Zamknij

Nasz człowiek na Jasnej Górze – sylwetka o. Samuela Pacholskiego

12:49, 17.05.2020
Skomentuj

– On jest lubiany. To inteligentna bestia – mówi przyjaciel o Samuelu Pawle Pacholskim, nowym przeorze Jasnej Góry.

9 maja wrześnianin o. Samuel Pacholski (imię z chrztu – Paweł) został nominowany na przeora Jasnej Góry, jednego z największych sanktuariów maryjnych na świecie. Zanim stał się ojcem Samuelem, nazywał się Paweł Pacholski.

– Kościół to było może 30 proc., reszta to były spotkania we własnym gronie. To były jeszcze czasy PRL-u, takie szarobure – mówi Łukasz Pacholski, brat przeora, wspominając czas wspólnego ministrowania. – Mieliśmy wiele atrakcji, których nie było normalnie. Spotykaliśmy się graliśmy w ping–ponga, piłkę nożną, jeździliśmy rowerami. Byliśmy bardzo zżyci i było weselej, ciekawiej i kolorowo. Ogólnie rzecz biorąc, spędzaliśmy więcej czasu poza kościołem niż w kościele.

Paweł ukończył studia w Krakowie, Jerozolimie i Warszawie, ale jest także... mechanikiem po Technikum Mleczarskim we Wrześni. Była to wówczas klasa eksperymentalna, sprofilowana humanistycznie.

O.Samuel Pacholski w kościele farnym Fot. Muzeum Regionalne we Wrześni

– Śp. Kazimierz Chochół postawił mu czwórkę z polskiego na pisemnej maturze, bo popełnił niewielki błąd. Ale bardzo ubolewał, że nie dostał piątki, bo wówczas u niego zdarzało się to raz na 20 lat. Jako jedyni wówczas zdawaliśmy maturę pisemną z historii i przygotowywał nas wówczas pan Sławek Szuba, bo nikt nie miał doświadczenia w maturze z historii – wspomina Tomasz Miara, przyjaciel z klasy. – Była taka duża grupa z Wrześni, która chodziła na piesze pielgrzymki, ale oprócz tego my jeździliśmy rowerami na Jasną Górę i wiem, że ciągle ma to zamiłowanie do rowerów – mówi kolega Pawła, późniejszego przeora.

Paweł był solidny i obowiązkowy. We farze był ministrantem i lektorem. Zawsze angażował się w życie parafii, np. pomagał księdzu w domu seniora na porannych mszach, prowadził różaniec. Opiekował się ministrantami.

[[ankieta2]]

– Samuel Pacholski, wówczas Paweł, na przełomie lat 80. i 90. XX w. przewodził grupie ministrantów przy kościele farnym. Uwielbiali go wszyscy ministranci, o których dbał jako o grupę, jak i o każdego z osobna. Ze szczególną pieczołowitością podchodził do przygotowywania nas do liturgii. Kierował częstymi i rzetelnymi próbami na salkach lub w kościele. Zawsze przygotowany, elegancki – czy to w kościele, czy na rowerze. Miał wyjątkową zdolność do organizowania nam czasu, także rekreacji w mieście czy na wyjazdach – wspomina Sebastian Mazurkiewicz, dzisiaj dyrektor muzuem.

– To wisiało w powietrzu. Wszyscy domyślali się, że pójdzie tą drogą. Ale dowiedzieliśmy się o tym na tydzień albo dwa przed wstąpieniem – wspomina Łukasz Pacholski. – Zaraz po maturze poszedł do nowicjatu do Leśniowa. Przez rok stamtąd nie wychodził, bo nie mógł, takie są zasady. Z Wrześni szła tam razem z nim jedna osoba, ale nie jest już księdzem.

– Pożegnaliśmy go wtedy ze znajomymi na dworcu kolejowym, z łezką w oku – wspomina Tomasz Miara. – On jest lubiany, ale też wymagający. To inteligentna bestia – dodaje kolega z wrzesińskich lat.

Przeor Jasnej Góry – o.Samuel Pacholski   Fot. BP Jasna Góra

Udało nam się porozmawiać również z samym przeorem Jasnej Góry, ojcem Samuelem.

„WW”: Tęskni ojciec za Wrześnią?

O. SAMUEL PACHOLSKI: – W tym roku mija 28 lat, odkąd opuściłem Wrześnię. To znaczy, że całe moje dorosłe życie spędziłem poza miejscem urodzenia. Nie tęsknię, ale mniej więcej od 8 lat chętniej wracam w te strony. Na przykład w maju 2018 r. wraz z przyjaciółmi ze Świdnicy i Wrześni urządziliśmy spływ kajakowy Wartą, od Konina do Śremu. W trzy dni przepłynęliśmy jakieś 106 km. Wspaniały czas, niezapomniane chwile. Lubię wracać do mojej „małej ojczyzny”. Tereny nadwarciańskie, od Czeszewa, przez Żerków, Nowe Miasto, to także świetne trasy rowerowe. Zwłaszcza maj jest tutaj przepiękny, kiedy pojawiają się bociany, żurawie i czaple. Do tego długie wieczory z życzliwymi osobami, rozmowy przy lampce wina. Czyż życie nie jest piękne?

Jak powierzenie takiej funkcji przyjęli ojca najbliżsi?

– Ci najbliżsi, czyli siostra Ania i brat Łukasz – bo rodzice już nie żyją – chyba nie bardzo zdawali sobie sprawę z tego, co to znaczy, że ich brat został przeorem Jasnej Góry. Szczerze powiedziawszy, ja też nie wiedziałem i nie wiem (śmiech). Nagle rozdzwoniły się telefony z gratulacjami, a oni – nieuprzedzeni wcześniej – nie bardzo wiedzieli, jak reagować. Pamiętam, że ostatni raz, tak bardzo jak teraz, połączyła nas śmierć ojca w lipcu 2016 r. Wtedy powiedziałem do nich: jesteśmy już sierotami, ale mamy siebie i wierzę, że pozostaniemy w jedności. Bo tego by chcieli nasi zmarli rodzice. I tak jest po dzień dzisiejszy. Kochamy się, wspieramy nawzajem i mamy do siebie zaufanie. Jeśli chodzi o dalszą rodzinę, otrzymałem mnóstwo gratulacyjnych telefonów, esemesów, mejli. To wszystko jest naprawdę bardzo miłe, bo pokazuje, że choć na co dzień jesteśmy od siebie oddaleni o setki kilometrów, wspieramy się nawzajem i mamy dla siebie mnóstwo życzliwości.

Pochodzi ksiądz z parafii farnej. Kto miał największy wpływ na to, że wybrał ojciec drogę zakonnika?

– Zawsze byłem blisko Kościoła i ołtarza. Jeszcze przed Pierwszą Komunią Świętą zostałem ministrantem, razem z moim bratem Łukaszem. Wówczas naszym opiekunem był niezwykle charyzmatyczny kapłan, ks. Stanisław Karabasz, obecnie proboszcz w Dąbrówce Nowej w diecezji bydgoskiej. W tamtym czasie potrafił zgromadzić w ramach Liturgicznej Służby Ołtarza około 150 chłopców. Organizował wyjazdy wakacyjne, pielgrzymki rowerowe na Jasną Górę, turnieje sportowe, wycieczki. W latach 80. nie było to takie proste. Wiele razy spotykał się z niezrozumieniem nie tylko władz państwowych, ale także kościelnych. Proboszczem we wrzesińskiej farze był wtedy ks. kanonik dr Kazimierz Głów. Człowiek, który w latach 1980–2008 zrobił dla wrzesińskiej społeczności niezwykle wiele. Trudno w tym miejscu wymienić wszystkie jego zasługi. Niemniej jednak po latach zdaję sobie sprawę, jak wielkie pozytywne piętno wycisnęli na mnie ci dwaj kapłani. Z czasem pojawiły się także kontakty z biechowskimi paulinami oraz ks. Markiem Rerkiem, wówczas wikariuszem z parafii pw. św. Krzyża we Wrześni, i ks. Janem Pawłowskim, obecnie arcybiskupem, delegatem do spraw nuncjatur w Sekretariacie Stanu Stolicy Apostolskiej, z którymi pielgrzymowałem w grupie błękitno-białej (Biechowo–Miłosław) w ramach Archidiecezjalnej Pieszej Pielgrzymki z Gniezna na Jasną Górę.

Jak Ojciec, jako osoba duchowna radzi sobie dzisiaj w czasie pandemii. Jak przez to zmieniła się posługa duchownego, jak funkcjonuje Jasna Góra?

Najkrócej mogę powiedzieć: radzę sobie. Mam więcej czasu na modlitwę, lekturę Pisma Świętego. Do tej pory jestem dyrektorem naszego paulińskiego wydawnictwa „Paulinianum”. Przez cały czas utrzymuję stały kontakt ze współpracownikami, którzy pracując zdalnie przygotowują kolejne pozycje wydawnicze. To nie jest czas, w którym siedziałbym z założonymi rękami. Nie pamiętam takiego okresu w życiu, żeby towarzyszyła mi nuda lub jakaś nostalgia. Życie toczy się tutaj i teraz. Przeszłość do mnie już nie należy, a przyszłość jest zakryta. Jako chrześcijanin wiem, że dla mnie istnieje jedynie „kairos” (z języka greckiego – „teraz”, odpowiedni moment, w którym człowiek podejmuje decyzję). Żartuję czasem, że właśnie dzięki „kairos” zostałem przeorem Jasnej Góry, bo sprzyjał mi czas, miejsce i okoliczności, np. pandemia.

[[reklama1]]

W powszechnej wyobraźni przeor Jasnej Góry funkcjonuje pomnikowo, jak o. Augustyn Kordecki z czasów potopu szwedzkiego. Na czym dziś polegają obowiązki przeora?

– Przeor Jasnej Góry wpływa na życie ponad czterystu osób. Sto z nich to zakonnicy, pozostali to świeccy pracownicy zatrudnieni przy jasnogórskim sanktuarium. Można więc powiedzieć, że to swoista korporacja. Poza ojcem Kordeckim żaden przeor nie doczekał się pomnika na Jasnej Górze i poza nią. Wielu jednak zostawiło tutaj swój trwały ślad, jak np. o. Euzebiusz Rejman, budowniczy obecnej wieży oraz stacji Drogi Krzyżowej, jeszcze w czasach zaborów. Byli też inni wielcy przeorowie. Ja wchodzę w tę „sztafetę przeorów” i moim zadaniem będzie najpierw strzec charakteru tego miejsca, by ono dalej na mapie Kościoła katolickiego w Polsce stanowiło swego rodzaju „latarnię” i punkt odniesienia dla wielu inicjatyw duszpasterskich oraz miejsce, gdzie wszyscy możemy się spotkać. Niezależnie od naszej wiary, poglądów, sympatii politycznych, zasobności portfela, zdobytej wiedzy i pozycji społecznej. Tutaj Maryja objawia nam się jako dobra Matka tych wszystkich, którzy w jakikolwiek, choćby najmniejszy sposób przyznają się do Niej. Jasna Góra to jest miejsce, które pokochałem 28 lat temu, wstępując do zakonu paulinów, i które wciąż pozostaje dla mnie niezwykłym fenomenem, tajemnicą, darem, bez którego trudno byłoby mi odnaleźć samego siebie. Zapraszam wszystkich, którzy przeżywają jakiekolwiek życiowe trudności. Przyjedźcie tutaj i zaczerpnijcie z tego miejsca tyle nadziei, ile dzisiaj brakuje w waszym życiu. 

Czy kiedykolwiek brałeś udział w pielgrzymce na Jasną Górę?

Ankieta zakończona, dziękujemy za oddane głosy. Wyniki głosowania są widoczne poniżej:
Tak 0%
Nie 100%
zamierzam 0%

Co sądzisz na ten temat?

podoba mi się 0
nie podoba mi się 0
śmieszne 0
szokujące 0
przykre 0
wkurzające 0
Nie przegap żadnego newsa, zaobserwuj nas na
GOOGLE NEWS
facebookFacebook
twitter
wykopWykop
komentarzeKomentarze

komentarz(0)

Brak komentarza, Twój może być pierwszy.

Dodaj komentarz

0%