Dawny głos Budki Suflera, czyli Felicjan Andrzejczak wystąpił w niedzielę, 20 listopada w Miłosławiu w kościele poewangelickim. Udało się nam z nim porozmawiać.
„WW”: Długo trzeba było czekać na pana koncert w Miłosławiu, zważywszy na fakt, że urodził się pan w pobliskim Pięczkowie.
FELICJAN ANDRZEJCZAK: Tak się złożyło, że bardzo rzadko w okolicy koncertuję. Przyznam, że jestem tym nieco zdziwiony. Koncertuję bardzo często na przykład na południu czy północy kraju, a tutaj nie. Nie pamiętam, czy kiedykolwiek występowałem choćby we Wrześni. Skłonił mnie pan nieco do refleksji (śmiech)*.
Ludzie, którzy przyjeżdżają na Przystanek Woodstock są kochani, chcą się tylko dobrze bawić. Byłem, widziałem i wiem, co mówię. Ludzie tam siebie szanują. To magiczne wydarzenie, którego nie da się zwyczajnie opisać. Tam trzeba być, to należy przeżyć. Ta impreza jest naprawdę wspaniała i bezpieczna.
Często pan bywa w rodzinnych stronach?
Bardzo rzadko, w zasadzie jestem w nich tylko przejazdem. W Pięczkowie mieszkałem do 14. roku życia, później wracałem tam przez jakiś czas tylko w wakacje. Obecnie z tą miejscowością nie mam wiele wspólnego. Moja siostra mieszka w Miłosławiu. Znam poniekąd to miasto, nie jest mi obce. Przed rozmową z panem zapukał do mojej garderoby sąsiad z dzieciństwa. Miło było go zobaczyć. Myślę, że znajomych wśród publiczności na dzisiejszym koncercie będzie więcej. Mam nieco tremę z tego powodu.
A miał ją pan na Przystanku Woodstock? W 2014 roku śpiewał pan tam „Jolkę” dla pół miliona osób.
To była naprawdę wielka sprawa. Gdybym nie miał tylu lat pracy, gdybym był nowicjuszem, to podejrzewam, że nie potrafiłbym z siebie wydobyć żadnych słów. Gdy zobaczyłem gigantyczną woodstockową publiczność, w pewnym momencie nogi się pode mną ugięły. Było to dla mnie naprawdę wielkie przeżycie. Wtedy też wydarzyło się coś wzruszającego: pół miliona gardeł zaśpiewało ze mną „Jolkę”.
Nie irytuje pana czasami to, że wszyscy kojarzą Felicjana Andrzejczaka z tą właśnie piosenką?
Podobno z czasem do wszystkiego można się przyzwyczaić (śmiech). Z jednej strony się cieszę, bo każdy artysta chciałby mieć piosenkę, którą wszyscy pamiętają, mimo upływu wielu lat. Z drugiej jednak strony szkoda, że ludzie mało znają inne moje piosenki, które śpiewam. Nie brakuje pewnie ludzi, którzy myślą, że ja zaśpiewałem jedną piosenkę w życiu. No cóż, taki już mój los. Jestem dumny, że „Jolka” zapisała się w historii. To wielki hit.
Wróćmy na chwilę do Przystanku Woodstock. Organizatorzy podczas ostatniego festiwalu stanęli przed wieloma wyzwaniami. Woodstockowi po raz pierwszy przyznano status imprezy podwyższonego ryzyka. Jerzy Owsiak został np. zmuszony np. do postawienia kilkukilometrowego płotu. A prawicowe media od lat nie zostawiają na festiwalu suchej nitki.
Ich opinie są krzywdzące. Ludzie, którzy przyjeżdżają na festiwal, są kochani, chcą się tylko dobrze bawić. Byłem, widziałem i wiem, co mówię. Ludzie tam siebie szanują. Przystanek Woodstock to coś pięknego. To magiczne wydarzenie, którego nie da się zwyczajnie opisać. Tam trzeba być, to należy przeżyć. Przykro mi było słyszeć, że Jurek ma kłopoty z organizacją imprezy, że zmuszony został do postawienia wokół terenu festiwalu kilkukilometrowego płotu. Ta impreza jest naprawdę wspaniała i bezpieczna.
Rozmawiając z panem, nie mogę nie zapytać o Jarosława Kukulskiego, który był mieszkańcem Wrześni.
Był to mój wspaniały przyjaciel. Szkoda, że nie ma go już wśród nas. Gdy usłyszałem, że zmarł, naprawdę zrobiło mi się bardzo ciężko. Zawsze mogłem liczyć na Jarka. To dzięki niemu nagrałem swoją pierwszą solową płytę. To był znakomity człowiek. Napisał dla mnie piosenkę „Trzeci akt”. Była to chyba najpiękniejsza piosenka, jaką kiedykolwiek skomponował – i nie jest to tylko moje zdanie. Żałuję, że na dzisiejszy koncert nie przygotowałem tego utworu. On mnie zawsze wzrusza. Bardzo mi Jarka brakuje.
Rozumiem, że „Jolki” nie zabraknie w dzisiejszym repertuarze.
Nie, nie. Publiczność na pewno nie pozwoliłaby mi zejść ze sceny, gdybym nie zaśpiewał tej piosenki. Mogę nie wiadomo co zaśpiewać, a ludzie i tak zawsze domagają się tej jednej. Tu jest, jak to się mówi, pies pogrzebany (śmiech).
Jak pan wspomina współpracę z Budką Suflera?
Bardzo mile wspominam czas spędzony z nimi. To był naprawdę fajny czas. Śpiewanie z Budką Suflera było czymś pięknym w moim życiu. Nagraliśmy fajne piosenki, jedna z nich okazała się hiciorem. Wiedziałem, że moje bycie w zespole jest czasowe, że pierwszy wokalista Krzysztof Cugowski do niego wróci. Zająłem się więc swoją karierą. Założyłem zespół, nagrałem kilka płyt.
Oni już nie występują, a pan nadal nagrywa, koncertuje. Nie myśli pan o muzycznej emeryturze?
Absolutnie się na nią nie wybieram. Będę występował tak długo, dopóki organizm mi na to pozwoli. Osobiście uważam, że Budka Suflera zrobiła źle, kończąc z koncertami. Chłopacy mogli jeszcze grać, grać i grać. Stało się jednak, jak się stało. Do dziś mam z nimi dobry kontakt. Romuald Lipko po rozwiązaniu się Budki Suflera założył nowy zespół. Nieraz występujemy wspólnie – jest fajnie, miło, sympatycznie.
A jak zaczęła się pana przygoda ze śpiewaniem?
Graniem i śpiewaniem na poważnie zainteresowałem się w średniej szkole. Chodziłem do Technikum Leśnego w Starościnie koło Rzepina. Byłem zafascynowany Czesławem Niemenem. Wielu osobom podobało się, jak wykonuję jego piosenki, i zacząłem śpiewać. Na Festiwalu Piosenki Radzieckiej w Zielonej Górze zaprezentowałem „Bradziagę” i „Kałakolczyk” z repertuaru Niemena.
„Radio moja miłość” to tytuł jednej z pana piosenek z płyty „Czas odpływu”. Ta miłość nie jest odwzajemniona, rzadko można pana usłyszeć w eterze.
Ubolewam nad tym, że jest mnie bardzo mało w radiu. Boleję nad tym, ale nic nie jestem w stanie zrobić. Ludzie chcą jednak słuchać moich piosenek. Świadczy o tym choćby to, że na koncert w Miłosławiu sprzedano wszystkie bilety.
Rozmawiał Łukasz Różański
* Waldemar Śliwczyński: pamięć ludzka bywa zawodna – Felicjan Andrzejczak wystąpił we Wrześni w 1990 w koncercie „Jarosław Kukulski i jego goście” podczas Spotkań Muzycznych, jakie zorganizowałem w WOK-u. Obok niego wystąpili: Monika Borys (w jednej piosence Jarek Kukulski zadebiutował jako... piosenkarz!), Eleni, Halina Frąckowiak, Grzegorz Kupczyk i Sethi, na scenie pojawił się też Lech Konopiński, autor tekstów wielu piosenek wymienionych wykonawców, a całość prowadził Jerzy Rowiński z TVP.
Fot. Waldemar Śliwczyński
Brak komentarza, Twój może być pierwszy.
Dodaj komentarz