Paulina Koniuk-Fonżychowska ma 24 lata i cały jej dzień pochłania lepienie z plasteliny. Choć precyzyjniej byłoby powiedzieć – rzeźbienie z plasteliny, ponieważ to nie tylko hobby, a jej praca zawodowa.
Od ponad roku pracuje dla gdańskiej firmy Arte-Fakt zajmującej się produkcją unikatowych, ręcznie robionych miniatur – magnesów – wzorowanych na zabytkowej architekturze Polski, Niemiec, Czech i Słowacji. Jest jej główną rzeźbiarką.
Urodziła się we Wrześni i tu ukończyła Liceum Ogólnokształcące im. Henryka Sienkiewicza, a następnie obroniła licencjat z edukacji artystycznej w zakresie sztuk plastycznych na Wydziale Pedagogiczno-Artystycznym UAM w Kaliszu oraz pracę magisterską z grafiki, specjalność film eksperymentalny i animacja, na Akademii Sztuki w Szczecinie. Odkąd skończyła studia, ma więcej czasu na swoją pracę i pasję – czyli plastelinę. Opowiedziała nam, jak masę plastyczną służącą do dziecięcych zabaw przekuła w sztukę oraz biznes.
„WW”: Można powiedzieć, że twoja pasja stała się twoim sposobem na życie.
PAULINA KONIUK-FONŻYCHOWSKA: Zdecydowanie tak! W życiu towarzyszy mi wiele pasji, jednak trzema największymi są zdecydowanie: pisanie powieści fantasy, tworzenie animacji poklatkowych i lepienie z plasteliny – i to te dwie ostatnie stały się moim zawodem wyuczonym. Od ponad roku pracuję dla gdańskiej firmy Arte-Fakt, zajmującej się produkcją ręcznie rzeźbionych i malowanych pamiątek – magnesów. Z uwagi na formę działania właściwie bardziej odpowiednim słowem byłaby tu „manufaktura”. Do ukończenia studiów była to praca dorywcza – wykonywałam 1-2 magnesy w miesiącu. Teraz ta liczba wzrosła do 6, czasem 7 modeli miesięcznie. Każdy magnes muszę zaprojektować, a następnie wyrzeźbić z plasteliny. Zwykle trwa to 2 do 4 dni, w zależności od stopnia skomplikowania modelu. Mój rekord to herb Świdnicy – wykonałam go w 10 godzin. Zajmuję się tylko rzeźbieniem i projektowaniem modeli, gotowe magnesy maluje już kto inny. Poza tym realizuję również inne zlecenia – są to serie ilustracji przestrzennych wykonywane z plasteliny oraz plastelinowe animacje poklatkowe. Właśnie kończę drugi teledysk do piosenki dla dzieci, wykonany na zlecenie zespołu Tulinki Band. Można więc powiedzieć, że plastelina wypełnia moją codzienność od świtu do zmierzchu.
Jakiej plasteliny używasz? Zwykłej, takiej jak dzieci w szkole?
Jeżeli chodzi o animacje – od lat korzystam z plastelin firmy Astra i jestem bardzo zadowolona, choć może za jakiś czas spróbuję jakiejś innej, droższej. Kusi mnie, by zamówić materiał, z którego swoje figurki wykonują animatorzy ze studia Aardman Animations, o których pisałam pracę licencjacką. Zamawiam ją w formie kilogramowych cegieł, każda cegła to jeden kolor. Gdybym kupowała ją na paczki, chyba bym zbankrutowała! Na ulepienie kilkunastu drzew do scenografii schodzi czasem kilka kilogramów różnych odcieni zieleni i brązu – nie chcę nawet myśleć, ile dostępnych w supermarketach paczuszek musiałabym kupić, aby tyle zebrać. Co do plasteliny, z której lepię magnesy – to niestety tajemnica zawodowa.
Czy przy takiej pracy zdarza ci się jeszcze lepić wyłącznie dla przyjemności, bez związku z pracą?
Nie pamiętam już, kiedy ostatnio ulepiłam jakąś figurkę tylko i wyłącznie dla przyjemności. Choć prawda jest też taka, że praktycznie zawsze to, co lepię, sprawia mi przyjemność. Wyjątki są wtedy, gdy np. jakiś magnes jest naprawdę bardzo skomplikowany, ale to raczej strach o to, czy sprostam wyzwaniu niż brak przyjemności z realizacji. Jest jednak spora różnica między lepieniem magnesów i scenografii do animacji – te pierwsze muszą być wierne oryginalnym budynkom lub pomnikom, muszę trzymać się skali, uważać na kąty ujemne. Przy realizacji scenografii mogę bardziej „poszaleć”. Ode mnie zależy, jak wysokie będą drzewa, jaki będzie ubiór figurek. Ostatnio ogromną ilość frajdy dało mi lepienie zabawek do teledysku dla dzieci – mogłam puścić wodze fantazji, na co czasem przy tworzeniu magnesów brak miejsca.
Chwilowo porzuciłaś Wrześnię, pracujesz w Gdańsku.
Tak, ale właściwie to nie przeprowadziłam się do Gdańska. Pracuję zdalnie, jako jedyna osoba z firmy. Natomiast od listopada przebywam w Radomiu, gdzie przeprowadziliśmy się za pracą męża. Z uwagi na charakter mojej pracy mogliśmy sobie pozwolić na taki krok, a ja aktualnie jestem dumną żoną historyka-muzealnika; Artur odpowiada za dział promocji w Muzeum Ludowych Instrumentów Muzycznych w Szydłowcu. Możemy śmiało powiedzieć, że nawet dla par z tak nieszablonowymi zawodami – i to zaraz po studiach – znajdzie się praca w zawodzie. We Wrześni natomiast bywam raz na kilka miesięcy, z pewnością ciągle czuję się wrześnianką. Rodzice Artura mieszkają w Środzie Wielkopolskiej, więc dla nas obojga są to rodzinne strony.
Zauważyłaś jakieś zmiany w mieście?
Jestem pod nieustającym wrażeniem tego, jak szybko Września się rozrasta. Fragmenty miasta, które – gdy byłam dzieckiem – jak okiem sięgnąć stanowiły pola, dziś są wielkimi osiedlami. Bardzo podoba mi się odnowiony fragment nad Wrześnicą – światełka odbijające się w tafli, chodniki, kwietniki, tężnie! Karuzela natomiast spełniła moje marzenie o Empiku w rodzinnym mieście. I bardzo podobają mi się dekoracje, które widać w różnych punktach miasta, np. ogromne jajka wielkanocne, które widziałam rok albo dwa lata temu. Właściwie długo bym mogła wymieniać, jak wiele mi się w moim mieście podoba.
Rozmawiała Anna Tess Gołębiowska
Najświeższe informacje o Paulinie Koniuk-Fonżychowskiej można znaleźć na jej stronie na Facebooku, a jej produkcje można obejrzeć na profilu Paulina Plastelina.
1 0
pasja i wspaniałe umiejętności! Jak dobrze czyta się, coś tak budującego. Wrześnio- skorzystaj z okazji, promuj siebie przez wrześniankę i jej sprawne ręce- kupowalibyśmy!
Użytkowniku, pamiętaj, że w Internecie nie jesteś anonimowy. Ponosisz odpowiedzialność za treści zamieszczane na portalu wrzesnia.info.pl. Dodanie opinii jest równoznaczne z akceptacją Regulaminu portalu. Jeśli zauważyłeś, że któraś opinia łamie prawo lub dobry obyczaj - powiadom nas [email protected] lub użyj przycisku Zgłoś komentarz