Mieszkanka wrzesińskiego osiedla od kilku lat dokarmia bezdomne koty. Nie wszyscy sąsiedzi patrzą na to przychylnym okiem. Kontrowersje budzi surowe mięso w miskach.
[[reklama1]]
Ta historia mogłaby wydarzyć się na dowolnie wybranym osiedlu. Koty są wszędzie tam, gdzie ludzie. I właściwie nikt za bardzo nie wie, co z tym fantem zrobić. Zostawić zwierzęta samym sobie? Wyłapywać? Dokarmiać? To od lat źródło wielu sąsiedzkich sporów.
Konflikt, o którym mowa, rozegrał się – a właściwie ciągle rozgrywa – w rejonie ulic Koszarowej i Kilińskiego. Z tematu osiedlowego awansował na ogólnowrzesiński po wpisie na facebookowym profilu z hejtami. Poszło o wylewanie wody z misek dla kotów.
Hejtuję (tu podane imię i adres) za to, że wylewa wodę z misek przeznaczoną do jeży, ptaków i kotów. Jakim trzeba być plugawym człowiekiem, żeby w ten sposób postępować.
Na odpowiedź nie trzeba było długo czekać:
Hejtuję kobietę, która roznosi budki i wodę dla kotów czy jakichkolwiek innych zwierząt. Nic dobrego to nie daje. Szkód więcej niż dobroci dla mieszkańców sąsiedniego bloku. Są wyznaczone do tego miejsca, a nie gdzie popadnie. Potem się dziwić, że wszędzie szczury.
I kolejny wpis:
Hejtuję (tu imię), że roznosi pod blokami kotom jedzenie typu: serce, wątroba i kładzie je ludziom pod okna.
Na dyskusję zwrócili nam uwagę nasi Czytelnicy. Dostaliśmy od nich sygnał, żeby zainteresować się sprawą, bo mieszkańcy są podzieleni.
MIĘSO POD ŚMIETNIKIEM
Miejsce nietrudno zlokalizować. W okolicach bloków faktycznie sporo budek – mniejszych i większych. Skrzynki z drewna, niektóre obłożone styropianem i owinięte folią. Przy nich miski. Pojemniki na jedzenie są też przy śmietnikach i w krzakach koło boiska.
Starsza para wychodzi akurat z klatki bloku. Znają sprawę. – Te konflikty to głównie o to surowe mięso były. Bo to wiadomo, że w taki upał muchy i psuje się bardzo szybko. My zaraz pokażemy, gdzie są te miseczki przy śmietniku. Teraz już tylko tu jest sucha karma. To nikomu nie przeszkadza – mówi mężczyzna.
– Ale niech pani zobaczy, jaki tu syf. Ludzie wszystko wyrzucają. Mięsa w miskach nie ma, a i tak śmierdzi, bo wszystko porozwalane – macha ręką kobieta.
POWYLEWANA WODA
Robię zdjęcia budek i misek. Wtedy podchodzi do mnie mężczyzna i zaczyna opowiadać:
– Chciałaby pani wiedzieć, jak to jest z tym dokarmianiem? Problem z tego robi parę osób, głównie jedna pani. Jej niechęć wynika ze względów osobistych. Te koty naprawdę są pożyteczne. Jak tu mieszkam, nigdy nie widziałem gryzoni. Osoba dokarmiająca za własne pieniądze kupuje jedzenie – tłumaczy.
– A zna pan może tę osobę? Może udałoby się z nią porozmawiać?
– Pewnie się uda. To moja żona.
Tak trafiam do pani Marii (imię zostało zmienione). To ona napisała pierwszy hejt.
– Zdenerwowałam się, jak pani, która wystawia miseczki w okolicy bloków, powiedziała mi o powylewanej wodzie. Jak tak można? – mówi i dodaje, że sama też doświadczyła niechęci. Szczególnie ze strony byłej sąsiadki
Pani Maria nie tylko dokarmia koty, ale też opiekuje się chorymi zwierzętami. Zawozi je do weterynarza. Podaje leki. Najczęściej za wszystko płaci z własnej kieszeni.
[[reklama2]]
SUROWE SERCA
Kontaktuję się z osobą, która została oskarżona o wylewanie wody.
– Proszę tylko, żeby nie podawać moich danych. Nawet inicjału, bo miałam już dość nieprzyjemności – mówi. – Problem zauważam nie tylko ja, ale też inni mieszkańcy naszego bloku. Nie podoba nam się, że miski są pod oknami i balkonami. Tym bardziej, że są tam wykładane surowe mięso, np. serca i wątroby. Nie jesteśmy przeciwnikami dokarmiania kotów, ale chcemy, żeby robić to w wyznaczonych miejscach – tłumaczy kobieta.
KARMICIELKA
Jest późny wieczór. Pani Maria przygotowuje jedzenie. Dzisiaj mięso mielone. Ale w zamrażarce czekają też serca kupione w promocji w sklepie mięsnym. Zaraz ruszy na wieczorny obchód.
– Ludzie dziwią się, że karmię koty około 23. A przecież to zwierzęta o nocnym trybie aktywności. Wychodzą wieczorem. Poza tym są przyzwyczajone do stałej godziny, a ja pracuję na dwie zmiany. Owszem, wykładam surowe mięso, bo sam suchy pokarm kotom nie wystarczy. Ale codziennie myję miski, wymieniam wodę. Rzadko zostają jakieś resztki. One wszystko zajadają – opowiada.
Koty czekają już pod blokiem i prowadzą panią Marią do misek przy śmietniku.
– Zaczęłam je dokarmiać kilka lat temu. Córka należała do zuchów i wymyśliła, że będziemy pomagać bezdomnym kotom. Wtedy zauważyłam, ile ich jest. Wiele chorych, zabiedzonych. Te koty nie spadają z nieba. Ktoś gdzieś wyrzucił niewykastrowanego kocura, ktoś inny kotkę i rozmnażają się w niekontrolowany sposób – mówi pani Maria.
Spotkała się też z okrucieństwem wobec zwierząt. Kot w foliowym worku pod śmietnikiem, kot z raną po gwoździu w plecach. Kilka zwierzaków przygarnęła, innym znalazła domy.
ŹRÓDŁO PROBLEMU
– Większość ludzi jest mimo wszystko albo życzliwa temu co robię, albo co najwyżej obojętna. Największym problemem jest w tej chwili kwestia podejścia gminy. Koty powinny być systematycznie odławianie i sterylizowane, żeby ich nie przybywało – mówi pani Maria.
O sprawę zapytaliśmy w ratuszu. Jak podaje Marek Przyjemski, kierownik referatu komunalnego, w 2019 r. przeprowadzono 37 zabiegów kastracji i sterylizacji u kotów wolobytujących, a do końca czerwca – 21 zabiegów.
– Gmina opłaca zabieg oraz w koniecznych przypadkach opiekę po zabiegach – zapewnia kierownik. I dodaje, że na koszt gminy leczone są także chore zwierzęta.
Pani Maria ma inne spostrzeżenia: – Często jak znajduję chorego kota, to jestem zdana sama na siebie. W schronisku czy fundacji ciężko jest uzyskać pomoc. Pozostaje liczyć na życzliwość zaprzyjaźnionych lekarzy weterynarii, Katarzyny Ciężkowskiej i Magdaleny Antosik. Tak naprawdę to, gdyby nie osoby dokarmiające koty zwierzęta by umierały – stwierdza..
Joanna Lewandowska
0 2
Koty roznoszą więcej chorób niż gołębie!! Jakie dokarmianie kotów??!! Ludzie, poczytajcie o tym, jakie syfy ma kot wolno żyjący. Powinno się coś z tym zrobić.