Zamknij

„Kryzys obnażył nasze lęki i brak dialogu”. Rozmawiamy z wrzesińską psycholog

13:05, 23.11.2020
Skomentuj

Rozmowa z Beatą Bartczak – psychologiem, trenerką rozwoju osobistego, terapeutką dzieci i młodzieży, terapeutką metody SI i właścicielką Centrum Diagnozy i Terapii AIS we Wrześni.

„WW”: Żyjemy w niespokojnych czasach, codziennie spotykamy się z sytuacjami, z którymi wielu z nas nie umie się pogodzić, nie umie sobie poradzić. Jak pani odbiera to, czego jesteśmy świadkami?

BEATA BARTCZAK: – To, czego obecnie doświadczamy, to kryzys. Kryzys, który wyraża się na wielu płaszczyznach, w różnych obszarach życia. Dotyka nas indywidualnie, naszych rodzin, społeczności, w których żyjemy, i narodów. Jeszcze pół roku temu, gdy pojawiła się epidemia, a słowo COVID-19 trafiło na usta prawie wszystkich, dominującą emocją był lęk przed czymś, czego nie znamy, co wydawało się przez sam fakt nierozpoznania czymś groźnym. Dzisiaj wiemy trochę więcej, zalewa nas natłok różnych informacji i danych, czasem zupełnie sprzecznych, pojawiają się teorie bardziej lub mniej spiskowe. Rządzący łagodzą lub zaostrzają obostrzenia. Ludzie odczuwają, że ich swobody są ograniczane, blokowane, a ta sytuacja prowadzi do frustracji. Stąd już niewiele do pojawienia się agresji, która narasta. Narasta w nas samych i można ją wokół obserwować. Kryzysy są czymś naturalnym w życiu ludzi, czymś, można by rzec, rozwojowym. Związane są ze zmianami, które człowiek musi przyjąć, choć w sposób naturalny stawia im opór, bo dąży do utrzymania status quo, które kojarzy z poczuciem bezpieczeństwa. Ale bez zmian nie ma rozwoju i postępu.

Według pani ten okres to czas przełomowych zmian dla nas jako ludzi?

– Tak uważam. I większość z nas musi skonfrontować się ze sobą, dokonując wglądu i decydując się na trudne wybory, które będą wiązały się z konsekwencjami. Co innego jednak dokonywanie wyborów, co innego usprawiedliwianie agresji, która z tym coraz częściej się łączy. Na to nie powinno być przyzwolenia, bo agresja zawsze kogoś rani i krzywdzi. I nie może być tak, że ktoś wybiera tę drogę, ponieważ uważa, że jest słuszna, bo jedynie słuszne są jego przekonania. Myślę, że znacznie poważniejszym problemem, który w sytuacji dzisiejszego kryzysu został wręcz obnażony, jest brak dialogu i rozmowy między ludźmi na temat różnic, które ich charakteryzują. Bo my nie chcemy rozmawiać. My mamy potrzebę przekonywania innych do naszych racji, bo uważamy, że ci inni są gorsi, głupsi, nieuświadomieni. Dlaczego? Bo nie myślą i nie czują tak jak my. I jeśli ci inni nie przechodzą na naszą stronę, no to są przeciwko nam, więc należy ich hejtować. I to się dzieje. Na portalach społecznościowych, w rodzinach, między znajomymi. I gdy wydaje nam się, że już zupełnie nikt nas nie słucha, to wychodzimy na ulice i wykrzykujemy to przy użyciu wulgarnych, ale przecież bardziej dostrzegalnych haseł. Ale czy tak musi być? To my sami o tym decydujemy.

Uważa więc pani, że protesty, które w ostatnim czasie zalały miasta i miasteczka, nie powinny mieć miejsca z uwagi na dominujący w nich język?

– Absolutnie nie. Po to jest demokracja, aby każdy mógł protestować i wyrażać sprzeciw wobec czegoś, z czym się nie zgadza. Takie ma prawo. Uważam jednak, że można protestować, nie sprowadzając postulatów do niecenzuralnych słów, zwłaszcza gdy jeszcze co niektórzy dorośli zabierali na marsze i spacery swoje dzieci. No bo proszę mi powiedzieć, jak wytłumaczyć dziecku, że pewne sytuacje usprawiedliwiają użycie wulgaryzmów i agresję, a inne nie? I gdy np. dziecko odezwie się w ten sposób do kolegi, a nawet do rodzica, to mama i tata uznają je za niegrzeczne i ukarzą? Przekaz i postawa powinny być spójne. Psychologiczne ABC. To, że protesty przybrały aż tak na sile, wynika moim zdaniem z nieprzepracowanego lęku przed niezaspokojeniem ważnej, z perspektywy ich uczestników, potrzeby lub potrzeb, tłumienia jej oraz sprzężenia ze złością. Gdyby przyjrzeć się bliżej złości, można odkryć, że obwarowana jest ona lękiem z dwóch stron. To właśnie lęk ją wywołuje, ale też – paradoksalnie – blokuje. A jeśli zawodzą strategie zaradcze, może dojść do wybuchu.

Czyli na siłę tych protestów miały wpływ tłumione emocje i brak lub nie do końca wyrobione strategie zaradcze? Czy to nie zbytnie uproszczenie?

– Obserwując to, co się dzieje w Europie i na świecie, widać bardzo mocno, że protesty nie dotykają tylko Polski. W innych krajach też się przetaczają. Oczywiście ich przyczyny, te werbalizowane, są nieraz inne i zależne od specyfiki danego kraju. Nie zmienia to jednak faktu, że człowiek, gdy zostaje narażony na zablokowanie realizacji jakichś jego ważnych potrzeb, bądź za ważne uznawanych, reaguje złością, irytacją, która w wielu wypadkach może przerodzić się w agresję.

Protestujący podkreślali i nadal podkreślają, że zostali doprowadzeni do tego, że uderzono w prawa związane z wolnością wyboru, a więc takie, które łączą się z prawem do wolności.

– Oczywiście ja też słyszę te wyjaśnienia i te, w których wskazuje się konkretną osobę, winną „uruchomienia złości” w Polakach. Ale podchodzę do tego z dystansem. Emocje są zawsze po stronie tego, kto je przeżywa. Nie jest tak, że coś lub ktoś nas denerwuje – to my przyzwyczailiśmy się do lokowania przyczyny naszych stanów emocjonalnych poza nami, bo tak jest nam wygodniej. Tymczasem rzeczywistość wygląda tak, że to my sami fundujemy sobie konkretne emocje, ponieważ nadajemy określone znaczenia danemu zdarzeniu lub osobie, a bardziej relacji z nią. A gdy się pojawia złość, brakuje nam zdrowych strategii zaradczych, aby sobie z napięciem emocjonalnym poradzić w sposób adekwatny – i często sięgamy po sposoby krzywdzące innych. Jeśli chodzi o wolność, ja lubię używać określenia, że jest ona raczej stanem ducha niż stanem faktycznym, zwłaszcza że, wchodząc w relacje z innymi ludźmi, już z samego faktu, że w nie wchodzimy, tę naszą wolność w jakiś sposób tracimy. No bo moja wolność kończy się tam, gdzie zaczyna wolność drugiego człowieka. Wiara, że jest wolność spod znaku „róbta co chceta”, jest moim zdaniem iluzją. Zgadzam się, że ważne jest, aby starać się podejmować własne wybory w zgodzie ze sobą i dobrze, jeśli w miarę możliwości przed ich podjęciem dysponuje się jak największą ilością danych, które pomogą w dokonaniu wolnego wyboru. A im więcej tych danych posiadamy, tym pewnie stajemy się bardziej wolni i niezależni w naszych sądach. I w tym momencie można zastanowić się, ilu uczestników protestów o tę „wolność” zadbało, a ilu ruszyło na ulice pod wpływem emocji.

A emocje, pani zdaniem, nie powinny zagrzewać do walki o swoje prawa?

– Emocje są obecne w naszym życiu i nie mamy jako ludzie na to wpływu. Towarzyszą nam od urodzenia aż do śmierci. To one podpowiadają nam rozwiązania, najczęściej w sposób irracjonalny. I bardzo często żałujemy ich. Niestety, tak jesteśmy zaprogramowani, że silne emocje zamykają dostęp do tej części mózgu odpowiedzialnej za racjonalne wybory – czy tego chcemy, czy nie. I dlatego ja podczas terapii zachęcam klientów do dawania sobie przestrzeni i trenowania metod obniżających pobudzenie emocjonalne, jeśli chcą dokonać racjonalnych wyborów. To z tego powodu przekonuję też rodziców do tego, aby zanim w emocjach zaczną rozwiązywać jakiś konflikt z dzieckiem, złapali przysłowiowy oddech, żeby pod wpływem emocji go nie skrzywdzili.

Jak sobie radzić z emocjami, z natłokiem różnych informacji, które do nas docierają, a czasem z coraz bardziej dojmującym poczuciem bezsilności?

– Aktualna sytuacja jest dla nas na pewno trudniejsza niż ta z marca. Myślę, że istotne jest to, aby skupić się na większej pracy nad własną duchowością, na próbie nie tyle szukania odpowiedzi na pytania, które się pojawiają, ale na byciu po prostu dobrym człowiekiem, na dostrzeganiu i cieszeniu się z małych, drobnych przyjemności, na umiejętności dostrzegania ich i dziękowania innym za choćby drobne gesty życzliwości. Nawet jeśli ktoś patrzy na ciebie z ukosa, nie musisz odwzajemniać się tym samym. Agresja w przestrzeni publicznej, w środowisku pracy czy w końcu w social mediach, nie rozwiąże niczyich problemów, a spowoduje, że sami będziemy czuli się jeszcze gorzej. Codziennie zaplanuj i zrób coś dobrego. Dla siebie, dla innych. Skup się na tzw. przyłapywaniu innych na czymś miłym, fajnym. I mów im o tym. Szukaj w ludziach dobra, a nie zła. Rozmawiaj, ale nie atakuj. Staraj się poznać perspektywę drugiego człowieka, wejść w jego buty, zrozumieć jego argumenty. Przyjmij, że ludzie naprawdę nie postrzegają świata jak ty. Widzą i czują inaczej. Przez pryzmat swoich doświadczeń, odmiennych przekonań, innej wrażliwości emocjonalnej. A przede wszystkim nie oceniaj. Małymi krokami zmieniaj nie świat, ale siebie.

Rozmawiała Dorota Tomaszewska

Co sądzisz na ten temat?

podoba mi się 0
nie podoba mi się 0
śmieszne 0
szokujące 0
przykre 0
wkurzające 0
facebookFacebook
twitterTwitter
wykopWykop
komentarzeKomentarze

komentarz(0)

Brak komentarza, Twój może być pierwszy.

Dodaj komentarz

0%