O empatii, schroniskach i czystym mięsie rozmawiamy z profesor Hanną Mamzer, autorką książki „Opieka nad zwierzętami: wyzwania etyczne i społeczne”.
„WW”: „Opieka nad zwierzętami: wyzwania etyczne i społeczne” – tytuł pani najnowszej książki brzmi poważnie. Do jakiego odbiorcy jest ona skierowana?
HANNA MAMZER, socjolog i psycholog, biegły sądowy z zakresu dobrostanu zwierząt, technik weterynarii: – Ta książka jest zbiorem tekstów, które były pisane dla lekarzy weterynarii. Ukazywały się one w periodykach branżowych, ale myślę, że mają uniwersalny charakter i mogą zainteresować każdego, kto jest wyczulony na tematy zwierzęce.
Tematem są nasze relacje ze zwierzętami i nadużycia wobec nich. Jaki jest nasz największy grzech wobec zwierząt?
– Myślę, że antropomorfizacja, czyli patrzenie na inne zwierzęta oczami człowieka, przez pryzmat naszych potrzeb. Takie myślenie, że skoro dla nas coś jest dobre, to dla zwierząt też musi takie być. W tej chwili mamy wielką aferę medialną z pumą przetrzymywaną w dyskusyjnych warunkach. Ludziom się wydaje, że wszystko jest w porządku, bo puma chodzi po domu, a nawet leży na kanapie. Niewielu zdaje sobie sprawę, że w naturalnych warunkach zwierzę tego gatunku potrzebuje 100 km2 przestrzeni. Rzadko kto zwraca uwagę na to, że puma prowadzana była na dławiku. Oprócz pięknych czerwonych szelek miała też obrożę powodującą, że dusiła się z każdą próbą skoku. W stosunku do psów też takie grzechy popełniamy – kąpiemy je namiętnie i ubieramy w kubraczki. Są pewne rasy i sytuacje, kiedy niektóre zabiegi są wymagane, ale generalnie pies ma zupełnie inne potrzeby niż człowiek.
Wspomina pani w książce o kagańcach. Chętnie zakładamy kagańce z materiału, opinające pysk, bo wydają nam się lepsze. A zwierzę bardzo się w nich męczy.
– Chodzi o kagańce weterynaryjne, które mogą stosować tylko i wyłącznie lekarze, bo wiedzą jak to robić. Ludziom wydaje się, że są one dobre, bo są z materiału, a wcale tak nie jest. One nie pozwalają na swobodne ziajanie, a właśnie w ten sposób – i tylko tak – pies reguluje swoją temperaturę. Szczególnie latem założenie psu takiego kagańca może doprowadzić do jego śmierci. Najbardziej odpowiednie na co dzień są kagańce fizjologiczne, wyglądające jak duży metalowy koszyk. Pies może w nich swobodnie otworzyć pysk, a nawet napić się wody.
Pisze też pani o schroniskach dla bezdomnych zwierząt. W większości z nich psy są przetrzymywane w warunkach powodujących cierpienie: mało przestrzeni, brak ruchu, ograniczony kontakt z ludźmi.
– Poza tym psy przetrzymywane w schroniskach, w których brakuje urozmaiceń środowiskowych, po jakimś czasie są nieadopcyjne. Dziczeją zamknięte w klatkach. Jeżeli chodzi o koty, to jestem zdecydowaną przeciwniczką przetrzymywania ich w schroniskach. To są zwierzęta wolno bytujące. Jasne, że powinny być sterylizowane i kastrowane, żeby kontrolować ich populację, ale zamknięcie w schronisku najczęściej oznacza dla nich śmierć.
Jaką rolę w opiece nad bezdomnymi zwierzętami odgrywają wolontariusze?
– Kolosalną. Ludzie, którzy pracują w schroniskach często nie mają czasu na zajęcie się np. socjalizacją psów. Świadome schroniska, np. w Skałowie czy na warszawskim Paluchu, mają mocno rozwinięte programy wolontariatu. Oni wiedzą, jak wykorzystać potencjał, który jest w ludziach.
Mimo wszystko łatwiej nam zdobyć się na empatię w stosunku do psów czy kotów niż zwierząt hodowlanych.
– To prawda. Jest wiele zabiegów, które sprawiają, żebyśmy nie myśleli za wiele o zwierzętach, które konsumujemy. One nie mają imion, tylko numery, są zawsze w jakiejś masie, grupie, więc trudniej nawiązać z nimi więź. Poza tym w tej chwili wszystkie procesy związane z produkcją mięsa są odizolowane od przeciętnego obywatela. Dostajemy kawałek mięsa opakowany w pudełko z wizerunkiem uśmiechniętej świnki i wydaje nam się, że bierze się ono ze sklepu, a nie ze zwierzęcia. Jak powiedział Paul MacCartney: gdyby rzeźnie miały ściany ze szkła, wszyscy byliby wegetarianami.
Nie ma czegoś takiego jak „humanitarny ubój”. Czy wobec tego pani zdaniem jedynym rozwiązaniem jest rezygnacja z jedzenia mięsa?
– Jedyna rzecz, która nas może uratować od katastrofy klimatycznej, to zaprzestanie produkcji zwierzęcej. Można się przed tym bronić, wysuwać różne argumenty, ale źródła naukowe są jednoznaczne. Wiemy, że jest już produkowane tzw. czyste mięso, pozyskiwane z komórek zwierzęcych namnażanych sztucznie, bez zabijania zwierzęcia. To wydaje się sensowne rozwiązanie, także ze względu na ograniczenie chorób odzwierzęcych. Poza tym można hodować mięso bez szkodliwych substancji, z mniejszą zawartością tłuszczu.
W Polsce lobby producentów mięsa jest silne i to wszystko wydaje się odległą przyszłością. Z drugiej strony, rozmawiałam kiedyś z producentem mięsa z Ukrainy. Mówił, że nie widzi problemów z przestawieniem się na produkcję wegańskich hamburgerów, jeżeli będzie to przynosić zysk. Jest więc nadzieja. Sądzę, że jeszcze za mojego życia to wszystko się zmieni. Potrzeba jednak edukacji i świadomości. Na razie każdy z nas może zmieniać rzeczywistość przez codzienne konsumenckie wybory. Jeżeli ktoś decyduje się na jedzenie mięsa, to lepiej wybrać lepsze, z ekologicznej hodowli. Za tym idzie wyższa cena, ale jedzenie przez lata taniego mięsa to szkoda dla naszego zdrowia. I koszty leczenia w przyszłości.
Pisze pani, że w Polsce obserwuje się wzrost świadomości dotyczącej praw i dobrostanu zwierząt. To napawa nadzieją.
– Tak, choć nadal brak rozwiązań systemowych. Opieką nad zwierzętami zajmują się głównie wolontariusze. Nie mamy też edukacji ukierunkowanej na podnoszenie empatii – wobec innych ludzi i zwierząt. Gdybyśmy mieli społeczeństwo empatyczne, żyłoby się dużo łatwiej i przyjemniej niż w świecie hejtu i wrogości.
Zdjęcie nagłówkowe: Mariusz Jakubowski
Brak komentarza, Twój może być pierwszy.
Dodaj komentarz