„Teraz marzy się nam pielgrzymka do Meksyku. Trzeba realizować swoje marzenia” – mówią pielgrzymi z Miłosławia, którzy 4 czerwca 2019 roku wyruszyli w pieszą pielgrzymkę do Jerozolimy. Do celu szli 152 dni.
„WW”: Wszędzie dobrze ale w domu najlepiej. Zgadzacie się z tym?
JOLANTA JANCZAK: – I tak, i nie. Jest trochę żalu, że to już koniec. Nawet nie wiem kiedy to pół roku zleciało.
ZBIGNIEW JANCZAK: – Ja cieszę się, że jestem już w domu ale nie tęskniłem za telewizorem. Podczas pielgrzymi tylko raz włączyłem telewizor żeby odreagować.
Ostatni raz widzieliśmy się przed waszym wyjściem do Jerozolimy 4 czerwca. Gołym okiem widać, że od tego czasu waga wam obojgu spadła.
J.J. – Zrzuciłam 8 kg. Prawda jest taka, że przed wyjściem pozwoliliśmy sobie na lekkie szaleństwo. Piekłam i robiłam różne potrawy (śmiech).
Z.J. – W moim przypadku waga pokazuje mniej o 13 kg. Cieszymy się z tego, że przez cały okres pielgrzymki nie mieliśmy żadnych problemów żołądkowych, a jedliśmy przecież różne potrawy. Oczywiście zażywaliśmy różne suplementy diety. Raz tylko przez kilka dni czułem się nie do końca dobrze, a to dlatego, że napiłem się wody z ogrodowego węża. Jola ostrzegała, że mam jej nie pić. Nie posłuchałem. Pragnienie było silniejsze.
Do Jerozolimy szliście 152 dni, poza domem spędziliście 195 dni. Było moment, że chcieliście już wracać do domu?
Z.J. – Nie. Musieliśmy jednak skrócić trasę, bo planowaliśmy przejść 4500 km, a przeszliśmy 3500 km (zrezygnowali m.in. z wędrówki przez Cypr – przyp. red.). O dziwo tym momentem nie był ten, w którym zostałem zabrany karetką pogotowia do szpitala. Wiedziałem, że wszystko skończy się dobrze.
J.J. – Dzieci nie dzwoniły do nas, że mamy wracać, bo nas znają. Wiedzą, że zawsze zrobimy po swojemu. Pisali jednak znajomi, że mamy już wracać.
[[reklama1]]
Byliście ze sobą non stop przez pół roku. Nie powiecie mi, że w trasie cały czas byliście zgodni.
Z.J. – Zawsze twierdzę, że diament się rodzi wtedy gdy jest wysoka temperatura i ciśnienie (śmiech). Prawda jest jednak taka, że je bez żony nigdzie bym nie poszedł sam.
J.J. – A je bez męża. Najczęściej sprzeczaliśmy się o drogę. Nie było jednak tak, że przez pół dnia jeden do drugiego się nie odzywał. Trzeba było współpracować (śmiech).
Dużo mieliście noclegów pod gołym niebem?
J.J. – Generalnie mieliśmy 110 noclegów za darmo. Pod gołym niebem spaliśmy blisko 10 razy. W Bośni i Hercegowinie spaliśmy na przykład przy kościele, bo siostry się nas obawiały. Inny nocleg był w jadłodajni, kolejny przy restauracji, a jeszcze inne były na plaży. Osobom, które nas gościły choćby np. w klasztorach, domach parafialnych zawsze mówiliśmy, że chcemy tylko kawałek podłogi. Czasami robiono sobie z tego żarty. W Izraelu na przykład mówiono, że taki dostaniemy, a gdy nas zaprowadzono do pokoju okazało się, że nie dość, że jest ładny to z jego okna wychodzi przepiękny widok na Tel Awiw.
Z.J. – Problem nie zawsze był noclegi. W czasie wędrówki miałem problem z butami, a później żona. Nieraz musieliśmy szukać szewca. Buty trekingowe nas nieraz zawiodły, a nie powinno tak być.
A był moment, który można byłoby nazwać niebezpiecznym?
Z.J. – Jeden. W Turcji spaliśmy w altanie, która była przy zamkniętej, ogrodzonej stacji benzynowej. Kilka metrów była od nas młodzież. Dziwnie się zachowywali. Prawdopodobnie palili marihuanę. Potem podjechał do nas młody człowiek i powiedział nam, że nie możemy tutaj zostać. Wcześniej zapytał czy jesteśmy z policji. Pojechaliśmy z nim do jego znajomego. Otrzymaliśmy od nich mieszkanie. Trochę się tam dziwnie czuliśmy. Nie wiem dlaczego ale w tym jedynym przypadku zadziałała nam wyobraźnia.
Z tego co mówicie wynika, że dobrych ludzi nie brakuje.
J.J. – Nasza pielgrzymka pokazała, że dobra jest więcej niż zła. Problem w tym, że o tym pierwszym się dużo nie mówi, bo lepiej sprzedają się rzeczy złe.
Muzułmanie przyjmowali nas bardzo dobrze. Inni również. Częstowano nas herbatami, owocami. Często nie kazano nam płacić rachunków za zjedzony obiad w restauracji. Ludzie nam pomagali bez względu na narodowość, kolor skóry czy wyznanie. Ludziom bardzo się podobało nasze hasło: Jesteśmy braćmi, choć jesteśmy różni.
Z.J. – Straszono nas Turcją, a okazało się, że ten kraj jest bezpieczny. Na ulicach jest dużo policjantów. Sprawdzają cię oni przed wejściem np. do marketu, muzeum.
J.J. – W Grecji spotkaliśmy dwa razy uchodźców. Podzieliliśmy się z nimi jedzeniem choć niewiele go mieliśmy. Ten uczynek szybko się nam wrócił. Spotkaliśmy orszak weselny. Otrzymaliśmy od niego koperty. Patrzymy, a w środku są pieniądze. Co więcej, jak byliśmy w Chorwacji zaproszono nas na wesele. To było coś niesamowitego.
A jak reagowali, gdy słyszeli, że idziecie pieszo do Jerozolimy?
Z.J. – Najczęściej padało słowo respekt. Gratulowali. Ludzi intrygowało kim jesteśmy, skąd idziemy i dokąd.
J.J. – Często szliśmy głównymi trasami. Nie brakowało kierowców, którzy się zatrzymali i proponowali nam transport do jakiegoś miasta. Wielu z nich nie mogło zrozumieć dlaczego im odmawiamy. Chyba mieli nas za jakiś dziwaków (śmiech).
Nie mieliście problemów z porozumieniem się z miejscowymi?
Z.J. – Były, bo chciałoby się porozmawiać z wieloma tak jak z panem. Posiłkowaliśmy się często tłumaczem w internecie. Raz wychodziło lepiej, raz gorzej.
Jaki pamiętacie najsmutniejszy moment z pielgrzymki?
Z.J. – Bez wątpienia najsmutniejszym widokiem było to, że na Bałkanach można spotkać bardzo dużo bezpańskich psów. My z żoną kochamy zwierzęta. Żal było na to patrzeć. Widać było, że zwierzęta szukają nowego właściciela. Był obrazek, że wyrzucony z samochodu pies chciał do niego dostać się z powrotem.
J.J. – Bolało też nas to, że na Bałkanach śmieci są wszechobecne. Piękne rejony, a śmieci pełno. Z czasem przestaliśmy robić zdjęcia tych miejsc, bo po prostu nie mogliśmy. Serce bolało. W Izraelu było to samo. Są tak zaśmiecone miejsca, że szkoda o nich mówić.
Całą swoją drogę relacjonowaliście niemal dzień w dzień na fanpejdżu „Pieszo do Jerozolimy”. Podziwiam was, że po przejściu wielu kilometrów, szukaniu noclegu chciało się wam to robić.
J.J. – Przyznam, że bardzo często nie chciało się nam pisać, bo padaliśmy ze zmęczenia. Z tego powodu jeden wpis był taki, a nie inny. Zdarzały się błędy – ortograficzne i stylistyczne. Pisałam, bo nie chciałam zawieźć internautów. Wpisy cieszyły się dużą popularnością.
Z.J. –Po znalezieniu noclegu nie było tak, że się kładliśmy do łóżka. Trzeba było zrobić pranie, a później suszyć suszarką ubranie, bo musiało być suche na rano. Zdarzało się, że nie było ku temu warunków. Było też tak, że musieliśmy się wykąpać w słonym morzu. Czuliśmy się wtedy jak śledzie (śmiech). Marzyliśmy wtedy o prysznicu.
Dużo zanieśliście intencji do Ziemi Świętej?
J.J. – Bardzo. Dużo osób do nas pisało na Facebooku. Najwięcej osób prosiło nas o modlitwę o zdrowie i pokój w rodzinie. Proszono nas też o modlitwę za księży i za osoby, które odchodzą od Boga. Pisali to nas całkiem obcy ludzie.
Planujecie już koleją pielgrzymkę? Biała-czerwona flaga z napisem Miłosław jeszcze gdzieś będzie powiewać?
Z.J. – Marzy się nam pielgrzymka do Meksyku. Trzeba realizować swoje marzenia. Jeżeli marzenie jest dostateczne duże to fakty się nie liczą.
J.J. – Ale już bez flagi, bo zdecydowaliśmy, że wystawimy ją na licytację Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy. Mieliśmy ją również w czasie pieszej pielgrzymki do Rzymu.
Ile finansowo kosztowała was pielgrzymka?
J.J. –Trudno powiedzieć ale prawda jest taka, że w domu też trzeba przeznaczać pieniądze na jedzenie. Nieraz bywało, że w trakcie pielgrzymki otrzymywaliśmy pieniądze od napotykanych osób. Kwoty były różne.
Rozmawiał Łukasz Różański
Użytkowniku, pamiętaj, że w Internecie nie jesteś anonimowy. Ponosisz odpowiedzialność za treści zamieszczane na portalu wrzesnia.info.pl. Dodanie opinii jest równoznaczne z akceptacją Regulaminu portalu. Jeśli zauważyłeś, że któraś opinia łamie prawo lub dobry obyczaj - powiadom nas [email protected] lub użyj przycisku Zgłoś komentarz
Brak komentarza, Twój może być pierwszy.
Dodaj komentarz