który zasłynął wypowiedzią o tym, że osoby LGBT+ nie są równe normalnym ludziom, zresztą w ogóle w swoich wypowiedziach mocno sprzeciwiał się prawom człowieka. Spodziewam się, że wiele do zrobienia będzie na polu oświaty, być może dojdzie do tego, że PiS będzie chciał zmienić podstawę programową i jeszcze bardziej ją zideologizować, więc musimy trzymać rękę na pulsie, organizować się, organizować związki zawodowe i środowiska oświatowe, żeby dać takim planom odpór. Oprócz tego jestem przewodniczącą parlamentarnego zespołu ds. bezpieczeństwa ruchu drogowego i tu także jest wiele do zrobienia. Złożyliśmy projekt ustawy, który nie jest procedowany, czekamy cały czas na spełnienie obietnicy premiera Morawieckiego z exposé, kiedy obiecał poprawę bezpieczeństwa pieszych i przyznanie im faktycznego pierwszeństwa na przejściach i przed przejściami – więc to druga rzecz, o którą będę się upominała w nadchodzących miesiącach. Trzecią sprawą są kwestie pracownicze – jestem mocno zaangażowana we wsparcie pracowników. Swoje biuro w czasie kryzysu przekształciłam w Poselską Pomoc Pracowniczą, która reagowała na łamanie praw pracowniczych, pomagała pracownikom, którzy pod pretekstem kryzysu byli zwalniani, ale też tym, którzy nie mogli np. liczyć na środki ochronne. Sfera związana ze światem pracy po kryzysie jest i będzie dla mnie ważna, więc to te trzy główne działy.
W takim razie trzymam kciuki, żeby się udało!
– Dziękuję serdecznie.
Rozmawiała Anna Tess Gołębiowska
Relacja ze „Spotkania dla przyszłości”, którego gościnią specjalną była posłanka Agnieszka Dziemianowicz-Bąk, jest dostępna tutaj.
Ompteda06:30, 03.10.2020
Psychologów to niech oni zatrudnią, ale dla siebie. Nigdy nie byłem zwolennikiem takich ludzi jak Czarnek, ale czytając takie artykuły muszę stwierdzić, że dobrze, że został on ministrem edukacji i nauki.
Dziad07:15, 03.10.2020
Możecie się drogie Panie określać dowolnie, a każdy ma prawo sobie to skomentować. Że brzmi to dla nas po prostu śmiesznie w wielu przypadkach to jest fakt. No i co? Po co robić z tego zagadnienie? Jeżeli lewicowa posłanka zatrudnia same kobiety jako doradczynie w Brukseli, to jest ok i przekonuje, że wybór był tylko i wyłącznie ze względu na kompetencje. Jeżeli pan prezes w prywatnej firmie chce mieć w zarządzie samych facetów, bo mu się tak lepiej pracuje, to już jest dyskryminacja... Lewica w pełnej krasie.
4U10:40, 03.10.2020
Rozmowy z lewicą to jak płachta na byka. Oczywiście dla mocnych, męskich toreadorów. Nie ważne o czym rozmowa, ważne żeby dołożyć. Dziad pisze o sobie w liczbie mnogiej - brzmi to dla nas - choć wyrażą własną opinię. Zresztą dwoistość kryteriów to jego charakterystyczna cecha. Kobieta wybiera współpracowników ze względu na kompetencje - jest ok, facet - bo mu się z facetami lepiej pracuje - też ok. A gdzie u nich kompetencje? Panowie, dyskutujcie z posłanką, z jej wypowiedziami. Nie wyrzucajcie z siebie niechęci do kobiet i lewicy w każdym możliwym wpisie na forum ww.
Dziad16:04, 03.10.2020
Towarzyszu, a Wam co? Pisałem o ludziach, którzy wypowiadali się o gościni pod tamtym artykułem. A to jest fajne hahaha... Rzeczywistość nie nadąża? https://justpaste.it/4oe0h
Login12:22, 03.10.2020
Ja też twierdzę, że Lewica, albo raczej centrolewica ma przyszlość. Tylko ta Lewica o której myślę to nie jest ta ze zdjęć. Na pewno nie Biedroń i nie Czarzasty. Tylko Hołownia. Ta Lewica będzie cały czas malowała świat na tęczowo i nawet nie zauważy jak ludzie się od niej odwrócą. Czego zresztą szczerze im życzę.
Socjalista13:09, 03.10.2020
Login, ty się lepiej martw o swój kościółek i jego namalowane "obrazy" :) Powołań i ludzi w kościołach coraz mniej. Oby tak dalej :)
Ompteda12:40, 03.10.2020
Gołębiewska puściła Bąka. Co na to Śliwa?
Socjalista13:07, 03.10.2020
Ty, wchodząc tu za każdym razem walisz mokrego klocka i rzygasz :) Co na to Śliwa? :)
Andrzej00M12:46, 10.10.2020
KURNA kolejne pierdo lamento o LEWICY i o tym jacy są super!!! JAK NIE MASZ TEMATÓW do opisywania, to lepiej odpuść i idź pole kopać. a nie przepraszam, jesteś wyzwolona, wolna, możesz chodzić z peni*em przy pasie i udawać, że wszystko jest normalne
??
ŻENADA
5 6
A co to za różnica kto siedzi na stołku ministra? Jaki ma wpływ pan minister na komuszego belfra indoktrynującego dzieci swoimi dewiacjami?