Zamknij

Tomasz Szymkowiak: Biegam dzięki Mikromie!

12:59, 04.02.2020
Skomentuj

Jeden z najbardziej utytułowanych sportowców w historii Wrześni zdradza kulisy swoich sukcesów. Pełen tekst rozmowy ukaże się w piątkowym wydaniu „WW”. Poniżej publikujemy tylko jej fragment.

„WW”: Dziesięciokrotny mistrz kraju, uczestnik Igrzysk Olimpijskich w Pekinie i Lekkoatletycznych Mistrzostw Świata w Berlinie, czwarty przeszkodowiec Europy ze Sztokholmu, zwycięzca Pucharu Europy w Bergen nie odniósłby żadnych sukcesów, gdyby nie…

Tomasz Szymkowiak: Gdyby nie Władysław Szewczyk, a później jego syn Marc. Właściciele Mikromy wyciągnęli do mnie rękę, gdy byłem już przekonany, że to koniec planów na jakąkolwiek karierę sportową. Był rok 2004. Dowiedziałem się, że zostanę ojcem. Trzeba było zadbać o rodzinę, a z biegania chleba nie było. Wówczas – w marcu 2014 - dostałem pracę w Mikromie, w dziale kontroli. Pracowałem osiem godzin, ale mogłem wrócić do przerwanych treningów. Początkowo na obóz jechałem wykorzystując urlop, drugi odpracowywałem w nadgodzinach. Gdy przyszły wyniki, w Polskim Związku Lekkiej Atletyki usłyszałem, że mam szansę wyjechać na Igrzyska Olimpijskie, ale muszę poświęcić się tylko treningom. Zaproponowano mi rzucenie pracy, a związek w formie stypendium wyrówna mi straty. Nie chciałem z dnia na dzień tego robić, bo firma inwestowała we mnie. Byłem po szkoleniach, a w dodatku lubiłem swoją pracę i atmosferę w Mikromie. Umówiłem się na spotkanie z prezesem, by lojalnie przedstawić problem. Władysław Szewczyk sam zaproponował, że wszystkie moje obozy, wszystkie treningi i wyjazdy na imprezy będzie traktował jakbym był w pracy. Był rok 2006 i od tego czasu moja kariera przyspieszyła. Muszę też przyznać, że Mikroma nie była jedynym moim sponsorem. Całkiem pokaźne stypendium dostawałem od Miasta i Gminy Września, za co też dziękuję. Z PZLA było różnie. Związek oferował mi obozy, ale zdarzało się, że składał obietnice, których nie spełniał. Miałem propozycję przywdziania munduru wojskowego, co też rozwiązałoby problemy finansowe. Kilku moich kolegów zdecydowało się pójść do Grunwaldu Poznań i już są... wojskowymi emerytami.

Sponsorzy interesują się wynikami swoich zawodników?

W moim przypadku, tak! Byłem ostatnio u prezesa Marc`a Szewczyka, by podziękować za pomoc oferowaną przez te wszystkie lata. Jakież było moje zdziwienie, gdy w dyrektorskim gabinecie zobaczyłem na ścianie fotografię z mojego biegu w Diamentowej Lidze w Paryżu z 2010 roku, kiedy to pobiłem swój rekord (8:18,23 min, 10. w historii polskiej lekkiej atletyki – przyp. red. Co ciekawe, zdjęcie to robił po koleżeńsku Marcin Lewandowski

Co sądzisz na ten temat?

podoba mi się 0
nie podoba mi się 0
śmieszne 0
szokujące 0
przykre 0
wkurzające 0
Nie przegap żadnego newsa, zaobserwuj nas na
GOOGLE NEWS
facebookFacebook
twitter
wykopWykop
komentarzeKomentarze

komentarz(0)

Brak komentarza, Twój może być pierwszy.

Dodaj komentarz

0%