Laureatka Nagrody Kościelskich Urszula Zajączkowska to skromny botanik, doktor habilitowany nauk przyrodniczych SGGW w Warszawie Media nazwały ją „poetką przyrody”.
Urszula Zajączkowska (ur. 1978) została nagrodzona za tom poezji zatytułowany „minimum”. To poetycki zielnik opatrzony grafikami, wydany przez Wydawnictwo Warstwy.
„WW”: Pani debiut był dosyć późny, w „Zeszytach Poetyckich”, a droga do Nagrody dosyć krótka.
U.Z.: Tak, debiutowałam trzy lata temu, a pierwszy wiersz napisałam pięć lat temu.
Czy rzeczywiście czuje się pani – tak jak to określił Dawid Jung, redaktor naczelny „Zeszytów Poetyckich” – poetką przyrody?
Zależy, jak do tego podejdziemy. Przyroda jest wszystkim – jest też naszą krwią, skórą, jest też grawitacją, to nie tylko łąka i las. W związku z tym jest także sposobem naszego myślenia.
Jak to jest z tymi pigmentami: czerwonym i zielonym. Tak niewiele nas różni, a zachowujemy się tak, jakby różniło nas wiele.
Trzeba wychłostać Arystotelesa pokrzywami za to, bo to on stworzył piramidę istnień, rzucając rośliny na dno, i od razu redukując je do naszego pożywienia i tła naszego życia. Dopiero teraz ludzie w zasadzie zaczynają myśleć inaczej, badacze mają odwagę myśleć inaczej. Myślę, że jest to początek naszej metamorfozy podchodzenia do roślin i w ogóle życia.
Zostały przywołane pani słowa, że świat wygląda jak obóz koncentracyjny. Czy faktycznie tak wygląda?
Tak, tak. Tylko bardziej podkreślałabym rolę śmierci i cierpienia – natomiast niekoniecznie zaplanowanego wyniszczania gatunku, bo tę fantazję ma tylko człowiek. Więc ta różnica jest taka, że tamta śmierć nigdy nie odbywa się z premedytacją.
Czy rośliny cierpią?
Oczywiście, że cierpią, i to bardzo szybko. Znacznie szybciej niż ludzie. Szybko tworzą cały system enzymatyczny, który zawsze pojawia się wtedy, kiedy rośliny przeżywają stres fizjologiczny, czyli jest im bardzo niedobrze w życiu. Rośliny cierpią, ale my nie cierpimy z tego powodu.
[[reklama1]]
Co jest pani bliższe, biologia czy poezja?
Nie wiem. Zależy od tego, czym się zajmuję w danym momencie. Nie potrafię odpowiedzieć.
Czy i jak ważna jest dla pani ta nagroda?
Jest ogromnym wyróżnieniem, jest naznaczeniem. Z tego punktu widzenia jest także formą promocji – ktoś po prostu zauważył te wiersze. Dla mnie jest tylko i wyłącznie wielkim wzruszeniem.
W naszym kraju dzieją się różne rzeczy z przyrodą, rząd właśnie wycina Puszczę Białowieską. Co pani na to?
Jest to problem znacznie szerszy – komunikacji międzyludzkiej, między dwiema grupami, wzajemnej arogancji, a szczególnie retoryki ministra. Jest to przestrzeń, na którą się nie zgadzam, żeby istniała. To znaczy, że ludzie na tle natury skaczą sobie do gardła i wyrażają swoje polityczne poglądy, więc przesadzają wszyscy.
Powiat wrzesiński bardzo ucierpiał w czasie sierpniowej nawałnicy, zniszczonych zostało wiele drzew i lasów. Czy są szanse na odrodzenie? Co z tym robić? Zostawić samemu sobie, wycinać?
Niestety, nie widziałam tego. Jeżeli są to stare drzewa, spróchniałe, to się trochę inaczej z nimi postępuje. Z drugiej strony, dlaczego ich nie zostawić, żeby patrzeć, jak drzewa umierają stare, jak się starzeją. Dlaczego my mamy sami być ciągle świezi i wyprostowani? Nie ma miejsca na ludzi brzydkich, nie ma miejsca na rośliny brzydkie. Chwasty się wycina. Dlaczego ciągle działamy wbrew temu, jak zapisane jest w naturze?
Jaki jest stan polskiej poezji. Czy ona wygrywa z prozą, czy przegrywa?
Zależy o to, kogo pytamy. Czytelnictwo w Polsce jest żenujące, porażające, w związku z tym z poezją jest również słabo. Ale jeśli już ktoś czyta, to czyta ten, kto powinien. Jeśli wraca się do książki, to jest już jakiś sukces.
Tekst ukazał się 20 października 2017 na łamach "Wiadomości Wrzesińskich"
Brak komentarza, Twój może być pierwszy.
Dodaj komentarz