Czy umiemy dorównać naszym pradziadom i wejść w Nowy Rok z błyskiem w oku...?
Czy to był zły rok? A czy pogoda z definicji jest zła? Ani na jedno, ani na drugie zbytniego wpływu nie mamy, więc najczęściej pozostaje milcząca zgoda i pokora.
Bo czy ten właśnie rok nie przyniósł nam wszystkim przypomnienia oczywistej kruchości bytu? Czy świadomość tego nie odeszła od nas zbyt daleko? Przywrócona pokora nie musi też stanowić poczucia kary za grzechy całej ludzkości, mimo że i takie odczytywanie „świata na odwrót, który nam się zdarzył” ciągle miewa miejsce.
Spoglądając racjonalnie, nie mamy innego wyjścia, jak uruchomienie w sobie woli przetrwania i zaszczepienie się na chorobę histerycznego szukania winnych. Sezonowi pieczeniarze (a najczęściej bywają nimi tzw. politycy) próbują na ten czas, który dla wielu jest wystarczająco tragiczny, nakładać dodatkowy jeszcze chaos. Naprawdę, warto ich słuchać?
Jakże rzadko dociera do nas, że nasi pradziadowie częściej przeżywali o wiele bardziej bolesne chwile, a jednak nie opuszczała ich nadzieja i pogoda ducha. Mimo wszytko potrafili być mocni. Dlaczego? Kto zdążył z nimi porozmawiać, ten poznał źródło ich siły. Czy umiemy im dorównać i wejść w Nowy Rok z błyskiem w oku...?
Mirosław Jadryszak
nauczyciel, pasjonat fotografii i filmu
małp z LZ
13:03 04-01-2021
"Kiedy powrócimy do normalności?" A czy nasza "normalność" nie jest tylko wyjątkiem od pewnej reguły w ludzkim losie i kondycji? Patrząc z perspektywy historii ludzkości, rzeczywiście "pradziadom częściej towarzyszyły bardziej bolesne chwile". Na przestrzeni setek a nawet tysięcy lat o wiele mniej wygodnego życia, nasza bezpieczna "normalnosć", w której nawet sklepy zamknięte w niedziele są już dla wielu traumatycznym przeżyciem (bo cóż ze sobą począć...?), wydaje się być raczej dziejową anomalią niż normą. Błogostan ten, szczęśliwie na tyle długo już trwa, że zdążyła nastąpić pokoleniowa przerwa w pamięci gorszych czasów, zanikła nawet świadomość, że stan taki nie musi być dany na wieczność. Nie chciałbym przypisywać sobie więcej hartu ducha, niż jest go w moim pokoleniu, też chciałbym, jak inni, żyć tak beztrosko, jak tylko się da. Jednak gdy słyszę wciąż powtarzane pytanie "kiedy powrócimy do normalności?" wypowiadane tonem bliskim zniecierpliwionego dziecka, przestępującego z nogi na nogę, a czasem nawet już tupiącego ze złością...Zgadzam się. Nie mamy tej odporności, i chyba - także z własnego wyboru a nawet z satysfakcją - zapomnieliśmy o źródłach z których czerpały Nadzieję przeszłe pokolenia.